Zostawiam sobie i nie przeganiam,
cóż ona winna, że tak swawoli.
Jak na polanie beztroska łania,
już taka bywa - to nic, że boli.
Beztroskość tęsknot, ma swoje prawa,
są to zagrywki ludzkich przywiązań.
Targane sercem - berło, buława,
siłę miłości - łatwiej w nich poznać.
Tam gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą,
lecz co mam począć z miłości trotem?
Chociaż kochanie - zwane jest checą,
kiedy się kończy, co czynić potem?
Dziś wciąż w źrenicach, tlące się świeczki,
próbuję gasić, choć łzom brak już sił.
Oczy zaciskam - więc, bez ucieczki.
Skutecznie trafią przez serce do krwi.
Gdy sól wytrącam wiecznie na ustach,
biedne, spękane czerwienią wargi.
Zadziwia wynik, jakby wbrew ustaw,
soli w krwiobiegu, najsłodszej skargi.