Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dawid Rzeszutek

Użytkownicy
  • Postów

    532
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Dawid Rzeszutek

  1. Klucz do trumny

     

    Włożyłem klucz do trumny - gwóźdź!
    Był mym ostrym przeciwnikiem życia
    Wtem zawołałem - różo cierni - Wróć!
    Mamy tu jedną gehennę do przebycia

     

    Ku oczom skruszonym moim we łzach
    Ukazał się płomień - czerwieni duszy jej
    Cierpienia wtem wyłonił sie tutaj krach
    Wołam do róży - miłością mą wiatr siej!

     

    Trumna była drewnianym mi domem
    Róża na piersi powoli daje nadzieję
    Że choć nieśmiertelny to we łzie utonę
    A róża wyniki kalkulacji bytu rozsieję

     

    Na cóż kasztanowa wieczność mnie?
    Skry olimpijskiego znicza w wychodku?
    Mnie starej na dłoni Jokera szarej ćmie
    Któremu kościół wytyka - Ty wrzodku!

     

    Może tu nieistnienie jest piękniejsze 
    Od zawsze tych samych gazet i pism
    Od mord co co dzień są nieszczersze
    Co zamiast wstrzymać bat wołają - bis!

     

    Boże czy się odważysz unicestwić?
    Dziecko, które jest za stare by istnieć!
    Nad którym los zaczął się pastwić
    Który jest jak bez korony król - cieć!

     

    Widzieć wdzięczność jest tu darem
    Powiedzmy, że zabiłem cały świat
    To wykończ mnie wnet Boże za kare
    Niech wyłączy światło moje twój kat

     

    Autor: Dawid Daniel Rzeszutek

  2. Photo_1711567536720.jpg.195d8f51bfc1fa8acd5cad3c9b7f7c88.jpgNatura świata - dwa pytania ©

     

    Oplecieni chodnikami i ulicami
    Zamknięci w czterech murach
    Tylko marzenie wisi ponad nami
    Ze wolny jesteś ponad strach

     

    Jesteśmy mechanizmami wieku
    Nakręceni jak komórkowy zegar
    Czy wiec wolny jesteś człowieku?
    Może dopiero gdy dopali się żar?

     

    Tysiąc słońc może się powtórzyć
    Tych urodzin - wschodów twoich
    Bez kresu życie może się skrzyć
    Ten sam czas znów się tutaj uroi

     

    Czy sto łez tych samych to jedna
    Łza wylana przez stokroć istnień
    A może każda inna lecz też ładna
    Jak na plaży bursztyn - kamień

     

    A może nie ma i nie było ciebie
    Bo to tutaj i to ty to złudzenie
    Nie umierałeś o suchym chlebie
    A sukces i radość to tylko cienie

     

    Jedno jest pewne wobec pytań
    Jeśli czujesz to ciesz się bytem
    Walcz, a gdy upadasz - powstań
    I trzymaj blisko radosną świtę

     

    Bo tylko ty wiesz, że życie masz
    I uczucia i radość oraz szczęście
    Wiec wysoko podnieś swa twarz
    I do walki podnieś swe pięście

     

     

     

    Autor: Dawid Daniel Rzeszutek®

    Vel. Marionel Moriel®

    Photo_1711567536720.jpg

  3. Melodia tej jednej miłości - odwaga

     

    Wsłuchaj się w szum wiatru południa
    W taniec na pięciolinii tej jednej miłości
    Gdy pożera ciebie naga jak pień matnia
    Gdy cień spowił duszę nieoczywistości

     

    A gdy każda mała łza - kropla nicości
    Zroszy rozmarzenia chwile kolorowe
    Pobierz pożyczkę daru rozkoszności
    Niech idą uczucia drogą a nie rowem

     

    I wśród ogni olimpijskich zwycięstwa
    Pośród Polaków - jak ów róży kwiecia
    Zagości jedność jak to słońce częsta
    Płonąca braci miłość - jasna świeca

     

    Nieprzerwane pieśni i modły bez słów
    I krew wylana od kuli za ojczysty kraj
    Pieczęcią bolesną anioły zalakują znów
    Tylko daj żyć jej, tylko życia nie przegraj

     

    Bo obywatelstwa i szacunku narodu
    Ojczyzny matki pośród wielu matek
    Nie można stracić tak pięknego głodu
    Musisz patriotyczny zapłacić podatek

     

    Od ilości straconych żyć i też nadziei
    Od wielkości serca i potęgi modlitwy
    Zależy czyś Polak czy fałl podzielisz
    Bo Polska jest celem każdej gonitwy

     

    Autor: Dawid Daniel Rzeszutek

  4. Dla Elizy, będzie w sam raz...

     

    Stary dworcowy kibel zawsze
    Jest jak mekka dla bezdomnych meneli
    Bo wystarczy ciepło i łatwo
    Wypić stary mętny zakwas
    Eliksir przebudzenia i ciemności

     

    Ale na dworcu biją inwalidów
    Służba SOK nie ma sumienia
    Kopią na szybkie pokrzepienie
    Spaceru w wolnej przestrzeni 
    Przemrożonego lutego
    Bezdomność ma smutne oczy
    Zimowych bezdroży i miejskich umieralni

     

    Tylko elixir - biały lub niebieski
    Denaturat ekstremalnego
    Oślepienia drobinkami
    Światła zmartwychwstania
    Lub świateł nadjeżdżajacego
    Pociągu do niebytu
    Wiedzie w stronę przeznaczenia

     

