Nie lubię gdy nadchodzi noc
Zostaję z myślą sam na sam
Patrzę w jej ciemne zimne oko
I czuję dreszcz
Mrozi mnie strach
Zatracam się bezwiednie
W bezdenne otchłanie
Nie oddziela mnie bezpieczna
Ściana ludzkich głów
Czeka na mnie
Ciepłe znajome posłanie
A ja wciąż
dryfuję,
dryfuję
W otchłanie...
Patrzę na ich śpiące
I spokojne twarze
I marzę...
O nocy
Co mi jutro da szczęśliwy dzień
O nocy
Co mi ześle jeden dobry sen
Gdy nagle złotoostra strzała
Kolejną myśl przeszywa w pół
I rozdzierając aurę ciszy
Rozbudza martwy punkt do snu
Poranne słońce całusy składa
Na mgłą zarosłych oczach
A ja nie odpowiadam
I puls swój tylko badam...
Jeszcze jest.