do życia niemrawo sięgam, jak – rwąc jabłko
myślę – że już dojrzało i nie będzie jego
czupurność mnie onieśmielać.
chwytam i czuję chłód skóry żałującej
mi miąższu, strużek soku na brodzie
i widoku nagich bezbronnych pestek.
a jednak chwila grozy, w której jesteśmy jedno:
drzewo, owoc i ja – sprawia, że rozumiem.