    A moje sumienie każe mi 
    Bronić szacunku dla upadku
    Tych ciężkich trudów przetrwania
    W ekstremach braku oddechu
    I siły podnieść się z zakazanych pozycji
    Dla cywilizowanego zaświatka
    Tak mało cywilizacji w oczach prawa
    I bezprawie za brakiem pozwolenia
    I tak zwycięża - Bóg jednak nieżyje

     

    Izby wytrzeźwień biją po głowie
    Otwartą dłonią bez skruchy
    Sine gęby są świadkami samosądu
    W lusterkach porannych
    Nie jeden pisał na wyrwanych
    I zagubionych stronach
    Amnezji wywołanej celowo
    Morda nie szklanka - woła męstwo
    Nikt niczego nie udowodni
    Świadkowie mają status przedmiotów

     

    Moje przygody bywają tragiczne
    Taki mam zawód nieudacznika
    Lubie być tam gdzie nie powinienem
    Za kratami, tam gdzie biją i gdzie pije się 
    Nektary upadłych królów
    Czasem myślę, ze normalnie bym rzygał tym
    Ale nie jestem normalny
    Inaczej nie potrafię być sobą

     

    Boję się czasem, że mój statek odpłynął
    Pełen szczęśliwych ludzi
    To raczej nie był Titanic
    Choć i tak zawsze jest szansa wpaść
    Na górę lodową prymitywizmu
    Zostałem na brzegu żyć wśród srok 
    Jak strach na wróble
    Nie bronię kukurydzy ani pomidorów
    A książki i gazety w kiosku żywota
    Chociaż wolałbym jakby je kruki zadziobały
    Bo mówią za dużo, za głęboko i za głośno
    O śmierci i kataklizmach
    Aż żyć nie ma kiedy i po co
    Aż umieranie wydaje się całym życiem
    A niby hop i już

     

    Marzę o grobach niepobielanych
    Pobielanych jest za dużo i wszędzie
    O pamięci zamiast znicza
    W niej życie ma więcej treści i serca
    Czasem marzę ze po śmierci
    Usłyszę jeszcze jakieś bicie serca
    I Lacrimose Mozarta 
    Ale nie pogardzę dla Elizy

     

    W końcu jak juz widzisz wartość w gównie
    Cieszysz się nim wkładając zapałki
    Nazywając jężykiem
    I wychodząc z nim na długie spacery

     

    To cały świat wydaje się wartościowy
    Jak trzysta miliardów w złocie
    Nawet gdy gram dałby potężny orgazm
    A sam widok wielkie zadowolenie

     

    Tak, Dla Elizy wystarczy!

     

    Autor:, Dawid Daniel Rzeszutek

  5. Ciemną doliną - Fatum jak zbawienie

     

    Ciemną doliną idąc zła się nie lękasz
    Bo sam z otchłani jesteś płomiennej
    Całe ciało twoje, jak Hiob ciągle stęka
    Lekcji nie sposób zapomnieć cennej

     

    Lubisz jak inni stękaja w melodii bólu
    Twojego przekletego losu w gehennie
    Wołasz wciąż - Przybądź cieni o królu!
    Jakże twoje lekcje bezcenne tu cenię!

     

    W gówno nieświadomie tu zmieniasz
    Świat, co w dłoniach bolesnych płonie

    Twój brat zgniliznę już niesie Barabasz
    W skradzionej mesjańskiej z róż koronie

     

    Cement grobów pobielasz niezdrowo
    Trupy z trumien rządzą twym światem
    Stworzyłeś cel i potępienie tu na nowo
    Najlepiej jest zgnić bity twoim batem

     

    Świecisz przykładem bogatym kupcom
    Co zdzierają szaty i toną w płomieniach
    By wyrzec sie Bogów i oddać dzikim nocom

    By zdobyć przychylność diabłów cienia

     

    Wieczorem miast modlitwy tniesz żyłę
    By krwią namoczyć ten sygil demona
    Który czyni tobie cuda, które tak lubiłeś
    Gdy twój czas pędzi w Żydów koronach

     

    Lekko wzdychasz gdy w sejfie leży złoto
    Gdy rodzina się modli do wuja szatana
    Bez znaczeniu czy wszystko jest to po to
    By rozpuścić malarię i by pękła bytu rana

     

    Ciemną doliną idziesz i miłości sie lękasz
    Bo jest mała szansa, że Bóg gdzieś istnieje
    Że jednak miast dobrobytu czeka Cię męka
    Że wrócisz gdzie wieczne bólu płomienie

     

    Bo modlitwa marna wiernym łeb kruszy
    I sygnał wiary w bólach w kosmos niesie
    Jak strzała najświętszej anielskiej kuszy
    W prastarym koscioła cmentarnym lesie

     

    I wiara choć wyginie w twoim tutaj czasie
    I wolny bedziesz od mądrości tej Pańskiej
    To i tak zje Cię grzech w czynu ambarasie
    Jednej siły nie pokonasz - siły mesjańskiej

     

    Autor: Dawid Daniel Rzeszutek

  6. @Omagamoga Zbyt krótką forma - i zero zaskoczenia. Nie pojawia się nic zaskakującego. Proste opisanie ohydy jaka się narzuca w obłedzie politycznym. Szukam porywającego obrazu z dobrymi metaforami a nie opisu skróconego myśli, że polityka to syf. To każdy wie, ale jak to napisać by było co czytać?

