-
Postów
10 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Sekrett
-
fascynujące dzieje planety Ziemii
Sekrett odpowiedział(a) na bazyl_prost utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
E tam. Pożarcie bakterii z chlorofilem przez protisty, w efekcie czego powstały chloroplasty i rośliny, to jednak było coś. Nawet patrząc bardziej lokalnie, około 30 milionów lat temu powstał system chromatoforów i irydoforów, który umożliwia niektórym zwierzętom manipulowanie odbijaną częstotliwością fal świetlnych, co sprawia, że mogą zmieniać kolor skóry jak kameleony. W chemii biologicznej naukowcy projektują cząsteczki, które same się kopiują i ewoluują w probówce. Choć to jeszcze nie jest życie w sensie biologicznym, są to pre-living systems, potencjalnie pierwsze kroki do powstania nowego życia w laboratorium. Trochę tego jest. -
Każdy płaci, czym chce, gotówką lub cierpieniem za to, co zwykł ktoś zwać swoich win odkupieniem. Zwój Mamony I Do wirującej w próżni czarności chwiejnym krokiem wszedł przysadzisty różowy słoń, Balgo.“Oj, cóż to było za niezdarne stworzenie!” – każdy by o nim tak powiedział. I słusznie, bo słoń ten, ledwo co drzwi do nicości przekroczył, a już zdążył zahaczyć trąbą o niebyt i potknąć się o nieistniejący próg. I potknąwszy się już o próg, spadł z niewidzialnych schodów na samo dno, które, ku niezadowoleniu Balgo, było także górą. – Nie cierpię tej roboty! – zatrąbił żałośnie, wymachując trzymanym w kopycie papirusem. Przysunął papirus bliżej oczu. – Wilhelm Greateman, spadkobierca GoodLove’a, dowódca w bitwie nad Odettą – przeczytał. – Szukam Wilhelma Greatemana! Balgo podreptał nieco w prawo, i prosto, rozejrzał się po otaczających go korowodach zapadłych we śnie gwiazd. – Szukam Wilhelma Greatemana! – powtórzył. – Herbu Ostrokrzew, z domu Lwów Nadmorskich. Cisza. – Niech to! – przeklął pod trąbą Balgo. – Nie udawajcie, że nie widzicie słonia w pokoju. Powtarzam jeszcze raz: szukam Wilhelma Greatemana, duszy czystej jak intencje szczeniaczka, duszy odważnej niczym szczekający szczeniak, duszy niepoległej w sposób inny niż śmierć. A w tle rozchodziły się jedynie jęki leżących w stercie, jedno na drugim, dogorywających ego. Balgo rozejrzał się to w jedną nieskończoność, później w drugą nieskończoność, i jeszcze raz w tę pierwszą. Podrapał się trąbą po głowie. – A niech to! No trudno, ty też się nadasz. – Balgo wyciągnął z próżni kawałek koloru czarnego i odłożył do wiklinowego koszyka. Koszyk miał na plecach, przywiązany fioletowymi wstęgami do brzucha. Pod opinającą tors wstęgą nosił jeszcze nerkę, do której włożył zgnieciony papirus. Nieszczęsny Balgo musiał wspinać się z powrotem po nieistniejących schodach, zatrzymując się co dwa piętra, by złapać oddech. – Ty to masz pecha – powiedział do czarnego obłoku wyrwanego z przestrzeni. – Mogłem wybrać nieskończenie wiele różnych od ciebie, a trafiłeś się właśnie ty. To ci nieszczęście! – Nieszczęścia chodzą parami – westchnęła otchłań. Balgo otworzył drzwi do kosmosu, przeszedł przez nie trwożliwie nim zatrzasnął je za sobą. Praca w zaświatach nie jest pracą łatwą ani przyjemną, w szczególności dla słonia, który odpracowuje grzech lenistwa.
-
Niektóre metafory (np. "czarna krew powietrza") brzmią dla mnie strasznie kiczowato. Inne natomiast (np. myśli przedstawione jako wilki) rezonują z moją wrażliwością. Jeśli chodzi o sens, znowu mamy mix. Niektóre frazy brzmią sztucznie (np. wypruwać rany - rany raczej powstają na skutek wyprucia np. flaków). Inne są bardzo ładne - na przykład o tym, że miłość przestaje być uczuciem, a zaczyna być instynktem. Jest nad czym pracować, jest też z czego się cieszyć - tak mi się zdaje. Pozdrawiam!
