-
Postów
886 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Treść opublikowana przez Tyrs
-
@Bożena De-Tre dziekuję :). Żonie - nie ma czego, jak się dobrze przyjrzeć :), nie jestem jak Zlatan: "Co kupisz żonie na Walentynki. Nic. Ma już Zlatana :)".
-
@Domysły Monika Naprawdę? To działało? Czy mnie podpuszczasz? :).
-
@Roma Dziekuję - moja żona się dziwi, bo to jest zawsze pisane w 10 minut. Potem dobieram muzykę. I wściekła na ten wiersz :).
-
@Alicja_Wysocka mocne - piszę dla głosów. Lubię W Częstochowie - lody np.
-
O, te nasze wspomnienia – ile mamy lat, żeby tak mówić o sobie, naszych matkach, innych kobietach, ojcu? Właściwie to jest nasz czas – kiedy staliśmy się spokojni, wyciszając telefony z prośbą o pomocną dłoń, porannym alertem, paczki papierosów – tych nigdy dosyć. Robimy to z miną zwykłego zjadacza chleba – od lat jestem poza nim, poza jakimkolwiek kuszeniem słodyczą. Jeszcze zdążymy się przejrzeć w lustrze, zanim zabiorą nas stare, upiorne damy przebrane za nasze kochanki, żony, może sąsiadki – te trzymają się nad wyraz dobrze, goniąc za rasowym kotem po ogrodzie - na jakieś cholerne party za 100 zł. Bal sylwestrowy. I ciągle jest nam obco, coraz smutniej. Jesteśmy spełnieni – przynajmniej biologicznie, przekazaliśmy genotyp, bez zachwytu fenotypem – mówią, że to środowiskowe dziedzictwo - noszenie upiornych rurek, kładzenie porannych kremów i wieczornych mazideł – głosy ciotek: jaki on przystojny i wszystkie panny w biegu jak gazele – nasze żony nie mają już nóg jak gazele, są bliższe gracji. Siedzimy tutaj, obaj, z papierosem w ustach, rozważając wszystkie za i przeciw, wszystkie za i przeciw, a twoja kontrowersja odbija się od ściany, siada na mojej twarzy – to cień przelatującego gołębia czy rzuconego świństwa, grzebie w moim umyśle. Jesteśmy w superpozycji – skory do zabaw szympans padł, testując leki – żyjemy, umierając po troszeczku - każdego dnia coraz mniej, nas.
-
@Leszczym Dziękuję, Michale - to bardzo miłe :)
-
@Domysły MonikaDziękuję, Moniko :).
-
@violetta Bierz, co dają, a nie wybrzydzasz :):):). Ezra Pound też leży niedaleko - ale on może być w gorszym stanie, bo wspierał nazistów :).
-
@violetta Brodski - jeśli go kiedyś odkopią - też może wyglądać całkiem dobrze. Chyba był dobrym człowiekiem. :):):)
-
@violetta Oglądałaś film Dowłatow? Michał mi kiedyś polecił (pewnie nie żyje, bo nie mam z nim kontaktu już - szkoda, młody chłop w sumie :):):)), bo była też postać Brodskiego w nim, którego uwielbiam. I tam Brodski daje swój wiersz do przeczytania komus - nie pamiętam już, komu i pyta - jakie? Pada odpowiedź - dobre. Brodski zabiera mu kartkę, chowa do kieszeni i mówi - wiem, że dobre, bo moje. :):):). Strasznie mnie to ubawiło. Musiał być przekonany, że jest świetny - był. Moje wiersze? Zawsze fajne - wg Ciebie? OK - od dziś będę mówił, jak Brodski :):):). Dziękuję raz jeszcze.
-
@violetta Dziekuję :)
-
Dzwonek do drzwi, potem raz jeszcze, radio drze się z sąsiedniego okna i dzieciak wrzeszczy po drugiej stronie ulicy - znikąd spokoju jak pisał poeta. Nikt – poza jedną stroną faceta (our ordinary countryman - Mr. Moon z bełkotliwym angielskim), żałosnym perygeum, krok od domu - nie zwraca uwagi na szare płyty. Jak na okularnicę w szkole, szarą mysz. A potem radio znów – jak poprzednio – pewnie drze się, bez refleksji. Wiatr, zamiast liści, niesie zwiędły kalendarz, resztki pokosu. I ścieli łoże kędzierzawemu. Wrzeszczący dzieciak – po drugiej stronie ulicy, radio – z sąsiedniego okna, dwoje – innych. Splecione dłonie wytykają ich palcami (i stają się bliżsi) z kpiącym okrzykiem – zakochani, zakochani. Jak wtedy, gdy całowałem się po raz pierwszy za bibliotecznym regałem, odbierając nagrodę za czytelnictwo. Dwóch - innych zupełnie, pokrytych mgłą. Z tej odległości nikt nie trafia do kaczek, nikt nie ma twarzy, jedynie po wzroście można poznać postaci. Dzieciak nie musi być dzieciakiem, może być karłem - trudno o karła na ulicy. Włosi - per esempio e per contrasto - zamiast dzieci mają marmurowe chodniki, carbonarę wymyśloną przez Amerykanów i espresso. Dwoje – innych całuje się - delikatne muśnięcie w policzek, z klasą. I jednak dzieciak, a nie karzeł - kolejne matki z kolejnymi, wielkimi brzuchami pchają swój wózek; setki, tysiące rozdartych karłów – w radiu. Z nasienia spracowanych, chodnikowych ojców. I znów dzwonek – w dół i do góry, i to samo - po drugiej stronie ulicy. Tylko wolniej. Dostojniej, staro. Gdzie komiwojażer z peremptoryjną ofertą nie przeszkadza nikomu.
