Dwadzieścia pięć minut do północy, a ja dalej myślę o naszej wspólnej nocy.
Tej jedynej, magicznej i tylko naszej, tej przed którą na palcach naszych zalśni złotym blaskiem pierścień władzy.
Gdy gromką swą siłą kościelne dzwony oznajmią światu,I wyzwanię jemu całemu i wszystkiemu z chęcią wyzywać zaczną,
By nikt nie ważył się naszemu szczęsciu grozić i walczyć z tym nie zaczął.
Bo ja i Ty na zawsze zwiazaliśmy sie z wiarą, By bronić wartości i naszych serc przed złem zarazą.
W marzeniach już widzę jak złota karoca i Białe rumaki, by krok Hiszpański zacząć czekają, szlachetnie przed bramą na nas wołają.
By dumnie ganaszowane, w szczęsliwą przyszłość i nasze marzenia bez przeszkód wspólnie z nami zawitają.
Z błogosławieństwem na sercu i ciele zawiozą tam, gdzie miejsce dla nas od zawsze przypisane być miało.
Już widzę twe ciało odziane w suknie białą i uśmiech goszczący na Twej twarzy,
Pewnym krokiem trzymając rękę Taty, Ty zbliżasz się do mnie przed ołtarz gdzie ksiądz w rękach swych trzyma księgę prawdy.
Rozbrzmiewa w całym kościele, tym pięknym, z wieloma kwiatami i ludźmi którzy na początek przysięgi tej czekają,
Symfonia organów i chóru, który dla nas oddaje się cały.
Welonem o ziemie nie haczysz wcale, bo dzieci w swych dłoniach trzymają ostatnie dwa cale.
Chwytając za rękę odwracasz się do mnie, bym odsłonić twe oczy w końcu mógł całe i powiedzieć do siebie, prawdziwie, na zawsze
ostatnie słowo tej przysięgi całe