Przechodząc patrzę przez Ciebie; mgnienie oka ból tęczówki rozdziera skrawki zbalansowanej neuronowej potańcówki; tak nieśmiały, tak poszarpany jak zniszczony zarost muchówki; co tobą powoduje co cię męczy, by nie spojrzeć w nic bez nędzy, twe spojrzenie trochę płowe trochę mdławe, nieprzerwanie nie urwane skuje w piekle moją głowę, a w ukropie resztę ciała z nich pożytek jest jak w ukropie zbryzgana szkarłatna skała ; nie dość wzięłaś na twe barki nie dla siebie nie dla zwyrodniałej żewnej szramy, którą zdarłaś zrywając swe nie zmaterializowane matczyne rany; po cóż starać się tak stale jak nostalgia nas zastanie nie strawionych, nie spłoszonych, szerokimi ducha żwawego latarniami będziemy latać w ich granice.