Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Basia

Użytkownicy
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Basia

  1. @Pi_ Bo to miało być dziwne. Świat w ogóle jest dziwny Również przesyłam uśmiech
  2. I WILDA, PORANEK PRZED SZPITALEM HCP 1. Oczom Joasi ponura Wilda się ukazała Gdy niebo z mroku się rozjaśniało Mgła welonem białym szpital otulała I nikłe słońce zza wschodu wyjrzało 2. Matka o zdrowie córki poważnie zmartwiona Do szpitala w mroźny poranek ją odprowadziła Ale Joasia rozbawiona Łzy żadnej nie uroniła 3. Nie była ona panienką posłuszną Pod pełną jej piersią serce biło niespokojne Lecz dziewczyną dobroduszną Myśli wstrząsnęły bogobojne 4. JOASIA Czemu serca nie dano mi miękkiego Tylko takie, którego nic nie skruszy Co wzbrania się dotyku ludzkiego Czy ja jestem istotą bez duszy? 5. BAZYLISZEK Masz Joasiu miękkie serce Bardziej niż Ci się wydaje Dlatego dzisiaj w Twoje ręce Życie człowieka biednego oddaję SZPITAL 1. W szpitalu matka medyka jej przedstawiła Dziewczyna dłoń jego drobną ujmując Wstydliwie niby się zarumieniła Cały plan misterny w duszy knując 2. Wyrzuty sumienia usilnie wyciszając Na szpitalne opadła poduszki Już na nic się nie oglądając Spojrzała przez okno na śniegu okruszki 3. Wspięła się Joasia na najwyższą wieżyczkę Wystawiając za okno bladą twarzyczkę Z ulgą w samotności oddychała I w końcu piosenkę piękną zaśpiewała 4. Cichą obecność ludzką wyczuwając Za rękę Floriana szybko chwyciła I z medykiem się żegnając Pocałunek na ustach jego złożyła 5. Nie myśląc by go pokochać potrafiła Joasia we mgłę białą uciekła Zanim za mocno się rozczuliła Prosto przed siebie pobiegła KRĘTE ULICZKI DOLNEJ WILDY 1. Śladu nadziei nie było, na tej twarzy ponurej Gdy snuło się dziewczę po krętych uliczkach Starej Wildy szaroburej Łzy tocząc po zamarzniętych policzkach 2. W całej swojej bezradności Włóczyła się jak dusza potępiona Płacząc nad niespełnieniem w samotności Pełna złości, na matkę rozżalona 3. Nie mogąc zatrzymać rozhulanej śnieżycy Osłabiona Joasia bliska omdlenia Weszła do ciemnej, wilgotnej piwnicy Od zimna szukając bezpiecznego schronienia 4. Wchodząc, dostrzegła ognia jasne płomienie Ciepło tak mile dziewczynę zaskoczyło Dostrzegła również przedziwne stworzenie Które leżąc na słomie do niej przemówiło. ROZMOWA JOASI I BAZYLISZKA W PIWNICY NA WILDZIE 1. BAZYLISZEK Dobry wieczór śliczna panienko To tylko ja, Bazyliszek skromny Zachwyciłem się Twoją piosenką Równie co Ty byłem bezbronny 2. Taka śliczna z Ciebie dziewczyna, a zapłakana Wiem, że przyszłaś tu po pocieszenie Nie bój się mnie Joasiu kochana Tu dostaniesz dla swojej duszy wytchnienie 3. Głos miała słodki jak miód Odpowiadając na stwora pozdrowienie Ale jej serce siarczysty ściskał lód I ulotniło się ostatnich dni cierpienie... 4. JOASIA Chociaż Ty, Bazyliszku mnie zrozumiałeś Kiedy pomocy od innych zabrakło Jak człowiek ze mną porozmawiałeś Podczas gdy serce z uczuć wyblakło 5. Tak, chciałam od ludzi uciec z daleka I całe swoje życie nudne porzucić Drażniła mnie już bliskich opieka Ale nie chciałam się z nimi kłócić 6. BAZYLISZEK Przez ludzką rozwiązłość pozostałaś nietknięta I odparłaś atak na niewinność subtelnie Jak Twoja patronka z Orleanu Święta Czystości broniłaś tak dzielnie 7. Słyszałem jak zdolna z Ciebie śpiewaczka Szkoda, żebyś się w tym świecie marnowała Męczy Cię na pewno ta ziemska tułaczka Może na księżyc byś ze mną poleciała? 