     

    Spróbuje:

     

    Orzeł Polski już duszy narodu nie ma

    Niemcy obdarli go z sensu istnienia

    Polityka u nas w oborze sens trzyma

    Ciagnie dusze na skrzydlach cienia

     

    Kruki swe kruczki zebrały i je drukują

    Za dyktandem polityki lewicy i prawicy

    Pragną być tu jeszcze większą szują

    Obdartą z życia kością prastarej racicy

     

    Oddają sobie władze jak znicz olimpijski 

    Co cztery lata od prawej na lewą stronę

    Nie oddadzą wojennej krwi duzej miski

    Wymieniają się tylko marnym ukłonem

     

    Kochany PIS i kochane KO najlepsze

    Jebcie się równo jak zdrajcy narodu

    Weźcie się w patologii własnej kleszcze

    Dokonać trzeba zakochanych rozwodu

     

    Nie ma wiary ni tęczy ani ideologii

    Co by Polaka powaliła na małe kolana

    Takiego co poznał piach każdej drogi

    Co zjadała go każdego potu plama 

     

    Bo polityka to szczurzy ma swój etos

    Gnijdy górują nad kastą strażników

    Odczuje ostrzegawczy bolesny cios

    Zginie w masie swoich ślepych uników

     

    Runda pierwsza zakończona dzwonem

    Polityki kojot upadał sześć już razy

    Upadnie ostatni raz jak flaga z klonem

    Jak fakt wzbudzania gównem odrazy

     

     

    Cos takigo powstało. Nie jest idealne i zanim opublikuje jeszcze poprawię, ale jak na pierwszy rzut -, chyba nienajgorzej?

     

    Pozdrawiam!

  7. @andrew Oj, napisane tragicznie. Jak bezmyślny zlepek słow - opowiadania bardzo grubiańskiego o wydarzeniach zamiast poezji. - Smutno mi, ale tekst ma marną wartość artystyczną, jedynie na plus to kwestia twojej wiary, bo też wierzę w Boga. Na twoim miejscu nie bylbym wylewny za bardzo - tak od razu i w oczywisty (banalny) sposób wymawiając to, co czujsz. Więcej tajemnicy, metafory, kluczenia wokół filarów wiersza, czyli emocji i uczuć oraz obrazów. Zamiast napisać - wkurwiłem się lub sparaliżowało mnie - można napisać :

     

    Europejskie piekło się budzi

     

    Na plecach czuje wojak przemarsz wojsk, Pioruny błękitu kwiatami mazały po niebie, Żółte korzenie obwineły hełm jak ten wosk

    To była błyskawica - śmierć i narodzenie.

     

    Ile trzeba gazu i inwigilacji by wojnę toczyć

    Ilu z kontraktów wykazu spojrzy Ci w oczy

    Jak odróżnić wrogów od twych przyjaciół

    Gdy w szkole życia dwa karabiny tańczą

     

    Krew płynie w żyłach- regularnie przestaje

    Nowy trend podbija co rusz nowe kraje

    Mordowanie Ukraińców i dzieci Palestyny

    Rzucanie nowych gońców w każdy cień inny.

     

    Żołnierze padają a gdzie indziej małe dzieci

    Wojny czas niesprawiedliwość nam kleci

    Trupy bez prawa tu do zmartwychwstania

    Tak ich Pan Bóg nasz zagmatwany ocenia 

     

    Izraelu przebudzenia tobie ze snu potrzeba 

    Juz zapomniałeś jak to jest tu bez chleba?

    Rosji odejdzcie od granicy panowie dolara

    Bo piorun jak bezbożnych wnet pokara 

     

    Pomarańczowy zachód słońca fosforyzuje

    Już imion martwych wcale już nie czuję

    Ciała krzyczą jeszcze na sygnale neuronu

    Chrystus aż powstał na moment ze swego tronu

     

    Skończyć można nieskończoności wyroki

    Trzeba tylko do przodu zrobić te dwa kroki

    Wymówić przepraszam i więcej nie będę

    Strzelać, zabijać - mówić wyrazy przeklęte

     

    Amen.

     

    Nie jest to idealny tekst, ale wygląda i jest w dużej mierze juz wierszem.

    Jest metafora. Tajemnicą.  Rymy są.

    Spróbuje popatrzeć w jakie obrazy ubieram tragedie. I spróbuj jak ja malować wierszem. Spróbuj emocjie i uczucia przekłuc w cos symbolicznego i obrazowego, ale bez truizmów. Truizmy to takie banalne określenia - typu woda płynie słońce świeci, żółte slonce, słodki cukier etc. 

     

    Jedno jest za to pewne - " trzeba znać twoje słowa panie" - z tym się zgodzę całkowicie. Bóg powinien ukarać winnych. Szatanskich braci, którzy egzaltują swoje zło,zabijając ludzi. 

     

    Dzięki za czas poświęcony poezji twojej i mojej. Życzę jak najlepiej, bo jeszcze dziesięć lat temu też podobnie, słabo pisałem... Pozdrawiam.

  8. Misterium doby - jeden Bóg

     

    Zmarł dzień - król ten obok nocy,
    To słońca oko stracone z miliona.
    Ze świata zeszli się dnia prorocy,
    Ich światło śmierć znów pokona.

     

    Rzucili runy na kaplicy dnia ołtarz,
    Meritum dzień ze śmierci budzi.
    Wołają do nocy - dzień wskaż!
    Niech znów króluje wśród ludzi!

     

    Słońce pojmane czarem wstaje,
    Noworodek - dzień, lekko ziewa,
    To już nie mokre listopady, a maje
    Nie śmierci, a życia nam potrzeba

     

    Nocy książę obok nocy królewny,
    Pół doby, jak pół mózgu boskiego 
    Płacz na dworze wywołał rzewny,
    Narodzin płomień zapłonął ego.

