Wychodzę na taras,
by zobaczyć umocowanie sceny.
Łyk tlenu po zapasach przy kawie.
Brzoza. Siwa i wysoka.
Sosna epatująca młodymi odnogami.
Za koronami drzew dachy bliźniaków.
Połacie jasnozielonej i rudawej dachówki.
Parapety umazane przez gołębie.
Okna bez firan.
W oddali widzę nieznane mi barwy.
A po sąsiedzku - bezwstydność,
dokonania budowlańców
i nasz czas na ukończeniu.