8. JOASIA Matka usiłowała mnie do tego nakłonić Pod medycyny szlachetną przykrywką Musiałam swoją skromność uchronić Nie chciałam zostać zwyczajną dziwką! 9. Już chyba dosyć ten świat pożegnałam Mogę się wybrać jako Twoja towarzyszka I tak niczego tu nie zaznałam To dobroć okażę dla Bazyliszka V. PODRÓŻ NA KSIĘŻYC 1. Jeszcze przy ogniu długo się ogrzewali Zanim przeszła nad Wildą potężna śnieżyca Napój gorący rozmawiając popijali Straszny Bazyliszek i niewinna dziewica 2. Bazyliszek podniósł się ze słomianej pościeli Spoglądając na swoją przyjaciółkę z nadzieją Dał jej znak, aby już w drogę polecieli Przypatrując się jak jej policzki promienieją 3. BAZYLISZEK "Czas umyka dłużej nie czekajmy Po piwnicy się nie kręćmy W daleką podróż wyruszajmy Przez drogę mleczną lećmy 4. Musisz teraz miotłę do usług nakłonić Rozkazać, aby zaniosła Cię w galaktykę Ona przestanie się wałkonić Ty poznasz czarodziejską praktykę" 5. Joasia przy piecu zmęczona usnęła Gdy spokój na nią spłynął głęboki Nagle dziewczyna się ocknęła Na wieść o podróży w obłoki 6. JOASIA Mam na miotle w zaświaty podróżować? Chyba nie znajdę wyjścia innego Miałam swojej czystości tylko bronić A robię coś magicznego 7. Ty co zawsze jesteś od sprzątania Teraz pokonasz mil tysiące Weź się kiju leniwy do latania Mknij, gdzie gwiazdy świecą błyszczące! 8. Miotła spełniła swoje zadanie Przez okno natychmiast wyleciała Odpowiadając na Joasi wezwanie W mroki nocy ją zabrała 9. Podróżowali w nieznane, Bazyliszek z dziewczyną On machając z całych sił skrzydłami Ona na miotle okryta czarną peleryną Tak nad szarymi poszybowali chmurami 10. Minęli szpital, uliczki i Wildę ojczystą Nad morskim wybrzeżem polecieli Aż dotarli w obcą przestrzeń mglistą Gdzie zawieszeni na moment utknęli 11. Do celu już było całkiem niedaleko Gdy nieskończony ocean nieba minęli I otchłań białą jak mleko Na księżycowej skale stanęli VI ROZMOWA JOASI I BAZYLISZKA Z MISTRZEM TWARDOWSKIM NA KSIĘŻYCU 1. Joasia po księżycu okrągłym stąpając Czuła świeży powiew pyłu kosmicznego Na trudne pytania odpowiedzi szukając Wstrząsu doznała panicznego 2. Spokojny mędrzec wszystkiemu był winny Gdy z Bazyliszkiem przyszedł do dziewicy To był ów mistrz Twardowski słynny Który latami tu siedział w tajemnicy 3. Spojrzał na nią i dłoń bladą ucałował Tłumacząc to całe dziwne zamieszanie Mówił, że się Bazyliszkiem opiekował Odpowiadając na dziewczyny pytanie 4. MISTRZ TWARDOWSKI Cóż miałem zrobić gdy nieszczęśliwe stworzenie przybyło Pomóc biedakowi zrozpaczonemu obiecałem Po śmierci samobójczej imię jego hańbą się okryło Więc przez lata się nim opiekowałem 5. Pomóc mu przysięgłem, lecz zabrakło mi pomyślunku Tu na księżycu wszystkie księgi magiczne przejrzałem I nie znalazłem dla niego żadnego ratunku Chociaż przez sto lat szukałem 6. BAZYLISZEK Ale znalazło się lekarstwo na to zmartwienie Prawda mój opiekunie z księżyca szlachetny? Zdejmie ono ze mnie wszelkie cierpienie Powiedz mistrzu, co to za przepis sekretny? 7. MISTRZ TWARDOWSKI Mój Łabędź Celestyn, cudowne stworzenie Z gwiazd obcej galaktyki je odczytał I przyniósł mi tutaj wybawienie O Ciebie Joasiu od razu spytał 8. Powiedz Celestynie, czego na ten lek potrzeba Aby strasznego stwora zmienić w człowieka? Czy korzenia mandragory, czy gwiazdki z nieba? Uchyl proszę, tajemnicy wieka... 