Potrzebowałem Ciebie, Ty mnie już nie.
Idę sam, nikogo nie ma, będzie mi lżej.
Choć stąpam delikatnie często się boję.
Jak się obronić? Gdzie me naboje?
Tak ciężko walczyć, poddać się gorzej.
Człowiek tak słaby, tak słaby mój Boże.
Słaby jak świeca co ledwo się mieni.
Czemu tym wszystkim jesteśmy nęceni?
Wszystko się zmieni...
Może nadejdzie jeszcze dobra pora?
Może pozbędę się swego upiora?
I będę szczęśliwy jak kiedyś było.
Coś się zaczęło bo inne skończyło.
I wierzę bardzo , że znajdę kogoś.
Kto mnie zrozumie, bo nie mam nikogo.