
jaś
Użytkownicy-
Postów
29 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez jaś
-
@violetta ponieważ wierzysz w Boga. To jest odtworzona przez sztuczną inteligencję, z Całunu Tyryńskiego twarz Jezusa. Wzruszające.
-
@violetta miłego dnia dziewczyno :):):) niech Ci się szczęści !!!
-
@violetta rozpieszczasz mnie słowami :):):) W nocy przyśni mi się może, że jestem jakimś Sienkiewiczem czy innym Norwidem :) Przewróci mi się w głowie normalnie. A pamiętasz ten cudowny sonet: "Już północ - cień ponury pół świata okrywa, A jeszcze serce zmysłom spoczynku nie daje, Myśl za minionym szczęściem gonić nie przestaje, Westchnienie po westchnieniu z piersi się wyrywa. A choć znużóne ciało we śnie odpoczywa, To myśl znów ulatuje w snów i marzeń kraje, Goni za marą, której szczęściu niedostje, A dusza przez sen nawet drugiej duszy wzywa. Jest kwiat, co się otwiera pośród nocy cienia I spogląda na księżyc, i miłe tchnienie wonie, Aż póki nie obaczy jutrzenki promienia. Jest serce, co się kryje w zakrwawionym łonie, W nocy tylko oddycha, w nocy we łzach tonie, A w dzień pilnie ukrywa głębokie cierpienia". A Słowacki miał przyjaciela, Ludwika Spicnagla. Pamiętam jak w jednym z listów do niego napisał tak: "a czy ty wiesz, że ja według Gala mam organ samobójczy ?" Jak byłem dzieckiem bardzo mnie to intrygowało. I zapamiętałem. Dziwne.
-
@violetta to taki żart :) Jak mi się nudzi ......to mam głupie myśli:) Dziękuję Violu :)
-
Upalne lato 1649 roku na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej. Hordy tatarsko-kozackie pod wodzą Chmielnickiego i chana Islama III, rozpoczęły oblężenie Zbaraża. Twierdzy pełnej dzieci, kobiet i starców z okolicznych wsi i miasteczek, którzy schronili się tutaj przed nawałnicą ze wschodu, oraz pełnej wojska pod rozkazami rady pułkowników. Ciężkie walki trwały każdego dnia i tygodnia. Brakowało jedzenia, wody, amunicji i broni. Każdy kolejny dzień walki był cięższy dla obrońców od poprzedniego. W niższych wałach zaporoskiej twierdzy rozlokowana była wyborowa książęca piechota, złożona z osiłków wybranych z doborowych zastępów wojska. Dowodził nimi wachmistrz Źrebenko, człowiek sprytny, uparty i odważny. Gdy nieustępliwość ataków nieprzyjacielskich rosła, powodując coraz większe straty i panikę wśród obrońców, dzielny wachmistrz wpadł na dziwny, jak na tę wojnę, pomysł. Wybrał ze swojej piechoty pięćdziesięciu dwóch chłopów , ludzi wielkich, brzuchatych i odważnych. Karmiąc ich znalezionym w lochach twierdzy grochem, postanowił powierzyć im zadanie obrony, jakiej nikt nigdy dotąd nie widział. Odsłonięte i wycelowane w oblegających nieprzyjaciół dupy żołnierzy ryglowane są grubymi, drewnianymi kołkami osiłkowymi, które z zapałem strugają ich towarzyszy. Dochodzi do dramatycznych i niesamowitych wypadków. Pewnego poranka żołnierz Rybko, zbrojąc dupę towarzysza broni, kapralowi Zapince, na