-
W padole konfliktu wartości, horyzont zdarzeń traumatycznych oddziela mnie od mgławic gwiazd srebrzystych. Tuż przed rozpadem połowicznym rozdwojonej jaźni chwytam wiązkę światła w wyobraźni. Oplatam tym światłem brzuch wtem z padołu ciemności woła do mnie cud narodzin - Ty tam! Ubrany w senność skąpany w dzikości To światło to pępowina do lepszego świata (Lepszego na miarę twoich możliwości...) – dodaje już nie krzykiem a szeptem. Bo widzisz, ja pragnę narodzić się na nowo, lecz bez śmierci. Tak filozoficznie. A ty? Podróżujesz myślami pod róż girlandą nie wierzysz mi że wszystko wokół jest propagandą Uciekasz na balkon idę za tobą jestem tam z tobą – a mimo to samotnie spoglądam w gwiazdy. Konstelacje kruszą się w kryształy, gdy mlekiem płynie galaktyka twych oczu. Wtedy patrzysz na mnie z miłością ja zapalam cygaro, buchem kolejnych mgławic kreuję mikrokosmos.
-
@KOBIETA Podoba mi się zestawienie bioluminescencji, zjawiska fizycznego, które różne organizmy wykształciły jako formę komunikacji, z aktem erotycznym. Pikanterii dodaje fakt, że bioluminescencja bywa wykorzystywana do wabienia ofiary.
-
Ostatnia zwrotka to złoto, a nawet kryształ.
-
Słowiańska pieśń wiedźmy
Sekrett odpowiedział(a) na Whisper of loves rain utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Nie trafia do mnie. Bardzo dużo buntu przeciw porządkowi, pozostawia niedosyt co do tego, co proponuje alternatywa, tak zwany słowiański duch. Niekiedy klimat wydaje się niespójny. Przykładowo, przywołanie pałaców, które nijak nie mają nic wspólnego ze Słowianami, którzy prędzej szturmowaliby zamki aniżeli pałace, bo te drugie to inny krąg kulturowy. Czasami też skróty myślowe wydają mi się zbyt enigmatyczne. Nie słyszałam, żeby ktoś „gardził pyłem” - można go lekceważyć, strącać, ale „gardzić” to zbyt mocne słowo, tak mi się wydaje. Są też pewne niedopowiedzenia np. „O tych, co modlą się, choć w sercu mają grzech” - ludzie zawsze mają grzech, więc modlitwa w takim kontekście jest naturalna. Może lepiej: „O tych, co modlą się, choć serca pełne mają grzechu”, rytm może nie jest idealny, ale sens jest zachowany. Pewnie się czepiam. + Na plus zdecydowanie nieszablonowe rymy. W szczególności „pyłem, zgniłym” trafia mocno w moją estetykę. Taka pieśń wiedźmy mogłaby znaleźć dla siebie miejsce w niejednym opowiadaniu fantasy - świetnie by pasowała, moim zdaniem. -
Na łące porośniętej czupryną mniszków lekarskich kiełkuje we mnie nieświadomość. Obserwuję, jak słońce chowa się za horyzontem, wszechświat staje się przedłużeniem mojego spojrzenia. Martwię się, czy zdołam pojąć wszystko, co mnie otacza zanim wyrzucą mnie stąd z hukiem. Nagle pochyla się ku mnie dmuchawiec - chyba szaman - i po szamańsku stary mnich zaczyna dziwnie radzić: “Nie ma się czym tak martwić: nie musisz wiedzieć wszystkiego, W przyrodzie roi się od niewytłumaczalnych zjawisk, cudów i zagadek, a lwia część z nich nigdy nie była przedmiotem ludzkiego poznania". A ja wzdycham “Meh” - tym westchnieniem zdmuchuję dmuchawca, rozsiewając pyłek jego egzystencji po trawach. Może i część świata pozostanie tajemnicą, lecz nie wiem, która - więc badam wszystko. A mniszki wokół kręcą głowami, wcześniej spokojne, teraz za to w bukietach rozzłoszczone niby hydry kąsają mnie kolejno oświeceni hipokryci celują we mnie aureolą. Znowu muszę wstać, otrzepać się z blasków tyci pyłków Wyruszyć w drogę, żeby, najlepiej jeszcze przed zmrokiem, znaleźć jakąś inną lepszą łąkę - najlepiej taką, na której będę mile widziana. Na której będę mogła się rozłożyć, żeby na niej badać kwiaty - nie z nimi rozmawiać, wątpić w kwiaty, stwierdzać kwiaty, testować pyłki, kreślić i nazywać wyświetlane na niebie gwiazdozbiory.
-
Nastrojowy. Nie jestem pewna, czy całość jest przemyślana. Metafory są tak intensywne, że balansują na granicy sensu. Przykładowo, nie słyszałam, żeby ktoś kiedyś poił czkwakę. Na pierwszy rzut oka wygląda jak zbitek efekciarskich fraz. Niemniej jednak, ten wiersz się mieni, a ja jestem sroczką, więc podoba mi się. Nie zważając, czy to brylant czy cyrkonia :)