9. ŁABĘDŹ CELESTYN Jest jeden sposób, aby spełnić to życzenie Potrzebne jest jednak ludzkie poświęcenie Musi Joasia poślubić biednego medyka Tego co na lewą nogę utyka 10. Ale serce ma dobre, żadną winą nietknięte Tylko miłością do dziewczyny ukochanej przejęte Jak górski kryształ jest ono przejrzyste Jak woda w strumyku czyste 11. Muszę dostać święconą wodę z kaplicy Gdzie będzie ich ślubne nabożeństwo Zaczerpnę kilka kropel w tajemnicy Jeśli Joasia przystanie na małżeństwo 12. JOASIA Nie po to całe życie nad tym łzy wylewałam By teraz się poświęcać dla tego stwora niewdzięcznego Nie po to w nieznane na księżyc uciekałam Od ludzi i tego szpitala przeklętego 13. Wiem, że powinnam okazać Wam posłuszeństwo I podarować Bazyliszkowi radość przemienienia Nie zgodzę się jednak na to małżeństwo Nie wezmę na siebie takiego utrapienia 14. BAZYLISZEK Chyba nie tak straszne to Twoje zmartwienie Widziałem jak na wieży całowałaś tego medyka Gdyby było to dla Ciebie cierpienie Nie ściskałabyś go jak dzika 15. MISTRZ TWARDOWSKI Moje dziecko nie chcę Cię do niczego zmuszać Gdybyś jednak w swej dobroci się przemogła Wiem jak trudną sprawę przyszło nam poruszać Ale nam wszystkim na całe życie byś pomogła 16. JOASIA Wymagacie ode mnie tak wielkiej ofiary Nie wiem czy będę go pokochać umiała Macie może mistrzu, na to jakieś czary? Może bym to wtedy przemyślała... VII POWRÓT JOASI NA WILDĘ 1. Zdecydowała w końcu dziewczyna o powrocie Po wielu miesiącach męczącego rozważania I mistrza Twardowskiego owocnego nauczania Zapragnęła nowe życie dać biednej istocie 2. Joasia swoją decyzją wciąż zmartwiona Od niespokojnych myśli, cała w środku się pruła Wiązała ją jednak obietnica złożona Więc rozmyślając po księżycu się snuła 3. Mistrz Twardowski bardzo się przejął gdy to zauważył Zobaczył jak dziwnego leku nawarzył Nie chciał jej zmuszać by się poświęcała I bez miłości Florianowi ślubowała 4. MISTRZ TWARDOWSKI Stary ze mnie dureń, Joasiu moja W co ja Cię dziecko drogie wplątałem Tak cenna jest jednak pomoc Twoja Innego wyjścia nie miałem 5. Nie powinienem był sobie na to pozwalać Aby a ciebie zrzucać to zmartwienie I niepokoju w Twoim sercu rozpalać Byś na swoje wzięła to sumienie 6. JOASIA Zmusza Was mistrzu do tego potrzeba Nie ma powodu, abym i ja również żałowała Poleciałam w cudowną podróż do nieba Więc pora, bym teraz życie poukładała 7. Pewnie nieraz się nad sobą użalałam Musicie znaleźć na to wybaczenie Ja również wiele rzeczy zrozumiałam Więc nie będzie to dla mnie cierpienie 8. Oboje przed rozstaniem się uśmiechali Z wdzięcznością jedno na drugie patrzyło Gdy w promieniach słońca się żegnali Wierząc, że wszystko dobre, co się dobrze skończyło 9. MISTRZ TWARDOWSKI Na Wildę szarą Joasiu wracaj Tam narzeczony na ciebie czeka W rozterkach się nie zatracaj Lepszego nie spotkasz człowieka 10. Dam ci lek, który zawsze pokochać pomagał Weź go, gdyby niepokój serca się wzmagał Celestyn na Twój brak skrzydeł zaradzi On do samego kościoła Cię odprowadzi 11. Joasia pelerynę zarzuciła, gdy od księżyca się odbili Dziewczyna mocno łabędzią szyję trzymała Gdy w ogromne chmury się wgłębili Tak bardzo upadku w otchłań się bała 12. Celestyn obiecał dotrzeć, zanim nastanie niedziela Ona z czułością siostrzaną go obejmowała Bezpiecznie się czując na grzbiecie przyjaciela W białym puchu spokojnie zasypiała 13. U kresu podróży , gdy ziemi tknęła I wspomnienia minionych chwil przywołała Wieczornym powietrzem Joasia odetchnęła Wiarę w swoje uczucia ludzkie odzyskała 14. Tak zwykła jej się wydawała ta ziemia ojczysta Wciąż ponura, uśpiona i dzika Nie to co księżycowa mgiełka przejrzysta Wilda wciąż była tak cicha 15. Zanim zdecydowała się do dawnego życia wrócić W kościele wcześniej spokoju poszukała Postanowiła wieczór sobie skrócić I na mszę zanieść się kazała 16. Skromny zakonnik odprawił właśnie nabożeństwo Gdy dziewczyna z łabędziem do kaplicy przybyła Dać jej chciał swoje błogosławieństwo Jak modlić po chwili się skończyła 17. Joasia dobrze znała duchownego Twarz jej jednak zasłaniała peleryna Zwróciła uwagę księdza pobożnego Który zastanawiał się kim jest dziewczyna 18. Ojciec Błażej sam poprosił o poufne spotkanie Wiedząc, że bardzo ją coś gnębić musiało Wzbudzał on w niej wielkie zaufanie Pytając co jej sumienie targało 19. Ksiądz na jej widok bardzo się przestraszył Gdy na ramiona pelerynę zrzuciła Wyglądał jakby ducha zobaczył Czym dziewczyna bardzo się zdziwiła 20. JOASIA To ja, Joasia, nie uwierzysz ojcze skąd wróciłam Pewnie rodzina myślała, że mnie porwali Ale ja sama to życie porzuciłam Płynąc na pełnej szczęścia fali VIII SPOWIEDŹ JOASI U OJCA BŁAŻEJA 1. JOASIA Niech będzie pochwalony ojcze Błażeju Grzech ciężki moje serce gniecie Pomóż mi proszę dobrodzieju Zanim licho mi duszę mi poniesie 2. OJCIEC BŁAŻEJ Widzę dziecko, że nosisz w sobie cierpienie Nie wierzę jednak, że ciężko zawiniłaś Potrzebne Ci tylko boże przebaczenie Pomóż mi czego się dopuściłaś 3. JOASIA Wtedy, kiedy miałam iść na leczenie Coś we mnie pękło bolesnego Wszystko straciło dla mnie znaczenie I zrobiłam coś okropnego 4. Najpierw na wieży usta medyka całowałam Jakbym była bezwstydną rozpustnicą Pocałunek swój pierwszy jemu oddałam Zamiast cnotliwą pozostać dziewicą 5. Później włócząc się samotnie po ulicy Postanowiłam do ciemnej wejść piwnicy Gdzie spotkałam stwora w słomie schowanego Który wykluł się z jaja przez węża wysiadywanego 6. Zaproponował mi on podróż po zaświatach Obiecując, że tam odnajdę spełnienie Zapomnę o pełnych smutku latach I spłynie na mnie od gwiazd olśnienie 7. OJCIEC BŁAŻEJ Wiem, że matka na leczenie Cię namawiała To dlatego byłaś wtedy taka wzburzona? Ona okraść cię z czystości nie chciała Tylko ty uciekłaś rozżalona 8. JOASIA Nie dla niej tu wróciłam na tą ziemię przeklętą Chciałam przynieść ulgę komuś innemu Na jego krzywdę nie mogłam pozostać obojętną Pomogę więc stworzeniu biednemu 9. A więc wykorzystałam piekielne czary I na miotle w podróż się udałam Zobaczyłam wszystkie nieba dary Nowym życiem się upajałam 10. Później, ta istota przez węża wychowana Alchemikowi na księżycu mnie przedstawiła Gdzie w tajemną sprawę zostałam wplątana O którą ta bestia przez cały wiek go prosiła 11. Bazyliszek to duch samobójcy zrozpaczony Który pragnie dla siebie uzdrowienia Aby na zawsze w nieszczęściu nie został uwięziony Potrzebuje mojego poświęcenia 12. Dzięki łabędzia Celestyna mądrości Może się spełnić jego marzenie Miał w sobie tyle życzliwości Aby znaleźć dla niego leczenie 13. Muszę wyjść za Floriana kulawego Lekarstwo, to woda święcona ze ślubnego nabożeństwa Bazyliszek dostanie dar życia nowego Gdy udzielisz nam ojcze błogosławieństwa 14. OJCIEC BŁAŻEJ Florian jest dobry, ma szlachetne, gołębie serce Które dawno