skutek przedwczesnego wystrzału został ciężko ranny w głowę i pierś. Biednego, błąkającego się rannego żołnierza pożarły wałęsające się całymi gromadami psy. Był i prawdziwy bohater tych nowatorskich form walki z wrogiem – kapral Bartłomiej Zawrotny, chłop ogromny, żylasty i groźny . Gdy strzelał, żyły na jego łysej głowie pęczniały, aż ludziom wydawało się, że pękną. Ale nie. Ten nic nie wiedzący o później wprowadzonej konwencją genewską zakazie używania gazów bojowych żołnierz, grzmiał na nieprzyjaciół, słusznie pojmując, że w ten sposób ocali głowę swoją i innych. Wystrzeliwane osikowe kołki rozrywały sierpniowy mrok, siejąc zamęt w szeregach tatarskich zastępów. Widać było pierwsze oznaki paniki. Ten waleczny kapral wystrzelił już dzisiejszego popołudnia trzydzieści cztery razy. Dupę polewano mu wodą dla ochłody. Patrzyli na to zdziwieni ludzie i za każdym strzałem matki mocniej przytulały swoje dzieci do piersi. Wreszcie nadeszło długo oczekiwane zawieszenie broni, a nieco później pokój. Kapral Bartłomiej Zawrotny został przeniesiony do służby u króla jegomości, a Tatarzy, pobici przez nieprzeciętnie walecznych przeciwników, odstąpili od oblężenia Zbaraża i ze sromem odeszli. Wojna się skończyła.
-
@Zawierucha7 czy wypada? Jak najbardziej:) Tylko czy zdążysz? Bo te dwie - my, Droga Mleczna i Andromeda są na kursie kolizyjnym. I kiedyś będzie wielkie bum. Może nie jutro....ale dla Cyborga czas może być inny. Jakby.
-
@violetta bo wiersz esencjonalny w formie i smaczny w odbiorze. podoba się:):):)
-
@violetta romantycznie i uwodzicielsko. :)
-
Jeszcze mi się przypomniał kawałek wiersza Artura Rimbaud - "tak pięknie pachną lipy w te letnie wieczory wiatr oblepiony gwarem miasta bliskiego", z pamięci więc może coś pokręciłem:)
-
"Uwielbiała Paryż". Kiedyś. Bo Paryż dał się kochać. Pamiętam pijane noce na Montmartre. Plac Pigalle. Pokoik na poddaszu. "Paris Seville", Jacques Dutronc. Młodość, czar, urok. Dzisiaj to smutne miejsca. Wokół ciemni ludzie co w kieszeniach zamiast grzebieni noszą noże sprężynowe. Dawniej.... To tylko tak na marginesie.
-
@violetta :):):)
-
Życie to miotanie się między literackim dadaizmem a futuryzmem. To coś takiego na co Tristan Tzara odlałby się z rozkoszą a Hans Arp powiedziałby swoje "cholerna marność". Czasem trzeba kupić sobie flaszkę Amoumage Black Irys i wtopić się w jej czarny sens, albo wsadzić głowę w krzak jaśminu, albo zakochać się do utraty życia. Lub stracić kogoś jedynego, kogoś takiego kto był najmilszym przyjacielem. Albo przechorować śmierć co już w konwulsjach cię miała. Wtedy dotkniesz istoty i głębi uczuć. Takiego ich przeżywania które położy się cieniem na dalszym twoim życiu. Ten cień jest słońcem niebiańskim albo zmorą świeżo wykopanego grobu. Wybieraj człowieku. Inaczej to tylko słowa, słowa, słowa.
-
@violetta wiem. To taki płacz duszy który rani na zawsze.
