Między pracą z pędzlem i srebrem
pochyla się w kuchni i kroi
czerwone, dojrzałe pomidory.
Sadzi na balkonie kwiaty, patrzy jak rosną
i może raz na jakiś czas
łzami podlewa ich dusze.
Kiedy spojrzysz jej w oczy
możesz się zgubić.
W labiryncie źrenic i tęczówek
radość ze smutkiem się miesza.
Z jubilerską precyzją słucha
i zażegnuje ludzkim dramatom.
Celnym słowem, myślą lotną
ucina hydrze nieśmiertelną głowę.
I przypala ranę w miejscu cięcia.
Pan Cogito obecnych czasów.
Myśli i jest. W rzeczywistości
lustrem, odbiciem, poświatą.
Gdy obejmie Ci świat ramionami
będziesz mógł się poczuć bezpiecznie.
Jest światłem jasnym, bezkresnym,
z ciemności wyłaniają się kształty.
Ciepłem rozleje się w Twoich tętnicach.
Poczujesz coś czego nie nazwiesz nigdy.
I będziesz chciał zatrzymać tykanie zegara.
Potem wrócisz, do domu. Bardzo powoli.
I nic nie będzie już takie samo.