Vatt
-
Postów
6 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Odpowiedzi opublikowane przez Vatt
-
-
napięte nici dłoni na śliskich kamieniach
krawędzie stóp tracą oparcie na piasku
zimne i gładkie skały uderzają w pierś
giętkie włókna prostują się
owijając kości
by stanąć na szczycie
oddech wypływa z ust
i spada z gór wraz z wiatrem
krew ogrzewa czoło przebijające się przez wiatr
mgła podniosła się z pól
otacza zaciśnięte pięści
wypełniając ich szczeliny
dłonie otwierają się wolno
by dotknąć mokrych gładkich skał
mgła wypełnia nozdrza
i wpada do piersi
oczy błysnęły srebrem
podnosząc się
by ją przebić
moje spojrzenie jest bystre
przecina mgłę
widzę daleko poza widnokręgiem
są gdzieś przede mną
pragnę je odnaleźć
klęcząc na skałach
czuję oddech nienazwanych światów
0 -
wiem że chcesz
czuję to w twoim pocie
śmierdzącym wszystkimi przeżytymi łapczywie dniami
Pragnienie szepce do mnie przez ciepło twojego ciała
możesz
i wiesz o tym
możesz wziąć ten oddech
chodny i słodki
złapać do piersi to co chcesz
ja ci nie bronię
poczuj to na suchych wargach
następnych kilkanaście sekund wszechrzeczy
po to właśnie oddychasz
wiesz że tylko to się liczy
pamiętasz przecież tę chłodną słodycz
chcesz jej?
możesz ją mieć
nie chcę nic w zamian za ten grzech
bez urazy
ale twoja dusza niezbyt mnie interesuje
mam ciekawsze rzeczy do roboty
ty czuj
żyj i pragnij
ja chętnie popatrzę
jestem diabłem
a diabły mogą ci w tym tylko pomóc
1 -
widziałem twarze jak samotne głazy
ze skóra stwardniałą i wyblakłą
startą od przedzierania się przez wietrzną bezgranicę
spojrzenia cierpliwych oczu
rozpuszczają się w dalekim wrzącym widnokręgu
mimo to
stoją
niemi świadkowie nieskończoności stepów
czy tylko ja znam dźwięk waszych niewzruszonych myśli?
przy głazie przystanął Mongoł
jego koń płonie
kopyta dźwięczą
uderzając
przez taflę ziemi przechodzą kręgi
głęboko
aż do piekła
ale ich dźwięk zaraz rozpłynął się po wzgórzach
cichy
wobec wszechrzeczy
wrzący pot kapał z jego sierści
krople spadały
rozgrzewając ziemię
każda kość napiętych nóg
brzmiała czystym dźwiękiem stali
kiedy zerwał się do cwału
ścięgna zawyły w nieruchomym powietrzu
krew obmywała je łapczywie
coraz szybciej
czy jeździec znał drogę przez taflę?
nie wiem
tego mu życzę
bez niej nie przeżyje
ja zam twarze jak samotne głazy
ich szlak
jasnych ognisk wbitych w tkankę przestrzeni
zaginających ziemię pod swoim ciężarem
to moje wielkie szczęście
mimo że za wzgórzem są już małe
trawy szepczą
Ich bezmyślne słowa plotą się na wietrze
ocierają się o siebie
tworząc szum dławiący oddechy
ciągną mnie
bezcielesnym uporem
gdyby nie twarze
dawno bym utonął
w ich gestym złym szepcie
pozbawionym znaczeń
0 -
Dziękuję za opinię, cieszę się, że sprawiłem przyjemność.
0 -
Mali
kiedy byliśmy mali
ponoć bawiliśmy się skacząc po jeziorach
zimna woda opływała parujące stopy
skóra nasiąkała kryształowym zimnem
jeden z nas był tak silny
że wyciągał światła rozpuszczone pod powierzchnią
i skręcał z nich wianki
czerwone od mrozu palce wiązały warkocze
włókna miękko mruczały plotąc się ze sobą
potem uśmiechał się
i wkładał je nam na na głowy
korony nieznanych królestw
a my szliśmy dalej
przez chłodną mgłę
miękko stawiając kroki na ośnieżonych polach
przynajmniej tak każe pamiętać zmęczona głowa
na skroniach błyszczy tłusta nafta
ostatnio wątpię
czy mali chłopcy mogą zmieniać bieg promieni świetlnych
może zgorzkniałem
zbyt długo wdychałem oddechy ludzi
którzy tego nie potrafią
teraz myślę
to musiała być prawda
czemu?
bo słyszałem
że jest piękno na świecie
4
Postmodernizm -- Ikar
w Wiersze gotowe
Opublikowano
Postmodernizm — Ikar
skóra zmęczonych dłoni pęka
uderzając w kamienne ściany
nasiąka ich niemyślącym uporem
woda spływa po niszczejących głazach
dzieli się na strumyki błyszczące bezgłośnie
serce bije mocno
żebra drżą
Ikar poczuł że nadchodzi przypływ
brudne powieki podniosły się ciężko
odsłaniając zamarznięte oczy
by mogły uderzyć w niebo
swoim bezmiernie ludzkim pragnieniem
pióra liżą poranioną skórę
słodkie białe języki
szepcą o wolności do wycieńczonych myśli
wszystko gotowe?
lecimy
fale rozpadają się na błyszczący pył
osadzający się na twarzy
mieszający się z brudem i potem
Ikar leci
nawet szybciej niż we śnie
czuje wiatr
i całość świata
tnie zawilgłą przestrzeń
oczami zachłannymi całym przyrodzonym nam głodem
szuka słońca
chce czegoś jeszcze
wyżej
napięcie mięśni
kości
myśli
wiążą się w pragnieniu
jeszcze bliżej
mieć całe światło nieba na swoim policzku
co się stało?
zwalnia
strach zaskrzypiał w ruchach
nie może lecieć wyżej
coś nie pozwala już roztopić myśli w tym pragnieniu
świadomość
wysyca tkankę jego myśli
Ikar postmodernizmu
wie jak to się skończy
skóra rozpadnie się od uderzeń promieni
a wosk spłynie do zbyt zachłannych oczu
więc leci nisko
cierpi
znosząc tętniące pragnienie
ale może zobaczy Ateny