     

    Pewny był lud bardzo i kochający,
    Pokłonił się szatę dnia ujmując.
    Wypuszczeni byli wszyscy jeńcy...
    A na rożnie obracał się stary zając!

     

    Ale tu boga nie ma, bo jest Bóg!
    Jest Jezus i nie ma ,tu szamanów!
    Słońce oświetla twarze wokół sług,
    Księżyc tkwi, jak poeta bez słów

     

    Ojcze nasz - dzięki ci za żywota,
    Panie mój - niech los szczęści.
    Na ciebie nadchodzi znów ochota,
    Niech twój duch nas ochrzci.

     

    Cmentarze rozświetlone darzą
    Spowiedziami dni - wierych ludu,
    Gdy wiara też dziś jest mi bazą...
    Boże! Mój dzień światłem buduj!

     

    Autor: Dawid Daniel Rzeszutek

  9. Królestwo poetów - melina na uboczu

     

    Dziady weszły tam całkiem ślisko
    W melinę jakby szczyt sukcesu
    Jakby w głowę uczuć i wiar boską
    Używając w odchodach obcasów

     

    Poezja powstaje w hucie żywota
    Walą poeci w siebie gnój i krew
    Każdy akt upadku to jedna strofa
    Żyją aż ostatniemu opadnie brew

     

    Jeden rzygnął tak dla kompozycji
    Dla złotej zasady poezji upadku
    Drugi nasrał tam na stół do decyzji
    I woła - Teraz ty kochany Tadku!

     

    W każdym tkwiła świata sztuka
    Brudu, chaosu i wielkiego bum
    Każdy rozkładu wiecznego szuka
    Tak, jak gnojowników szary tłum

     

    Nie ma to, jak boski błędu smród
    Tej porażki, co z ludu czyni dziady
    Cały bohema gówna czyni poród
    Gówna, czyli na nieurodzaj porady

     

    I dziady tak wieczność swą cała
    Bawią się humanizmu zgliszczami
    Aż Dziadów umrze wola zdrętwiała
    Co w burdelu mruga ślepymi oczami

     

    A Diogenesowi skradziono świece
    Już nie szuka następców jego losu
    Poszukiwania śmierć mu upiecze
    Godziny zaspokojenia obłudy głosów

     

    Kończy się papier toaletowy treści
    Już groby ni trumny nie są ważne
    Bo smród rozkładu lekko szeleści
    Przesyca filozoficzne ludów kaźnie

     

    Autor: Dawid Daniel Rzeszutek

  10. Ta miłość jedynej wiary

     

    Chorągiew piekieł ciemna zawisła
    Cierpieniem jak laską mocno wsparta
    Otchłań za nią jak powódź przyszła
    Odwraca się chaosu i mordu karta

     

    Cień ciągnie się z dziewiątego kręgu
    Wraz z ogniem w cieniu wilków paszczy
    Trwa czas w monet ognistych brzęku
    Ognistej waluty demon nagle wrzeszczy

     

    Szatana wiodą jęki cyklonów cierpień
    Duszą się dusze ostatnich świętych
    Wbite są łzy aniołów na zgliszczy pień
    Z oczu żywych krew tryska przeciętych

     

    Teraz modlitwa staje sie wieczerza
    Karmi cierpiących jakby za wieki
    Duch przeklęty świat ten przemierza
    Duch boży broni stargany i kaleki

     

    Miłość trwa bez pulsu i bicia serca
    Serca płoną siłą krzywdy bezradne
    Nadszedł wieczny czasu życia poborca
    Woła - ja istnienie Bogu wnet skradnę

     

    Jezus obudził się ze snu wieczystego
    Chwycił grom i szatana nim poraził
    Zniszczył zło siłą bezgraniczną jego
    Już słońce wstaje a lud znów marzy

     

    To bolesne, ten koszmar, ten upadek
    Co zbudził ze snu naszego jedynego 
    On sam ciemnosci dał miłosną rade
    Wzmorzył boskie siły miłości z niczego

     

    Autor: Dawid Daniel Rzeszutek

  11.  

    Gorycz zbawienia - mechanik wszechrzeczy cz.1.

     

