o krok od szaleństwa, siedząc nad przepaścią
ujrzałem grono nimfetek co wokół mnie tańczą,
zapewnić chcą o sensie mojej egzystencji
szepcząc i warcząc i żądając atencji.
i słowem i czynem i ponętnym wzrokiem
uwodzą mieszając brzydotę swą z urokiem,
zgrabnie przeplatają paluchy na mym karku,
mówią ze zrobię fortunę na uczuć jarmarku.
wlewają w serce dumę i przypinają skrzydła,
skoczyć wprost w nieznane każą mi straszydła,
zgodzić się - śmierć pewna, ale cóż z tego,
skoro odmowa zabierze przyjemność z życia tak krótkiego.
zmarkotniawszy i przybrawszy filozofa godną minę...
rzuciwszy spojrzenie głębokie w szczelinę...
zakładam niechlujnie nogę na nogę,
i wiem już ze bez kobiet nijak żyć nie mogę...