Spotkali się przypadkiem, jak dzień i noc.
On z głową w chmurach, z sercem, które czuje wszystko naraz.
Nie szukał relacji, tylko połączenia. Takiego, które budzi w środku spokój, a nie tylko daje obecność.
Dla niego miłość to nie plan to droga, przez którą uczysz się siebie.
Ona z ziemią pod stopami, z sercem, które bije w rytmie rozsądku.
Nie szukała magii, tylko równowagi.
Dla niej związek to coś, co ma działać jak dobrze zbudowany dom: stabilny, logiczny, przewidywalny.
Nie ufała uczuciom, bo wiedziała, że potrafią zwieść.
On widział w niej duszę,
Ona w nim emocję.
On chciał czuć,
Ona chciała rozumieć.
I choć przez chwilę ich światy się zetknęły jak nocne niebo ocierające się o brzask
to oboje czuli, że ten moment nie może trwać wiecznie.
Nie dlatego, że czegoś zabrakło.
Ale dlatego, że miłość potrzebuje wspólnego języka.
A oni mówili różnymi równie pięknymi, ale nieprzetłumaczalnymi.
On odszedł z sercem pełnym uczuć, których nie mógł wypowiedzieć.
Ona została z myślą, że to wszystko było zbyt skomplikowane.
I choć każde poszło w swoją stronę, to w pewien sposób oboje wiedzieli
że ta historia była potrzebna.
Bo on nauczył się, że nie każda głęboka więź musi trwać wiecznie.
A ona że nawet najlogiczniejszy świat potrzebuje czasem odrobiny magii.