    Gorycz zdawała się Mateuszowi powoli nie przeszkadzać. Pił z wiadra ją od dziecka- po chochli trzy razy dziennie. Juz ma 3 lata - ojciec z matką byli dumni, że się nie krzywi.
    Kapała z sufitu wprost do pojemnika na mopa, trzy chochle dziennie - tyle aby nigdy nie brakło. Nikt nigdy nie narzekał, ani nie pytał skąd i po co kapie. Spadała kropla za kroplą  jakby od zawsze. Ojciec mówił, że to śmierć kapie, a matka, że życie. Mateusz wiedział ze to misterium, szatańskie nasienie lub jakby ciało Chrystusa. Maź była jak elixir dający dostęp do przestrzeni poza dobrem i złem, do obiektywnego punktu obserwacyjnego wobec wszechrzeczy. Mateusz inaczej mówił o kapiącej z sufitu liturgii z ojcem, a inaczej z matką. Matula rozprawiała o życiu, rozkwicie i łąkach istnienia, a ojciec o śmierci, zniszczeniu, rozkładzie i chorobach.
    Tylko obcując z każdym z rodziców równo, mógł zachować ważną równowagę - mógł przetrwać nie popadając w żadną skrajność, co było ważne.
    Mateusz był człowiekiem, ale był też wybrany do specjalnego zadania. Kiedy dorośnie będzie mistrzem tajnego zakonu - zakonu Czarno Białego Orła trzymającego Różę. Jego symbolem będzie Czarno Biały Orzeł chwytający Mistyczną Różę, ale nie do końca różę, bo nie był nią owy symbol w jego miejscu obserwacyjnym, w tym wymiarze, gdzie sie przenosi, bo tam nie ma kwiatów, ale róża bardzo przypomina symbolizmem cel i znaczenie tego co odpowiada jej w ukrytym wymiarze. W tym jego wymiarze, w komnacie w wymiarze niedostępnym nikomu prócz niemu  panuje inny język, alfabet i inne liczby inny sposób komunikacji - dużo bardziej zaawansowany. Orzeł też nie obcuje w wymiarze tym, ale też wydaje się w języku ziemi najbardziej oddający prawdę celu i znaczenia  misji zakonu.
    Otóż wymiar jego, ten obserwacyjny punkt poza dobrem i złem, a tak na prawdę poza materią Demiurga, jest zawsze inny. Panuje tam głęboki symbolizm ukryty w geometrycznych kształtach, niemal kubistycznych, szczególnie abstrakcyjnych.
    Liczby u boków figur i litery bliskie Egipskim choć znacznie głębsze, bo wieloznaczne generowały ogrom wiedzy w jednostkowych oznaczeniach. Był to alfabet geniuszu stworzenia wydarty Demiurgowi z umysłu przez zbuntowane anioły, które niemal pozbawiły świat boga, a dziś tak pragną jego miłości.
    Zakon Mateusza ma za zadanie odbudować miejsce szczególne - planetę Ziemię z popiołów po piekle do jakiego doprowadziły upadłe anioły - dzisiaj już nieistniejące, po których zostały jedynie hybrydy. Demony poł-wieczne. Bardziej maszyny niz byty wieczne. Chochla z sufitowej pieczary, starego budynku - niemal ruiny - była treningiem, ale też misterium - bo hartowała przyszłego bohatera. Był on ostatecznym wykonawcą  planu naprawczego dla świata. Był wielkim mechanikiem cząstek absolutu, ukrytym i gotowym do naprawy tego, co było chęcią wiecznego życia, natchnienia boskiego, tej niedoskonałości, która właśnie z tego powodu była doskonała - planety Ziemia. Miał ją obudzić jak przysłowiowego feniksa z popiołów - lecz w tym wypadku dosłownie. Mateusz po 17 latach wędrówek poza ciałem - po spożywaniu chochli nieszczęścia trzy razy dziennie i słuchaniu podświadomym programów szkoleniowych, w końcu ukończył szkolenie. Sprawnie rozumiał cel istnienia planety, odwiecznej walki dobra ze złem, życia ze śmiercią. Tego mirażu wahajacego sie miedzy doskonałością a zepsuciem. Z wymiaru poza Ziemią, z przestrzeni, którą nazwał Exterios, stamtad skad wydostawał sie aby dostrzec całość,  oglądał to, co jest i jak długo będzie oraz dzięki szkoleniu także - jak powinno to działać.
    W goryczy spuścizny sufitowej była prócz goryczy nuta cytrusów - ona rozpromieniała jaźń. Pokazywała słońce wśród jakby tej cholernej brytyjskiej pogody. Była nadzieją - siłą życia. A sama gorycz - przeszyta była śmiercią. Te dwa pierwiastki o odmiennych biegunach wbrew pozorom współpracowały, jak rowerowe dynamo, albo fuzja jądrowa sztucznego słońca o dużej efektywności, dawały siłę do realizacji zadania. Świat poza mieszkaniem Mateusza był chłodny i obojętny, tylko istoty juz nie przypominały ani ludzi ani aniołów. Poddany był woli dyktatora i poświęcony destrukcji. Tutaj nikt nie szukał szczęścia. Tylko destrukcja istoty bawiła. Chore przestarzałe koloseum juz długo gra zagładę w swoim wnętrzu. To było piekło zmieszane z wielką grą ludzi zwanych "Słabymi" że wszystko jest ok. Jedno co wyróżniało zdominowanych słabych, to jakaś dziwna i nienaturalna siła wiary, ze będzie lepiej. Nienaturalna, bo rządzili "Niszczyciele i słabi na tego zmianę nigdy nie wpłyną. Niszczyciele słabych mieli za nic, pomiatali nimi, dokuczali, ale nie przeszkadzali im wierzyć, szczególnie że ta wiara dawała im siły wykonywać niewolnicze zadania. Mateusz był inny. On niby był Słaby, ale wiary nie miał, a w jej miejsce posiadał szczególne przekonanie - wręcz pewność, że będzie lepiej i że z pomocą jakiejś siły kosmosu sam na to wpłynie. Ukrywał te cechy, nikomu o nich nie opowiadał. Był tak naprawdę jedynym ze Słabych, ale który był tak silny jak Niszczyciele. Codzienność życia tej poczwary świata, niemal jak piekła była wypełniona krzykami słabych, tylko tak odrobina energii nimi wywołana dostawała się do serca i pozwalała w tym koszmarze przetrwać. Krzyk z bólu jedynie napędzał egzystencję. Ale niewielu jeszcze posiadało słuch. Większość słabych to głuche istoty, a komunikują się telepatycznie. Tu jakby w powietrzu wisiał świat dodatkowy, jakby kanał do którego wszyscy są wpięci i przez który wymieniają myśli. Komunikowali się myślami, ale głośnymi. Tak głośnymi jak krzyki.
    Mateusz w wieku 18 lat otrzymał od anioła stróża - który tak naprawdę był pozytywką nagraną na wieczność, która opiekowała się nim, ostatecznie klucze do swojego wymiaru - punktu obserwacyjnego, gdzie miał dokonywać analiz, pomiarów i po powrocie na ich podstawie zmian w konstrukcji astralnej swojego domu. Ale to nie był zwykły dom. On był  mięśniem sercowym awaryjnej restauracji świata. Jakby procesorem rekonstrukcji. Z dokładnością akupunktury i odpowiednich ziół i kamieni mocy można by przeprowadzić operacje rekonstrukcji całej planety do fundamentalnych praw. Zniszczyć piekło i ofiary - tych demonów w ludzkich skórach i odbudować Ziemie i Niebo. 
    Jedyny problem to zebrać odpowiednie narzędzia i przejść cały trening mistrza zakonu Czarno - Białego Orła Trzymającego w szponach Różę.
    Już niebawem miała rozpocząć się wielka droga.

