Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

klucznik

Użytkownicy
  • Postów

    56
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez klucznik

  1.  

     

    zrywam się w noc targając w strzępy sen co głowę mą obłóczył
    bo przeraźliwy dziki dźwięk przeszył czynności tej intymność
    liżąc tak gorzkiej sytuacji smak w lot myśli pierzchły w ciemność
    nerwowy dreszcz wzdryga ciałem z którego strachu kwas się sączy

     

    zalewam płomieniem świecy drżąc jak on trwożną izby otchłań
    próbując scalić strzaskany gwałtem odwagi marnej pancerz
    zmysły zajadle już oswojoną przestrzeń gryzą wzdłuż i wszerz
    tam kąty dobrze znane krzywią się niepomne żadnych działań

     

    jakież czeluści wypluły z siebie ten odgłos demoniczny
    wżera się niczym głodny kornik w łyko w mózg mój to pytanie
    szczęściem senność z wolna rozrzedza myśli nazbyt rozedrgane

     

    wtem ciszą znowuż zawładnął charkot tym razem ustawiczny
    słuchu strukturę zbyt subtelną nadwyrężając koszmarnie
    źródłem jego chrapanie zaś jest śpiącej obok ukochanej

     

     

     

     

  2. Odkryłeś właśnie sekret…
    schowany kiedyś pod zielonym szkiełkiem,
    z roztrzaskanej butelki po bardzo tanim piwie,
    pokrytym niewielką warstwą ziemi,
    w miejscu, gdzie psy często szczały,
    przy niskim balkonie z tynku odrapanym,
    a tam pośród zwiędłych płatków dzikiej róży i piwonii,
    leżał kawałek kratkowanej kartki czymś tłustym ufajdany,
    wyrwany ze starego Pele Mele mojej siostry,
    na której koślawym pismem skreślonym kopiowym ołówkiem,
    trzymanym bladą rączką z obgryzionymi paznokciami
    i pierścionkiem z odpustu na palcu z Guciem i pszczółką Mają,
    widniało wyznanie K + M = WSZM,
    dla mnie wciąż
    aktualne.

  3. wreszcie bitewna przycichła wrzawa
    błądzą echem pomruki ochrypłe
    w gardłach uwięzły słowa zastygłe
    złość wciąż z nich drapie i się wyrywa

     

    bierność wykręca uczuć bieguny
    resztki ich chłonie przepaść milczenia
    życie z dnia na dzień na wskroś się zmienia
    w teatr posępnej mdłej pantomimy

     

    choć sedna waśni nikt nie pamięta
    wrogość uparcie w głowach trzyma straż
    chłoszcząc spojrzeniem bez drgnienia tętna

     

    w murze impasu któż cegłę skruszy
    zakończy obłędną bezsłowną kaźń
    może uśmiechu cień z głębi duszy

  4.  

     

    wlewa się we mnie ten smolisty śluz

    w jestestwa najgłębszego skrawek

    stopniowo rozrasta się niczym guz

    lichej radości pożerając cień nawet

     

    z czasem me puste skamieniałe wnętrze

    raz po raz odbija echem ów toksyczny szept

    napraw to gdy życie szanse dać ci zechce

    bo śmierć to czas nie płacz zagłuszy wnet

  5.  

     

    w moim

    niewielkim terrarium

    gdzie czas rozlał się

    zamiast płynąć

    przechadzam się

    leniwo z ciszą

    bazgrząc myślami

    po szybie

     

    wiatr przewiał mnie

    z cudzych pamięci

    przyjemną woń

    samotności chłonę

    kurz trosk sam

    z barków strzepuję

    w przeszłość

    już nie spoglądam

     

    łowię pomysły

    w mej głowie

    nadzieją zbudzone

    z marazmu

    szukając w nich

    nuty spełnienia

    wolności smak

    do mnie dociera

     

     

     

     

  6.  

     

    gdzieś

    na pograniczu dwóch światów

    zwisam w miękkim kokonie

    ciepło powoli rozpuszcza ciało

    odparowuje

    dusza

     

    myśli

    jeszcze próbują

    pod prąd w realność płynąć

    lecz ciszy schwycić się nie da

    wessane ku głębi

    nikną

     

    nagle

    w motyla zmieniony

    rozświetlam tą bezkresną pustkę

    magiczny świat się wyłania

    chłonę go zanim

    przeminie

     

     

     

     

     

  7.  

     

    kopiemy sobie samotności dół

    po brzegi cisze weń wlewając

    rozmowa staje się stopniowo

    w kurz ubranym eksponatem

    każdy już tylko własny niemy

    głos słyszeć wokoło pragnie

    słuch i tak niebawem zatka

    wosk z przerośniętego ego

    grzęźniemy w nałóg by czytać

    się w systemie zero-jedynkowym

    chronicznie przekrwionymi

    oczyma koloru monitorowego

    nasz świat kurczy się do granic

    na czubku nosa wytyczonych

    złożony z ilustracji jak według

    nas wygląda życie wymarzone

    pazerni pochwał i akceptacji

    tworzymy publiczne życiorysy

    często i tym naszym mini kopiom

    odartym w ten sposób z autonomii

    tak łatwo w fałszu wychwalamy

    swych przyszłych recenzentów

    być może ewoluuje nowy byt

    lekko zgarbiony homo lajkulus

     

     

     

  8.  

     

    powstał na długo przed tym zanim się poznali

    w nazbyt wyrazistych barwach jego wyobrażeń

    na płótnie utkanym rozmaitymi przeżyciami

    niejako ilustracja do urzeczywistniania marzeń

     

    uczucie wrosło w ich serca głęboko korzeniami

    toteż stał się dla niego swoistym drogowskazem

    lustrzanym chciał odbiciem uczynić dalsze życie

    własnej wizji szczęścia pielęgnowanego już razem

     

    niestety codzienność wchłonęła całkowicie koloryt

    niegdyś doskonałe kontury brutalnie zatarł czas

    w starciu z rzeczywistością wypaczył się mały świat

    poddany ciężkim próbom może za dużo o jeden raz

     

    w końcu przesiąkł potem niekończących się kłótni

    ślina wzajemnych wyzwisk zmieszana z solą łez

    wyżarła ostatnie ślady nieosiągalnego dla nich raju

    tak urokliwy pejzażyk na dobre w pamięci sczezł

     

     

     

×
×
  • Dodaj nową pozycję...