Presja na mnie wielka
Przeciwstawić się przeciwnością nie umiem
Tylko ciągle się stresuję
I ma głowa już od tego pęka
Chcę powiedzieć że me życie to udręka
Ale przez to już przechodziłem
Nie dla narzekania się urodziłem
Lecz teraz od stresu trzęsie się moja ręka
Mam dwie rzeczy, to co kocham, to co muszę
To co kocham łamię mi serce
To co muszę podobne jedynie udręce
Więc teraz jedynie swój los kuszę
Boję się iż śmierć zmuszę
Jako jedyną do skończenia mej męki
Słychać już tylko płacz i jęki
Czy ja się jeszcze z mego łóżka ruszę?
Po co mam wstawać?
O co walczyć?
Chciałbym mieć chociaż z kim zatańczyć
Ale myśl o innych zaczyna mnie przerażać
Na końcach mych wierszy
Próbuję znaleźć nadzieję
Lecz kiedy patrzę na me myśli ona jedynie maleje
I wiem nie jestem pierwszy
Nie będę też ostatni
Inni przyjdą po mnie z problemami
Może pomogę im mymi wierszami?
Jednak odnalazłem nikłe nadziei ostatki
Jakoby ktoś mi pomógł
Chyba słyszałem kiedyś o nim
Wszyscy o nim mówią jakby był stary niczym archaizm
Wiem już o kim mówię, najlepsza pomoc na świecie to Bóg przecież