vrextons
Użytkownicy-
Postów
14 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez vrextons
-
@Nata_Kruk bez obaw ,wszystko ze mną okej. Część rzeczy piszę w formie autoterapeutycznej jednak staram się je zachowywać dla siebie ,na forum udostępniam teksty w trakcie pisania których usiłuję przysłowiowo wejść w czyjąś skórę i uchwycić emocje które mogą towarzyszyć mojemu bohaterowi. Oczywiście nie zawsze w pełni udaje mi się ta sztuka bo nie jestem w stanie w się odciąć od swoich przemyśleń ,problemów etc. Jednak to nie wada ,sądzę że to nadaje tym tekstom pewnego realizmu. Dziękuję za troskę :)
-
Wspominam cię, choć cię nie spotkałem. Tęsknię za tobą, choć cię nie znałem. Tonę w smutku każdego dnia, Tonę , dotykam stopą dna. Chcę cię dotknąć, przytulić do piersi, Nosić blisko przy sercu i ci się poświęcić. Miast tego dźwigam cię tylko w swej pamięci. Łzy spływają mi po policzkach, gdy piszę. Uszy wyczulone mam już na ciszę. Nie słyszę twego głosu, krzyku ni śmiechu, Nie widzę cię, jak biegasz po domu w pośpiechu. Wyzbyłem się już przed tobą lęku. Żałuję i tęsknię, lecz kompletnie tego nie rozumiem. Kocham cię, ułudo, mój niebyły cudzie, Bezimienna cząstko świata, nienadeszła, wyparta. Kocham cię, odkąd cię straciłem, choć żadne z nas straty nie było winne. Bałem się, że życie stracę bezpowrotnie, Lecz nie nadeszłaś, a ja dalej żyję nieprzytomnie. Bałem się o nią, bałem się ciebie, A teraz...żyję sam ,po co ? Nie wiem
-
Gdy czytałem ten tekst odrazu na myśl przychodziły mi obrazy beksińskiego ,i nagle zdałem sobię sprawę że piszesz o czymś co nie jest tak odległe jak światy z tamtych płócien. To koszmar który jest do tego stopnia materialny że aż mnie ciarki przechodzą. Naprawdę fajny wiersz :)
-
Zimna głowa Mokre włosy w słońcu skąpane, Pod okularami skryty oczu diament. Dwie czarne kulki Wciąż za przechodniami podążają. Raz w górę, raz w lewo, Raz w dół, raz w prawo. Szukają czegoś, Co usta przemilczają, Ale obrazy nie milkną, Wciąż się zmieniają. Parawanem myśli Siedzi otoczona, Biedna, Sama, Ciepłem wykończona. Nie wie, co ma zrobić ze sobą, Ale dalej wypatruje, Podąża wzrokiem za szumem obrazu. To wiatr plażę omiata – Zrozumiała to od razu. Wtem do szumu dołącza się morza fala. Siedzi na brzegu, Lecz jest jakby z dala Gdzieś hen daleko, Gdzie wspomnienia żywe się stają. Aż nagle z zamyślenia kropla deszczu ją wyrwała. Nie czekała długo, zebrała koc i wstała. Niezgrabnymi ruchami przez piasek się przedzierając, Weszła na jakiegoś mężczyznę, Jakby sprawy sobie nie zdając... I wtedy zrozumiałem, Co krył ów oczu diament, Skąd ciemne okulary I chód niezgrabny, Skąd wzrokiem za szumem podążanie – Ona nie widziała tego wcale.
-
Kap...Kap...Kap Woda skapuje z kranu do umywalki oceanu Może i to kwestia sporna ale czy to nie jest pewna alegoria?
-
Zmęczony jestem. To już chyba choroba. Widzę cię tam, gdzie cię nie ma. Uciekam przed przeszłością w niewypowiedziane słowa. Piszę dużo, choć czuję, że wszystko powiedziane zostało. Pusta skorupa — martwe me ciało. Oczy przeszklone, utkwione w obraz nienawiści stłumionej, zszarzały do reszty, zgasł w nich ogień. Usta uschły od pragnienia, niczym bukiet róż w miejscu bez cienia. Zamknięte w dramacie, nie mają nic do powiedzenia. Mózg jednak działa niezachwianie, powtarza tę historię raz za razem w każdej opcji, w każdym czasie. I w tym cały ból, cała moja udręka, że ciało wybaczyło, a ja pamiętam. Rany na skórze z czasem się goją, jednak te po tobie cierniem w sercu stoją.