    CDN.

    Autor: Dawid Daniel Rzeszutek

  12. Historia utraconych zmysłów w kałuży na betonie...

     

    Beton ma moc i charakter, nie to co Homo Sapiens!
    On ogranicza wielmożne oczy (spojrzenie) i słuch (fale dźwięku) siłą cech własnych, jakby te zmysły były ukoronowaniem stworzenia stworzenia.
    Też chód zatrzymuje, każe omijać, czasem budzi intuicje w labiryncie. Jest chłodny i twardy. Nosi czasem sztukę - art deco albo swastyki.
    Szarą ma, spękaną twarz. Piach w zaspanych oczach. Brak serca - bije z niego ciszą.

     

    Homo sapiens jest słaby - tylko chce czuć.
    Dobiera palety potrzeb i szuka dróg do zaspokojenia.
    Beton jest kosmos wyżej. On juz jest zazpokojony.
    Sapiens im słabszy tym więcej czuje. Im wrażliwszy tym słabszy, im słabszy tym więcej czuje zagrożenia.
    W zależności od zagrożenia kocha bardziej lub mniej.
    Niektórzy Sapiens kochają beton, ale bez wzajemności. 
    Beton już czuć nie potrzebuje, nie kocha i nie czuje.
    Czasem jak dzieciak się zmoczy deszczem. Czasem go ktoś oleje.
    Beton chowa Sapiens i chroni go. Bunkry nawet uzbrojone kryją od atomowej rewolucji.
    Sapiens jest homo, homini lupus. Czasem mówi się o dwóch Sapiensach.
    Na Betonie można umrzeć i można to zrobić pod betonem - Homo Sapiens Sapiens to wie.

     

    Rozbija te zmysły w uściskach słów - "Niech się pierdolą!" - " Nie przejdziesz!", "Nie patrz się!" i "Nie podsłuchuj!".
    Co w rozumieniu betonu jest jak walka z wiatrakami. Jak coś oczywistego.  Jak zwycięstwo codziennej ambicji - powszechne. Jakby cel główny, bo sprawiedliwy. W nowym świecie walka ta jest, jak grawitacja, obecna wszędzie.  Jest jak wszystko dziś, dyktowana nową modą na nieludzkość - standard nowego nieczłowieczeństwa.

     

    Ale ile neuronów ma szary beton? W tkance komórkowej jego wiedza zastygła dawno.
    Ile to szkół skończył i uniwersytetów, szkoleń?
    Nie więcej od swych stwórców. Beton posiada wiedzę podstawową. A stwórcy betonu - chłopy robotnicze ukończyły zawodówkę - ledwo.
    W betonie widać siłę mięśni robotników - odciśniętą jak dłoń mistrza w alei gwiazd. Szarzyzna mgły lekko koresponduje z betonem. Upaja leniwie momenty, traci kontakt wzrokowy, gubi się w niej ostrożność.
    Echa rozchodzą się jakby w indyferencji. Jedno jest pewne, przenieść betonu się nie da. Na pewno nie w całości. A po trochu, to się przecież można - jedynie wykrwawić. 

     

    Zmysłów efekty spadały w przypadkowo dostępny temat. W mgłę bez kompasu i bez wiatru. W dziedzinę bez zasad i kwasów.
    W truciznę lub eliksir - może w chorobę, a może zbawienie. Poznanie było celem - choć jednej odpowiedzi - jak nie na arche, to chociaż gdzie jest lepiej? Kontrasty wszak budują opinię. Kto powiedział, że lubić można tylko jeden z dwóch elementów sobie przeciwnych? Noc albo dzień. Wiosnę albo Zimę. Przecież niektórzy kochają się w całym roku. Żyją raz w dniu a raz w nocy. Chodzą w czarno-białych koszulach w paski. Czasem lubić można więcej.

     

    Spadły w kałużę na betonie - nowopowstały wszechświat. Deszcz stał się stwórca wspólnie z wiatrem - na podobieństwo Boga. 
    Spadły w krople wody zmarznięte listopadem, bo są ciekawe, tam gdzie tafla dwumilimetrowa izoluje czynniki zmienne. Tworzy mikroklimat i ekosferę.
    Chcą zobaczyć i usłyszeć. Poczuć swoim modelem odbioru świat. Ale poobijane nie maja wieczności.
    Prędzej wygasną niż przeżyją. Czas tylko utwierdza ich w marności własnej egzystencji a przynajmniej bezsensie celu, którego nie osiągną.

