Nosił bawełniany płaszcz - wytargany przez wiatr i przez deszcze.
W lustrze ta postać - Przyprawiasz mnie o dreszcze - tak mówił,
co rano spoglądając w twarz skąpaną słońcem.
Najbardziej martwił go ten czas między początkiem a końcem,
gdzie tak bez pewności i całkiem bezwładnie dobierał słowa,
naginał pisownię i łamał wciąż składnię - Nie ładnie - tak sam
siebie karcił - gardził - przeklinam cię Boże, żeś mnie rozumem obarczył!
A Pragnął tylko zrozumieć czemu i po co; dla kogo i gdzie,
dlaczego wciąż mówić "tak", choć można powiedzieć "nie"?