-
Obudziłem się rankiem, który miał imię , ciepło i zapach kobiety. Obudziłem się, bo słońce o kolorze gorącego srebra przebijało mgły poranne i wpadało do naszego pokoju. Wstałem w poczuciu fizycznego spełnienia. Ale zanim wstałem, długo jeszcze rozbudzony leżałem, szukając w jej twarzy szczęścia, Czułem je w każdej chwili, kiedyśmy się poprzedniego wieczora kochali, czułem drżenie przechodzące od jej wnętrza do samej głowy. Pamiętam, że w błękicie nocy wpadającym wielkimi oknami, rozjaśnionym różowymi płomykami świec, oczy jej skrzyły się jak tafla roztopionego w słońcu morza. Było coś nierzeczywistego w jej temperamencie z fantazjami i kaprysami czystego szaleństwa. Wznosiłem się i opadałem w tę najpiękniejszą noc życia. Jej ciało o kolorze brązowego marmuru Iśniło pożądaniem. Ciemne, długie lekko kręcone włosy, w które zatopiłem usta, napełniały mnie zapachem słońca. Ciepłego, lipowego, namiętnego. Byliśmy tylko sami w tym wielkim domu jej rodziców. Piliśmy armaniak gdzieś spod Pirenejów przy dyskretnych dźwiękach muzyki Jamesa Lasta. Kiedy nadeszła ta pora, w której spojrzenia zakochanych mówią wszystko, wstała i pociągnęła mnie do sypialni. Poczułem dreszcz, gdy położyłem się na chłodnym, jedwabnym prześcieradle. Ale ten dreszcz przeszedł szybko w inny, zniewalający mnie całego, gdy zagubiona gdzieś z głową na dole mojego brzucha chrapliwie dyszała. Trzymałem dłonie w jej włosach. Kiedy przestała, byłem już w najczystszym niebie pożądania. Kochaliśmy się do północy bez słów, bez jednego słowa. Zatopiliśmy się w sobie z ufnością dzieci tulących się do piersi mamy. Miłość mnie całkowicie przepełniła, byłem nią zniewolony do końca. W przerwach patrzałem na jej twarz i widziałem na jej bladych dziewczęcych wargach uśmiech, nieśmiały i bardzo łagodny. Było w nim onieśmielenie, zagubienie, jakby nagle przestraszyła się tego, co robimy. Ale ten lęk nieokreślony znikał natychmiast, kiedy tylko przytuliłem ją do siebie. Czasami tylko zasłaniała sobie oczy szczupłymi dziewczęcymi, o długich palcach, dłońmi. Przeczuwałem, że chciała, aby to, co robiliśmy trwało wiecznie. Ale nawet najłagodniejsze pieszczoty przeplatane czerwonymi strumieniami pożądania i namiętności powodujące zamęt świata realnego, kiedyś się kończą. Zasnęliśmy bez słów, wtuleni w siebie gorącem naszych ciał i słodkością ciepłego miodu. Jeszcze tylko pamiętam jej spokojny oddech i odpłynąłem w mroki nocy. Zginęła 11 dni później w katastrofie lotniczej pod Mogadiszem. Jej ciała nigdy nie odnaleziono.
-
@violetta kwiecień plecień wciąż przeplata trochę zimy trochę lata :)
-
-
@violetta zdjęcie zrobiłem wczoraj.
-
@violetta rusałka. Symbol siły duchowej i nadziei. Żyje niemal rok.
-
-
Miłe słowa to i klimaty cudowne. Słońce pojawi się jutro jak zwykle na wschodzie. Chyba. Pozdrawiam:)
-
Rozerwał się granat Na dwieście odłamków. Lecą, każdy w swoją stronę. Na jednym z nich trwa życie: kolorowe lasy, łąki pełne kwiecia, ból, strach i zawiść, ludzie o chorych sercach, bandyci i oszuści. Są słonie, pingwiny, robaki, zające i śledzie w morzu, płotka goni węgorza, żyrafa spiera się z hieną, żmija szuka żmii, a koń gubi podkowę. Jest pani Malwina z mężem, pan Zygmunt z synem, i babcia z wnuczką. Koń Łysek z pokładu "Idy", Lenin w leninówce, Niemiec z karabinem, a Putin na Migu. I Szwedzi jasnowłosi w "Potopie", i woda bulgocze w czajniku, w knajpie wódka na ćwiartki, i złote karpie w fontannie, w telewizorze pan z głupią miną, w tramwaju kłótnia o bilet. Spacer po parku. Mamo, mamo, mamo... Gdzie my tak naprawdę jesteśmy? No właśnie, gdzie my, synu, jesteśmy?