Cię Joasiu pokochało On pragnie je oddać w Twoje ręce Aby już nigdy samotne nie zostało 15. Tak czule go na tej wieżyczce przytulałaś Nie został Ci jednak zupełnie obojętny Jakieś uczucie dla niego mieć musiałaś By pocałunek oddać mu namiętny 16. A teraz wyjdź mu na spotkanie Masz moje błogosławieństwo dziecko drogie Niech przyjdzie Ci szybko to pokochanie Idź Joasiu, z Bogiem IX SPOTKANIE JOASI Z RODZINĄ I FLORIANEM ŚLUB W KOŚCIELE NA WILDZIE 1. Ponownego spotkania z rodziną się obawiając Joasia ostrożnie z kościoła wychodziła Nadal przed światem się skrywając Twarz peleryną czarną zasłoniła 2. Włóczyła się jak dawniej zamyślona Walcząc z oczami od łez zaszklonymi Wpatrywała się tam, gdzie kula odchodzi czerwona i zatęskniła za dniami podróży minionymi 3. Zwiedziła już świat, niebo i księżyc srebrzysty A teraz przez Wildę ojczystą szła nieśmiało Tutaj panował nastrój tak uroczysty Jakby wszyscy wiedzieli co się wydarzyć miało 4. Wilda wieczornym spokojem spała już otulona Słońce chyliło się coraz czerwieńsze Joasia ze swym losem była już pogodzona Wiedząc, że życie czeka na nią piękniejsze 5. Czując się bezpiecznie zasłoną owinięta Rozmyślając, po ziemi ojczystej się błąkała Pocałunkiem bryzy wieczornej muśnięta Nagle w mroku twarz znajomą napotkała 6. Obawy dziewczyny tak szybko się spełniły To była matka, przed którą się ukrywała Ciemne oczy Joasię zdradziły Opiekunka troskliwa ją rozpoznała 7. Później, ktoś podbiegł do niej i zasłonę zrzucił Pojawił się tak cicho, że nie zauważyła Jednak niepewność wszystkich skrócił Gdy twarz dziewczyny się ujawniła 8. ORDYNATOR Już ją kiedyś w moim szpitalu spotkałem To Joasia, która przed rokiem gdzieś przepadła Wcześniej jej śpiew z wieżyczki słyszałem Tym właśnie serce mojego bratanka skradła 9. Pamiętam więc dobrze, dzień gdy zaginęła O, ja znam najlepiej jej zaklęcia i czary Przekleństwem wtedy we mnie cisnęła Lecz mi nikt na to nie dał wiary 10. Widać było jak żarem zła płonęła Lecz zajrzałem w jej oczy płaczliwe Twarzyczka jej we łzach cała tonęła I uciekła jak zwierzątko płochliwe 11. Wszystkie stare rany, dziecko drogie schowajmy Zapomnij nam występki, to i my ci wybaczymy Na zgodę sobie Joasiu dłonie podajmy Bo przecież my tylko dobrze ci życzymy 12 Matki swojej nie odpychaj Ona również dobrze chciała Serca swojego nie zamykaj Bo i miłość na ciebie poczekała 13. Życzenia ordynatora po chwili zrozumiała Godząc się z dawnym swoim wrogiem Później miłości wyznanie wypowiedziała Nieświadoma, że Florian stał za rogiem 14. JOASIA Tak, wiem, że mnie pokochała ta istota dzielna Dlatego tu na Wildę kazałam się zanieść Bo wytrwała jego miłość wierna Na łabędzich skrzydłach przyleciałam go odnaleźć 15. FLORIAN W końcu się cieszyć można spokoju odrobiną Dobrze się stało Stryju, że się pogodziliście Teraz, gdy zostaniecie wkrótce rodziną Dawne wojny pogrzebaliście 16. Joasiu, miałem Cię tylko wyleczyć A ponad życie całym sobą pokochałem O te odłamki zła w Twoim sercu mogłem się skaleczyć Ale z całych sił je odpychałem 17. Zabiło mocniej serce Floriana tkliwe Gdy spotkały się dwa serca odnalezione Bryza rozwiała Joasi loki nobliwe I obie dusze zostały ukojone 18. Ojciec Błażej połączył młodej pary dłonie I złożył błogosławieństwo na ich skronie Wtedy dzwony z południa weselne rozbrzmiały I ręce Floriana do góry Joasię porwały
×
×
  • Dodaj nową pozycję...