-
@kollektiv Dziękuję, pozdr. serdecznie :). @Leszczym Dziękuję, Michale, pozdr. serdecznie :).
-
@Domysły Monika Dziekuję, Moniko :), pozdr. serdecznie.
-
@Gosława Dziękuję, Reniu. Miesiące minęły, przeszła Ci złość. Naprawdę nie chciałem Cię wtedy zranić. Dość prowokacyjnie odpowiedziałem, mogłaś to odebrać, jako prześmiewcze, ale chciałem Cię zmobilizować do czegoś, nie byłem pewien, czy dobrze robisz. Przepraszam, jest mi bardzo przykro, że mogłem na tak długo Cię zranić, że w ogóle mogłem. Napisz na prv. Ptr
-
@Mitylene Dziękuję, bardzo miłe słowa. Starałem się wyciszyć emocje, malując malutki pejzaż. To nie jest moje pisanie, to nie jestem ja, ale tutaj zrobiłem wyjątek - raz, dla Mamy. Może i dla siebie - czasami jestem już zbyt zmęczony ilością emocji - jak Lowell w wierszu Oko i ząb, który mam na FB "Nie ma wytchnienia dla chłopca przy dziurce od klucza, jego teleskopie, kiedy jasne ciała kobiet błyskają w łazience. Oczy moje słabły od młodości. Nic zupełnie. Nic nie ulży oku, nie ugasi tych płomieni ani nie wstrzyma powodzi. Zmęczenie. Wszystkich już zmęczył mój niepokój."
-
@jaś Mnie się wydaje, że słońce jeszcze świeci nad Europą, choć - dzięku intesywnym pracom "speców" w EU - coraz chłodniej, cieszmy się tym widokiem zanim niebo przybierze dzięki ich działaniom czerwoną barwę - wtedy się pewnie dowiemy, że to tylko rozszerzenie zorzy polarnej na całą szerokość geograficzną Europy (jaoś trzeba będzie ludziom kolejny bzdet wmówić zanim ubiorą nas w ulubiony kolor jednego z oficieli - khaki. Właściwie to od lat jest pięknie w Europie, bo kolorowo. Ostatnio w Wenecji dałem 4 bilety po 10 euro na tramwaj wodny czarnemu (kupiłem za dużo) - żeby sobie sprzedał i zarobił, bo żebral. Zapytał - used? Roześmiałem się i powiedziałem, że nie - zdziwił się. I to pewnie już jest mowa nienawiści - Twój nóż i moje bilety. I powiem Ci, że zazdroszę Ci biegłej znajomości francuskiego, kiedyś chciałem się nauczyć - dla Brela, żeby móc go słuchać w oryginale. @violetta Dzięki i przepraszam, kiedyś wpadnę - ja mam tak mało czasu na wszystko. Za mało czytam - nie tylko tutaj. Za mało śpię. Za dużo żyję.
-
@violetta Dziękuję, Wiolu :). Zawsze pierwsza - co nie jest trudne ostatnio :);):) i zawsza miła :).
-
Gdybym miał namalować matkę – miałaby postać rozmytą i małą. Sztafaż – ona i Charon, i wielki pejzaż Pól Elizejskich. Uwielbiała Paryż. I jak każda kobieta poszłaby za Hemingwayem za rzekę, w cień drzew. Może dlatego, że nie pisał liryki. Potem poznała lirnika u dołu obrazu z długimi palcami - nawet w kłótniach, trzymali się za ręce. I Styks ogromny, nie do przebycia. Mówisz – to Patinir. Lecz czy nie tak powinno malować się zmarłych – na grobowej desce? Wyraźny portret matki mam we snach – żywych. Dotyk, ciepło, nawet zapach, tak samo piękny jak ten, który dla zabawy nazywam zapachem świętości, kiedy kobiety pytają o perfumy. Ranek - pareidolie chmur za oknem. Oto Charon z siwą brodą i oberwanym rękawem. Cerber z trzema głowami wściekły jak szare niebo na innego psa. I matka – rozmyta postać, ale to ona. W malutkiej łodzi. Statek kołysze się jak u Rimbauda, pijany, opuszcza przystań Les Deux Magots, a zieleń wody zmywa „sine plamy”. W rogu pejzażu brama Starego Cmentarza. Przed nią kolejna niewyraźna postać – handlarz kwiatów i zniczy. Mówisz – to Patinir. Joachim. Jego matka była dobrą kobietą.