-
Utrudzoną życiem rękę położyłem delikatnie na twojej cudownej piersi najmilsza moja i czuję teraz w sobie niebiański spokój błękitnego kochanka w niezgłębionych otchłaniach wszechświata. Po przyjechaniu tramwaju podniósł się z torów jakiś przygnębiony jegomość i z widocznym niesmakiem przyglądał się leżącej na torowisku dłoni która wydała mu się zapewne tak odległa i obca oraz tak bardzo nie warta zainteresowania, że cokolwiek zażenowany patrzał na kilkudziesięciu gapiów zebranych wokół miejsca zdarzenia. Było wtedy wczesne popołudnie i w pięknej pogodzie ludzie wyglądali bardzo beztrosko i niefrasobliwie z radosnymi błyskami w tych wielu oczach o różnych barwach i odcieniach. Bohater całego wydarzenia nie zemdlał tam wtedy pośród tych sympatycznych ludzi. Patrzał zdziwiony na całe zamieszanie jakby ujmując je z dalekiej perspektywy i nie pojmował zapewne spojrzeń kobiet, dzieci, mężczyzn i motorniczego tramwaju, tych spojrzeń które wędrowały od komicznie leżącej na torowisku dłoni, do ręki która przez tyle lat ją nosiła przytwierdzoną jak mu się wydawało nierozerwalnie. -Boli pana?, zapytała uczennica. -Cicho głupia, powiedział facet z teczką. -Szkoda ręki, powiedział stojący najbliżej gość używający brylantyny. -Dobrze, że lewa, powiedziała babka. -Zabierz ją, powiedział lekarz do młodziutkiego sanitariusza. -Kurwa jak to wziąć, zapytał sanitariusz nie patrząc specjalnie na nikogo. Nikt mu też nie odpowiedział i młody sanitariusz urwał garść rosnącej przy torowisku trawy, obłożył nią leżącą dłoń delikatnie jakby obawiając się o jej naruszenie i położył ją w bagażniku sanitarki. -Prawie nie było krwi, powiedział bezzębny robotnik. -Może mu odrośnie?, zaśmiał się podpity młodzieniec. Babka popatrzała krzywo na tłum i uśmiechając się koślawo pod pomarszczonym czołem odeszła. Po trzech miesiącach przyprawili mi plastikową protezę wy pieprzone sukinsyny. Ta cholerna proteza nie wygląda już na twojej świetnej piersi tak obiecująco jak dawniej.
-
Fantastycznie. To dasz radę!!!!!!!!! Bóg Ci pomoże.
-
Takie czasy nastały. Medytuj. Jeżeli wierzysz w Boga módl się. Ale nie formułkami modlitw stworzonych przez ludzi. Bóg dał ci duszę, ciało i życie. Módl się duszą. Niematerialną duszą i materialnym jestestwem. Swoim. Tylko swoim. Bóg ci pomoże. Ale modlitwa musi być z samej głębi twojego JA. Jeżeli jesteś niewierząca i myślisz, że ludzie powstali w bagnie i ewoluowali od ryby do człowieka to.....nie wiem jak ci pomóc.
-
Violetta. A tak na marginesie. Tu jest forum poetyckie. Więc każdy twórca, jeden lepiej, drugi gorzej próbuje coś z siebie uzewnętrznić, przekazać. To jest proces twórczy. A ty zjawiasz się nagle z tekstami typu "głupi" czy "pierdzi". To jest przecież jakieś wynaturzenie. Jakieś głęboko ukryte reakcje międzyludzkie które w tobie eksplodują przez jakiś nieznany mi impuls. Nie dajesz sobie ze sobą rady, zapraszam przez NFZ do psychiatry. O opamiętanie apeluje.