    Spojrzenie zanurkowało w czterech centymetrach
    deszczówki obok starego żółtego liścia, wodnika Szuwarka i psiego gówna. Obok biletu MPK i niedopałka papierosa. Obok zużytej chusteczki i kamyków wpadłych w kałużę przez trakcję opon samochodu. Kompozycja jak sztuka martwa potrzebowała tylko znicza, by jak rozłożone ciało zamknięte w grobie - miała pamięć i jasność rozkładu - by ekoklimat zyskał zainteresowanie.
    Egzystencjalny świat widzi w nim marność - jedyne dane nam szczęście. Ten wulgaryzm - tak głupi - a jakże rozweselajalący.
    Jak to dobrze widzieć, a nie czuć smaku - powiedziało. Dodając - że tylko widzieć -tak jest najlepiej.

     

    Fala dźwiękowa ruchu ulicznego przenika lód i wpada jak na przechodnia przypadkiem na słuch leżący na dnie bez wiary, by się kiedyś jeszcze gdzieś ruszył. Słuch słyszy - jak Kochanowski klnie, słyszy jak samochód wjechał w inna kałużę i rozbryzgał ten ekosystem na jego nowe spodnie.
    Słyszy jak pękła opona samochodu dostawczego i jak Kowalski zamienił się w trupa upadając z dwunastego piętra. Mokra plama rozpłynęła się wokół niego i jeden ściek krwi nawodnił  kałużę czerwonym życiem bez życia. Bez celu istnienia, gdy ciała już prawie nie ma.
    Atomy krwi i jej ciepło w karmazynowym kolorze krzyczą bólem fantomowym. Słuch usłyszał, ale nie ma ust. Nic nie powie. Okazuje się - bez mózgu i świadomości, bez ust - odczucia nasze nie będą mieć świadków. Nikt nie potwierdzi, czy to, co czujemy jest prawdziwe czy jest fatamorganą.

     

    Ścierwo ze zmysłów, rozjechane uszy i oczy udowadniają niebezpieczneństwo ciekawości.
    Mózg dawno je stracił, a konwulsje dały im drugie życie. Dały im niefortunną wolność, z dala od mózgu, od centrum dowodzenia...
    Ale samochód rozjechał je i zatrzymał konwulsje, które napędzały im bicie serc. 
    Piorun dodatkowo wymazał rejestry ich doświadczenia, całej pamięci, a to tak jakby ich nigdy nie było.
    Same nieistnieją, nikt ich nie widział, a nawet same nie będą już więcej pamiętać w swoim nie istnieniu niczego co doświadczyły.

     

    Nie traćmy zmysłów! 

     

    To tragedia, ale powszechna.


    Niektórzy nie tracą ich całkiem, ale mają je w dupie. Sam nie wiem co gorsze. Doświadczanie gówna żywota, czy nieczucie niczego!

     

    Czuj, czuj, czuwaj!

     

    Autor: Dawid Daniel Rzeszutek (c)

  13. Gniją wartości - w poszukiwaniu Pana

     

    W głowie mózg atakuje wiatr słoneczny
    Pędzące czerwone pierwiastki zniszczenia
    Ucieczki od obłędu krok jest konieczny
    Wskok w strumień bezpiecznego cienia

     

    Niebezpieczeństwo rodzi obłędu odpady
    A one wydalają radioaktywne problemy
    Toksyczne wirusy - chaosy i serc bezłady
    Tylko urząd statystyczny milczy jak niemy

     

    Zbyt wiele gówna jest ciężko posprzątać
    Zmutowane kotlety z odpadów sumienia
    Egzaminy z upadku, które Tu masz zdać
    Bo zgnilizna bardziej robactwo docenia

     

    Myśl i mądrość wywodzą się z warunków
    Głowy wyrosły wśród nawozów z papieru
    Ten świat zabrania sobie w winie ratunku
    Naucz Boże mnie! Jak umierać pokieruj!

     

    Matka Ziemia staje się od dawna szalona
    Jej usta fotosyntezę odrzucają jak truciznę 
    Zamiast drzewa w raju rośnie stara opona
    Sapiens wirusem karmi kościół i ojczyznę

     

    Po dwóch tysiącach lat Boga poszukiwań 
    I odpowiedzi na - Po co? Arche? Dlaczego?
    Odpowiedzi brak, ale jest mnóstwo pytań
    Co rosną równocześnie z winą i też Ego

     

    Wydaje się, że człowiek Boga prowokuje
    Daje w żyłę gówno, w cywilizację upadek
    Dowodu bytu stwórcy na już potrzebuje
    Wstrzykuje w stworzenie gorzką tę wadę 

     

    Tak bardzo walczymy i od Ojca uciekamy
    Chcemy mieć swoje własne a nie od niego
    Wartości zmieniają hierarchie i własne ramy
    Zabijamy Boga w sercach, ale dlaczego?

     

    Obłęd - ta droga pod prąd - to zacofanie
    Zgnicie wiary duszonej mszami czarnymi
    Czy twa miłość nakaże Ci tu wrócić Panie?
    Czyż nie jesteśmy - My - dziećmi Twoimi?

     

    Autor: Dawid Daniel Rzeszutek

  14. 2 minuty temu, FaLCorneL napisał(a):

    @Dawid Rzeszutek Dobra poezja nie jest tylko zlepkiem wyrazów: mniej lub bardziej atrakcyjnych - powstałych obrazów. Dobra poezja buduje poetę jeżeli jest szczera i ogołocona z pychy, taka spowiedź ze słów. Każdy ma swój "wzornik" - Mistrzów. Wiersz jest dobry bo autentyczny, choć byłby bardziej przy mniejszej "mocy".

    dzięki za "odcisk pióra", dobranoc

    Dzięki za osobiste spojrzenie. Dobranoc :)

  15.  @FaLCorneL Różnie pisze, kiedyś pisałem bardziej brzydko, różnie bywało z opiniami, ale raczej potrafię nadzorować narrację i wybierać różne palety kolorów, emocji i odczuć i myśli kryjących sie za treścią.