-
Opowieść Jaśka w poniedziałkowy ranek
Tyrs odpowiedział(a) na Tyrs utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Krzysztof_Kurc Bardzo dziękuję :). Miłe. -
Sen Józefa w studni przed nadejściem kupców
Tyrs odpowiedział(a) na Tyrs utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Domysły Monika Dzięki, Moniko :). Pozdr. serdecznie -
Sen Józefa w studni przed nadejściem kupców
Tyrs odpowiedział(a) na Tyrs utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@violetta Dzięku, Wiolu :). -
Sen Józefa w studni przed nadejściem kupców
Tyrs opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Studnia. Bose stopy ze śladami gwoździ. Jątrzą się, zwłaszcza lewa. Wszystko jest darem Boga, kwiatem wiśni - nawet Yakuza. Kiedy spotykam kobietę, pytam – czego oczekuje. Czy objawienia pod fatimskim drzewem, gdzie pustynny beton, czy utkania z nitek – zabaw nimi, kukły – mnie samego. Milczę, włączam leki, nigdy nie odpisuję. 200 lat temu z powodu nadmiaru głosów ogłuchł Beethoven. 5 marca 53 umarł Stalin – z tęsknoty za Prokofiewem. W imieniu Boga Fitelberg kazał wstać orkiestrze. Przy odmowie modlitwy w kościołach stawiał pytanie - panowie pewnie Żydzi? Taka anegdotka, taki Fitelberg – prześmiewca! 2000 lat temu obok niedopitych poetów katatoniczny chłopak stał z wyciągniętą ręką nad stągwią w Kanie – i tylko w Kanie działy się cuda. Jesteśmy niekoszernymi świniami na weselach. Głosy, głosy, głosy, halucynacje i majaczenie. 2000 lat temu być może ten sam Nazarejczyk wyruszył do Jeruzalem - dwa dni drogi z wykorzystaniem osła. Pocił się, wycierał twarz po upadku, pił wodę i wino dla kurażu. Może wierzę, może nie wierzę –mam szacunek dla determinacji krzyża. W każdym razie Bóg umarł – jak twierdzi Nietzsche – a była to myśl wyborna (może jedynie Schopenhauer ją bije) i napis wariata w szkolnej toalecie - Fred umarł, Bóg. Nietzsche oszalał w Naumburgu, gdzie na środku rynku stoi katedra z rzeźbą pięknej Uty. Z nią sypiał Eco. Obok Weimar – tak samo piękny jak Uta i Beethoven, Liszt, i Goethe, a jeszcze dalej Eisenach – ślad po Wartburgu – i Zwickau z zemstą Honeckera. Szpitale są murami Hebronu – z przykutymi do łóżka. Papieros za kawę, kawa za cukier, cukier za talię. Urojenia, halucynacje, majaczenie, Mamy rok 2025 - resztki dziecka wypływają z kobiety, detal w historii – chłopak rzucił się z okna. Bóg jest omamem i przyjmuje różne postaci. Cenestetycznym robakiem drążącym skórę aż do ciarek w modlitwie. W malutkiej wsi pod Rzeszowem zgaszonym, rezurekcyjnym paschałem, triumfalnym pochodem proboszcza na ramionach wiernych – zmartwychwstaniem, trawestacją toruńskiej stacji – Alleluja i na zdrowie! I ciągle nawraca niepokój - wielka, czerwona plama na nodze wojownika w izolatce, gbura - od grzbietu do małego palca. Jeśli istnieje ten, który uzdrawiał, niech pokryje ranę mazidłem (są 3 rodzaje mazidła – A, B i łączone C - jak polifoniczna msza Bacha). Stopa jątrzy się, gnije pod maścią A – jeśli istnieje ten, który uzdrawiał, niech pokryje ranę polifonią Bacha, niech zagłuszy głosy - śpiew umarłych Cotardów, czas, który biegnie - od drzwi do drzwi, od drzwi do końca korytarza, od drzwi do okna – jak u Stasiuka - i wraca. Gubi się, cofa, z sali na salę - wbrew fizyce. Diabeł naśmiewał się, przeczuwając koniec – to Alef Borgesa. I tylko Schopenhauer – jak mówiłem - był większy od Nietzschego. Jednak to Huxley, eksperymentując z narkotykami, podzielił ludzi i skończył na czarnym epsilonie. Obok Huxleyów cenię Słonimskich i tutejszych Mollów – nieliczni