-
To, czego ci nie zabrałem
vrextons odpowiedział(a) na vrextons utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@tie-break Czasem milczenie bywa największym komplementem — skoro zabrakło słów na konstruktywną krytykę, widocznie wiersz obronił się sam.😉 -
Spokojnie — nie płacz. To do ciebie niepodobne. Nieskromne twe łzy, zwłaszcza gdy lico masz tak pięknie rozpalone. Oczy żarzą ci się niczym ogień, twój smutek skrapla się niepotrzebnie. Nie sposób obejść wobec ciebie obojętnie, a ja chcę się uzbroić w obojętność — odejść, zostawiając cię taką, jaką trzymałaś mnie przy sobie: rozpaloną, smutną i zniszczoną. Nie jest to vendetta. Serca wszak jeszcze nie straciłaś. Tak ci się tylko wydaje — lecz uwierz, ono ci zostawię. Chcę cię dotknąć chociaż raz i zostać z tobą jak najdłużej, lecz nadszedł już czas, by zakończyć ten losu śmiech. Chciałaś tego — sama dobrze wiesz. A ja już siły nie mam walczyć o przegrane. Zdałem sobie sprawę, że to ty chcesz odejść, choć sama wróciłaś. Że potrzebowałem cię, a ty mnie porzuciłaś. Otworzyłem serce — w twych rękach tkwiące, skradzione — tylko po to, by ogrzać twe dłonie, w smutku zmrożone. I teraz, gdy taki gorąc od ciebie bije, nie zabiorę ci też jego — bo jest już niczyje. Lecz dbaj o nie. Nie pozwól mu się rozłożyć. Nie daj mu zgasnąć — a zezwól mu się kiedyś na powrót otworzyć.
-
Odszedłem. Słowo ostatnie, niczym klątwa, padło, stając się ciałem. Losu przekorność — że innych rzeczy prosząc, doczekać się ich niemożność, a to, co najgłupszym pragnieniem było, z dnia na dzień się ziściło. Odmiany mimo wszystko nie oczekuję. Nigdy tego nie przeczytasz. Jednak wiedz, że tylko jednej, tej jednej prośby szczerze żałuję.
-
"Wrona,, Kre-kre- kracze wrona palaczka Pali tylko biernie ale ją to wykańcza Gniazdo założyła pod dachem Dobra lokalizacja słońce nie grzeje latem Na zimę zaś śnieg nie sypie w oczy Tylko sąsiedztwo w nałogach ją chcę umoczyć Gniazdko piękne sobie umorzyła Kredyt wzięła u gołębia w daktylach Deweloper jej sprzedał Za bagatela daktyl od cala Cena ideał Ale na tym się zalety skończyły Z początku nawet i odejść myślała Zwłaszcza jak zmianę z kra na kre Zearejestrowała Ale tak szczerze który głupi Zostawiłby dom który dopiero kupił?
-
Przeżyłem miłość Przeżyłem tę prawdziwą Tę, w trakcie której zmysły nikną Zarówno ciepłą, jak i zimną Przeżyłem ją raz Raz oddałem serce Raz oddałem te prawdziwe Nigdy go nie odzyskałem Więc kamieniem jestem Pomnikiem miłości Co w parku na pamiątkę stoi Pomnikiem, na który gołębie srają A który ludzi niepokoi
-
Nasze usta — jak dwóch różnych rzek brzegi. Idąc wzdłuż nich, błądzimy. Znajdujemy się tam, gdzie ich zbiegi.
-
2
-
Skóra biała niczym papieru ryza. Dłoń moja po jej udzie niby łódź płynie. Zakochałem się w jej zimnych oczach. Zakochałem się w zimie. Włosy z czoła na plecy prowadzą, niby ściółka leśna. Znaczą drogę mym palcom. Chwytam ją za nie i znów zimnym oczom daję wiarę. Mówią: „chodź do mnie, kocham cię skarbie”. Niby urok co rusz rzucany, niby woda opadająca z przelanej wanny. Widać, że emocji w tych słowach za dużo, aby lód oczu mógł je wypowiedzieć. Widzę, że zwabić mnie chce i w potrzasku zimnych ramion trzymać. Zakochałem się w jej zimnych oczach. Płynąc ręką po jej udzie, zakochałem się w zimie. Patrząc w lód otchłani oczu jeziora, zakochałem się w ułudzie. I płacić mi przychodzi za to. Po zimie rozstopy, dziś mamy lato, a ja dalej mrozu wypatruję. Bo zaufałem jej oczom Bo poczułem zimno ramienia Bo pocałowałem usta, w których tyle cierpienia Bo pogładziłem ją po skórze Bo w talii objąłem Bo za włosy złapałem Płakałem, a łzy w lód na moich policzkach się zmieniały. Ona się śmiała, a ja stałem oniemiały. Ni dźwięku z siebie nie wydałem. Zamarzłem wpatrzony w nią tam, gdzie stałem. I tak czekałem do lata, ale nic mi to. Czekałbym nawet do końca świata, bo... Zakochałem się w jej zimnych oczach. Płynąc ręką po jej udzie, zakochałem się w zimie. Patrząc w lód otchłani oczu jeziora, zakochałem się w ułudzie. I płacić mi przychodzi za to. Po zimie rozstopy, dziś mamy lato, a ja dalej mrozu wypatruję.