Kiedy wielkie imperia, jak twierdził Liebknecht much i pająków, wystąpiły przeciw sobie, kiedy pająki wystąpiły przeciw sobie, ukształtował się znany nam teraz porządek świata. Co ciekawe nie pająki przelały krew, a muchy. Skazane na śmierć w sieci uplecionej przez pająka z odpowiednią flagą na odwłoku. Postanowiły lub za nie postanowiono, za tegoż pająka walczyć, za jego sieci, za swe więzienia, za swą biedę i swych katów, dla niepoznaki noszących wcale nie tanie garnitury. Ginęli by móc zginąć, niewolnicy walczący o wolność do niewoli. Strzelali w swe znienawidzone, obcojęzyczne odbicia, gdyż powiedziano im, że w swej niegodziwości obcojęzyczne muchy pragną odebrać ich wolność do niewoli, do konsumpcji kolejnych dóbr w ich wygodnych klatkach. Tymczasem odrażające pająki tkały swe sieci by, kiedy Brauningi i Mausery zardzewieją, mogło w nich ugrząźć nasze pokolenie, rzekomych buntowników, pięknoduchów, nijak różnych od kapryśnej nastolatki. Pokolenie buntowników na pół gwizdka, wciąż z jedną nogą w gównie. Pod drapacze chmur, w cieniu których żyjemy, położono fundament na polach Flandrii. W okopach, tuląc do piersi bagnet zabrudzony błotem i krwią towarzysza, którego ciało użyźnia teraz glebę. Glebę należącą do Panów, pająków, tkaczy systemowych sieci naszych czasów. Takoż dzisiaj trwamy w tamtych sieciach, za które walczyli nasi proletariaccy przodkowie. Oni ginęli w błocie za idee, fałszywe idee podsunięte im przez chciwych i nigdy niezaspokojonych posiadaczy. My, spadkobiercy uciśnionych boimy się przyjąć idei, boimy się jej szukać, boimy się buntu. Z jednej strony piętnując wady systemu zaś z drugiej świadomie, bądź nieświadomie według niego żyjąc. Pająki teraz już reklamując i sprzedając bezideowemu społeczeństwu swoje sieci odwracają uwagę od poszukiwań. Czy nie jesteśmy pradziadom winni czegoś więcej aniżeli znicza z plastikową przykrywką i przymusowo wyuczonej pieśni patriotycznej? Czy pijane słowa niezadowolenia, narkotyczne przebłyski świadomości to wszystko na co stać pokolenie antysystemowych bojowników w rurkach? W rzeczywistości chęć budowy, lepszego świata nie polega na łykaniu somy, ale na tworzeniu nowych, światłych, nieznanych dotąd idei gdy te wytarte zawiodły. Niestety takie przedsięwzięcie wymagałoby odrzucenia wygód słodko-gorzkiego więzienia, uplecionego nam ze śmierci i fatygi. Tak więc grzęźniemy we flandryjskim błocie, malutcy wśród wieżowców, skuszeni pieniądzem, skłóceni demokraci bez idei, nie zdolni do buntu.