wielcy z pokolenia na pokolenie. Ciekawe, co mówił Kisiel o Miłoszu w Alfabecie. Z piedestału – wszyscy na wschód od Wilna to Polacy - Miłosz gardził Konwickim, na zachodzie nacjonalistyczni Żmudzini. Ciekawe, co mówił Kisiel o Gałczyńskim, który kolaborował z endecją szczującą na Tuwima - w demonicznym domu obaj się zapili. To Ananke. Potem, w warszawskim powstaniu zrobiono barykadę – z Tuwimowskich książek o szczurach. Pewien kapitan amerykańskiej armii ze wschodnim akcentem postanowił przeczekać wojnę w moim szpitalu – i nie ma gdzie go odesłać. Nie cenzuruje listów jak Yossarian u Hellera, pozuje wariatowi do aktu anielicy w czarnym body z kapeluszem w dłoni – powiedział, że idzie pisać ewangelię trutnia. Bóg nie jest nikomu potrzebny, zwłaszcza tutaj. I ciągle zmienia zdanie - nie chce umierać, czeka. Przeszukajcie kieszenie odwiedzających! Ich torby! „Kto daje ubogim, nie zazna biedy; kto na nich zamyka oczy, zbierze wiele przekleństw (Prz 28,27)”. Głosy, głosy, głosy. I cisza, upragniona cisza na dyżurze; nieznośna cisza po lekach. Niedługo kupcy wyciągną Józefa ze studni, zabiorą do domu w jakimś Egipcie. Będzie śnić i tłumaczyć sny – każdemu z nas pisane co innego. -
@LeszczymDzięki :)
-
Estis – mam problem jak cię nazwać. Dokąd odleciałaś? Tutaj stado bocianów po powrocie z subsaharyjskich obszarów, Turcji (mały przystanek przy powiewie arktycznego powietrza). Że też zabrakło mi wyczucia chłodu. Twoja stówa rzucona jak niedopałek, posiłek niedojedzony. Nie ma co mówić o żalu – czas płynie i goi rany (podobno łykasz SSRIe) - dobrze. Ja piję anyżówkę – która nie tyle mi nie wchodzi, co jej nie trawię. Whisky wala się po podłodze – to ostatnia butelka wieloletniej Glenfiddish – którą uwielbiam za twoje kształty, jeśli się przyjrzeć z bliska, wykapana ty (mniej taneczna może), jak wróbel rozbity na oknie, który trzymał najładniejszą gałązkę w dziobie – zakochany mały ptaszek. Ślepy kurdupel. Zakopałaś zezwłok w ogrodzie. Wysłałaś kilka zdjęć – w negliżu. Czas płodzić potomstwo – mówiłaś na dobranoc, owe, przesławne pa (poza sauną) – mogłaś je nazwać jak Elon – liczbami, licząc na poprawną wersję. Podobno nie miałaś okresu przez dwa tygodnie po pijackim wybryku. Z drugiej strony M. rzygał jak świnia na chodniku, patrząc na pęd aut i biegających ludzi. Samo wyproszenie z Farina Bianco było nietaktem, gdy świętowaliśmy profesurę – do tej pory mam niesmak, zgagę (po anyżówce), choć jak wspomniał Arouet (Wolter, niech go szlak za nienawiść do Polaków) – ogromnie lubię kobiety, zwłaszcza kiedy są ładne i chętne. I jak mówił docent Zanussiego (zbok!, docent, nie reżyser!) – domyte, choćby w stojącej wodzie. Niczego nie zostawiam ci po sobie – poza odręcznym zapisem na wewnętrznej stronie tomiku, godziny straconej na szukaniu wejścia (przeklętej baby w drzwiach obrotowych – to aporetyka, bezdroża intelektu), kwiatów, płaczu (bardziej walenia rękami o kierownicę, zdychania z głodu w dzień urodzin) – coraz trudniej trafiam w klawisze, piję anyżówkę, do której mam uraz, whisky wala się po podłodze (jeśli się przyjrzeć – to czysta ty), jestem już bardziej przyzwyczajony do tamtej, gdzie muśnięcie to słowo, zdanie, akapit – opisujące rezygnacyjne myśli z lekkim drżeniem rąk (i języka), dalekie od planów spożycia nadmiaru reglamentowanych leków, skośnych linii na kończynie, malutkiej kropki pośrodku pieprzyka, wisielczej bruzdy w kolorze nieszczęsnego Wah – bezwodny – (i dobrze, to mem z Kwaśniewskim :)) tlenek żelaza, hematyt –zamiast wargowej czerwieni.