Tak długa podróż tu czeka
Te ciała zbłąkane, przepełnione
Nienawiścią.
Czymże jest życie jeśli nie powolnym umieraniem?
Rosną szkielety niemowląt
Martwi w środku, żywi na zewnątrz
Pogrążamy się codziennie w sprawy nieistotne.
Aż pewnego dnia dnia oczy nasze
Pogrążą się w sen
Najsłodszy
Czy później będzie płacz i zgrzytanie zębów?
Czy też chóry anielskie zaśpiewają nam na powitanie
Radosne Hosanna.
Tylko jak dojść do Ciebie?
Mówisz "Patrz na świętych". Lecz ich droga
Tak trudna, tak odległa ode mnie.
Czy może na przełaj? Pod wiatr, pod słońce
Licząc, że Ty
Zaniesiesz do Domu i zmienisz
Serce moje na w Tobie zanurzone.
Wszak gdy zaśniemy
Rozliczani będziemy jedynie
Z Miłości