***
już chyba nie łaknę
słodkiej woni krwi
gorąca ran drażnienia nagich nerwów
już nie jest mi potrzebne
zrywanie szwów szarganie bandaży
uznajmy mnie za wyleczoną
dopłynęłam do celu pora zdać bagaże
pora zrealizować
hotelową rezerwację
miejsce zajęte od tak dawna
że recepcjonistka kiedy proszę ją o klucze
patrzy na mnie i poza mnie
zszokowana zdmuchując kurz z magnetycznej przepustki
ku szczęściu
ja nie mówię nic
ale też się nie uśmiecham
ona zaś niepewnie wyciąga rękę
podając mi co trzeba
i nagle coś jest nie tak
czas staje świat staje moje serce
nie staje
przez chwilę jest jedynym co słyszę
i tak patrząc na jej przykurzone
linie papilarne
rozumiem że nie dam rady uniknąć ciosu
hotelowy boy szturcha mnie w ramię
propozycją wniesienia walizek
zwijam się z bólu pierwsze uderzenie w żołądek
on uśmiecha się pełen
uprzejmego niezrozumienia
a ja już leże na ziemi brak powietrza cios drugi
prosto w splot słoneczny
ona chwyta za słuchawkę
kurz rozmazany po ebonicie
słyszę krzyk jak spod wody
to nie ja to on
ja już nie krzyczę bo oto bije się leżącego
cios trzeci precyzyjnie w potylicę