    Lubię dekadencję, Baudelaire jest dla mnie mistrzem. Ale znam też takiego poetę, który mnie poniekąd też inspiruje, który wywala totalne mięcho wymieszane z erudycją i historycznymi faktami. Może następny mój wiersz będzie mniej ładny. Pozdrawiam

    @hania kluseczka Dzięki. Kłaniam się nisko.

  16. Wyroki

    Grzech wypływa z górskiej skały
    W rzekę zamienił się cmentarną
    Aż cokoły krwią niewinną zapłakały
    Kiedy zimni świadkowie zasną?

    Twoje kłamstwo staje się wężem
    Co pełznie pewne siebie do mnie
    Teraz w dłoniach krzywdy leżę
    A gwiazdy patrzą i nieba ciemne

    Twoje dłonie kradną mi radości
    Wyrywając łzy razem z korzeniami
    Serce puste jak mnich teraz pości
    Złodziejski koszmar trwa godzinami

    Ty sumieniu bez dekalogu kości
    Ty bez oczu duszo w winie cała
    Niech w pętach cię koszmar ugości
    By godzina twoja w mrok upadała

    Bo wyroki dni są silniejsze od tytanu
    A siły kosmosu władają bez granic
    Woła moje serce - Boże weź opanuj
    Tych co zasady wieczne mają za nic

    Autor: Dawid Daniel Rzeszutek

  17. @hania kluseczka Wiesz.. różnie piszę, głębia twórcza może czasem być niedostępna, ale też jest prawdą, co ci powiem, że nie uważam wiersza za najlepszy. Było to trochę machinalne pisanie. Ale pewne metafory całkiem były ciekawe. No, ale.... uczymy się całe życie. Rozumiem Twoje zdanie i niejako w jakimś pierwiastku mojej osobistej opinii również się z nim zgadzam.

     

    Pozdrawiam.

  18. Nabita na ludzkie kolce
     
    Wszystkie łoża szkarłatnych pościeli
    Wśród tęcz po łzach niejednej radości
    W stóg koszmarów puści ludzie pocięli
    Tych złych dusz cień świętego rozzłościł
     
    Jeszcze energia tutaj cyrkuluje żywo
    W ciele moim jak tym ciepłym chlebie
    Gazowaną krew własną jak lekkie piwo
    Wciąż nasączam barwną troską o ciebie
     
    Ile to końców miłości jakby też świata
    Kurhany zbudowało z kamieni mokrych
    Gdzie nicość twą łzą jak szmatą pomiata
    Boże choć jedno serce czułością okryj
     
    Modląc się słyszę ciszę - twój głosu ton
    Bez słów rozumiemy się i także znamy
    Bo gdy Ja i Ty robisz szanowny pokłon
    Bo naszych światów są obok dwie ramy
     
    Moja miłość nie ma imienia a ją znam
    Wodospadami spadają wieści melodie
    Myślami jesteśmy zawsze razem tam
    Gdzie wieczną miłość śnimy o sobie
     
    Autor: Dawid Rzeszutek
  19. @violetta 

     

    Witaj!

     

    Dziekuję. To prawda.

     

    Póki żyjemy - nie pozwólmy zapomnieć o Bogu nam, ani Bogu o nas.

    Czy istnieje, czy nie - To słowa Pisma Świętego są eliksirem gwarantującym życie i szczęście - bo wskazują jak żyć bezpiecznie.

     

    Pozdrawiam!

     

    @duszka

     

    Witaj!

     

    Duszko, słowa Boga kierowane dobrem i miłością są światłem czyli ciepłem, humorem, szczęściem, nadzieją, a brak światła to śmierć, czy to drzewa, lwa czy człowieka. Tylko bez światła życie umiera - dla drzewa Bogiem jest światło, a dla człowieka światłem jest Bóg i słowo Boże. Oczywiście samobójstwo, eutanazję i aborcję (najgorsze ze śmierci, bo nienaturalne) też wywołuje brak Boga i miłości oraz troski i opieki, które miłość generuje.

     

    Masz Duszko rację - ty zawsze ją masz - jeszcze w twoich komentarzach niezgodności z moją wizją nie znalazłem.

     

    Dzięki, że jesteś!

     

    Pozdrawiam!

  20. @Somalija To prawda. Złoty środek to zawsze był bezpieczny punkt odniesienia. Fanatyzm czy po prawicy czy lewicy to brednia. W świecie gdzie człowiek szuka emocji i przeżyć - dawanie ludziom poczucia misji staje sie dobra przynętą - która szczczególnie działa kiedy jeszcze PAN głaszcze takiego bohatera po główce i zachwala osiągnięcia. Te warunki są jak kleszcze - chwytają i nie łatwo puszczają. Wabik jest skuteczny, szczególnie jeśli pomaga lub generuje zyski Panom. A młodzi to robotnicy i stado baranów zarazem.

     

    Materia świata jest sprawiedliwa i dostęp do dużej gotówki nie łatwy - dziś wielcy chcąc się bardziej wzbogacić muszą zmienić świat w prywatną maszynkę do drukowania pieniedzy. A młodzi niewolnicy idei już ten plan realizują.

     

    Najgorsze ze efekt końcowy będzie tragiczny. I przyszłe pokolenia niewiele na to poradzą.

     

    Oby jeszcze dożyć do końca życia w tym naszym świecie, by nie został zniszczony na naszych oczach. To bolesny byłby gwałt.

     

    Pozdrawiam!

×
×
  • Dodaj nową pozycję...