Abyss
Niebo bez dna,
ziemia bez końca,
człowiek bez granic.
Otwórz oczy:
gwiazdy świecą,
piekło płonie.
Tam, gdzie nie ma nic,
jest wszystko.
Ogarnij to „wszystko” ramionami,
a zobaczysz, że nie masz nic —
tylko ciemność,
którą oddychasz.
Otchłań wpatruje się w ciebie
jak w czarne, tłuste bagno.
Widzi swoje odbicie:
złe, radośnie koszmarne,
skrzywione uśmiechem.
A ty… drżysz.
Boisz się.
Otchłań nie pożera,
tylko czeka, aż sam w nią wskoczysz.
A wtedy zrozumiesz:
nie ciemność była twoim wrogiem,
lecz własny cień.
Cierpliwy i cichy jak sumienie,
które nie prosi o rozgrzeszenie,
lecz o odwagę,
by spojrzeć na siebie.
I zobaczyć, że skok
nic ci nie da.
Otchłań istnieje,
dopóki się z nią mierzysz.
Jesteś jej oddechem,
dopóki w nią wierzysz.