w szyjnych tętnicach
stary początek i koniec cierpienia
mimo samorodnej nocy życia
przeciągu w koło odtwarzanej
codzienności
dotarłam do ciebie
żywa
rozświetlony plechami porostów
listopadowy las
krzepnącym sokiem wiśniowych
drzew sad
podnoszę oczy ponad mgłę
amorficzna
bez rozległej rany małżeństwa
miłość