Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wojciech Bajer

Użytkownicy
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Wojciech Bajer

  1. umieram z twarzą w kałuży umieram cicho jakby spokojnie bliźni przyjaciel z uśmiechem szczerym rozłupał czaszkę jakby zwyczajnie wziął portfel kurtkę skórzane buty kopnął troskliwie jakby z przejęciem odszedł zostawił otwarte oczy myśli płynące jakby dosłownie proszę nie ruszać poleżę chwilę ja to tak często jakby nie żyję
  2. celem oświecenia umysły oświecać najlepiej w scenerii stricte romantyczniej z gwiazdami i nocą i donośnym głosem chęć oświeconego marsz jedności poczuć mózgów rozpalonych usłyszeć okrzyki wielkiego uznania oświecenie teraz na cóż komu ono na cóż komu ono skoro telewizor pamiętaj więc mędrcze bujnie oświecony dzisiaj miast zadumy zamknij kurwa ryja jest dziesiąta w nocy
  3. Dodałem wiersz do ulubionych, to pierwszy wiersz. Czytuje wiersze na tym forum od jakiegoś czasu, lecz właśnie ten wzbudził we mnie gwałtowne emocje i ciarki na plecach. Nie jestem fachowcem, aby rozpisywaćsię nad stroną techniczną owego utworu, ale stwierdzić muszę, że ekspresja tego wiersza powaliła mnie na kolana. Dziękuję i gratuluję :)
  4. Mógłbym zbudować wieżę do nieba i smyrać chmury po miękkim brzuchu, Mógłbym biegać codziennie rano sto kilometrów, w ramach rozruchu, Mógłbym kosiarką przemierzyć wrzechświat, we wszystkich, równo, czterech wymiarach, Mógłbym już więcej, wraz z kolegami, nie przesiadywać w soboty w barach... Tak samo z resztą i z takim skutkiem, mógłbym nie patrzeć więcej w podłogę I nie pamiętać zielonych oczu... Ja mógłbym, owszem, ale nie mogę.
  5. Tekst ten, to praca na j. polski. Pewnie nie wszyscy zrozumieją wszystkie podteksty, ale mimo wszystko, chciałbym poddać się wszelkiej krytyce. Zapraszam do lektury :) Pan Wojciech - czyli pierwszy dzień w szkole. Dedykuję naszej ukochanej pani profesor, Annie Jurdze-Rychlińskiej. Był to dzień pamiętny... W uczelnianym gwarze Pierwszego Liceum (czas jednak pokaże - Wówczas rozmyślałem - czy decyzje dobre), Stopę postawiłem...; Z zewnątrz, ot, dorodne Sprawiało wrażenie - wręcz - optymistyczne. Tłumy utwierdzały, ciągnące tak liczne, Moje przekonanie o wielkości Szkoły. Toż ja, Mości Bajer, do byle stodoły Nie poszedłbym siebie przyozdabiać w wiedzę. Śmieję się pod nosem, z nudów ptaki śledzę, Płynące powietrzem jako ryby w wodzie, Szukające cienia w gorącej pogodzie, I mógłbym te ptaki bez opamiętania Obserwować długo; Aż tu nagle... „Kania Łukasz” - jakaś postać rękę swoją daje. A jako, żem Bajer i znam obyczaje, Ściskam z majestatem kaniowską prawicę, „Wojciech Bajer”, mówię, potrząsnął mą gicę Tak silnie, że prawie urwał mi trzy palce. „Aczkolwiek..” - on zaczął - (Przyklej se na pralce - W pierwszej chwili przyszło właśnie to w mą głowę), „... jest nas więcej z klasy, wejdźmy i gotowe” Gwint to jasny! Przecież! Toż już się zaczęło, Rozpoczynające nasz rok szkolny dzieło! (Wtedy znać nie mogłem faktycznego celu szkoły, prawie każdej - każdego liceum. Po dwóch latach jednak, z odpowiedzialnością Stwierdzam - w szkole średniej nie grzeszą litością). Na salę wbiegliśmy. Salę? Wolne żarty Przecież na tej „sali” co najwyżej w karty, Nie w piłkę, zawody rozegrać by można. W ewentualności zjeść świniaka z rożna. [Dygresję tę wplotłem ja w sposób celowy Gdyż chciałem wyjaśnić Pani zawrót głowy - Sądzę, że istota tak w świecie obyta Tak inteligentna i tak tekstów syta Różnych, bo nie tylko uczniowskich wypocin, Śmiałych komentarzy i tępych mamrocin Na ból mój da wiarę, sięgający Rzymu - Przykro: Nie znalazłem tu lepszego rymu.]) Trzy krótkie „Przepraszam” i siedzę na krześle. Nuda... nuda... nuda..., może Pan Bóg ześle Z łaski swojej wielkiej pół pustej godziny Żeby czas przesunąć, rozweselić miny? Bo z tego co czytam na twarzach nieznanych, Milion już słyszały, na wskroś oklepanych, W różnych tak gimnazjach, piosenek bez mocy: „Ja się w szkole uczę, do nocy, do nocy, Szkoła jest wspaniała, ja naukę kocham, A gdy szkoły nie ma, to po nocach szlocham, Tęsknie za nauką, bo ja kocham szkołę” W koło, mój Macieju, w k o ł o ! Jednak wolę, Z dwojga złego szkołę, niż o niej piosenki… Koniec! Ćwiartka uczniów idzie do łazienki [Bo Pani rozumie, dwie godziny stania Narząd napędzają do moczu oddania.] Dyrekcji głos jasny – „profesor Drzewiecka, Proszę zabrać nowy, swój szkolny dom dziecka I pokazać salę, która jest wam dana.” A, że prof. Drzewiecka w szkole obeznana, Szybkim, pewnym krokiem wzięła nas do sali. Dziwni jacyś ludzie wokoło mnie stali, Znałem tylko kilku, reszta nowe twarze Do których, myślałem, nigdy nie odważę Odezwać się słowem; Wszyscy obcy tacy, Aż dziw rozum dławi, że moi rodacy! Bo każdy, każdziutki, stał jakoby w dębie Wydawać się mogło, że języka w gębie Ani żaden nie ma; że nie zna polskiego, A wszystko co umie, to tylko: „Ten… tego”. Lista odczytana, wszyscy się zgłosili. Parę jeszcze uwag, po maleńkiej chwili Plan na dzień następny, reprymenda krótka, Każdy może wracać do swego ogródka. A więc wracam, wracam… od dwóch lat to samo… Obiecuję sobie, codziennie, co rano, Że pomimo stresu, pomimo snu w oku, Dotrwam ja z powagą zakończenia roku. [Pewno teraz klasa popuka się w czoło… „Wielkie to oszustwo… Wojtek, ty pierdoło…” Bo zgodzić się muszę i wyznam to z żalem. Pierwszy mój dzień szkoły, związany z szpitalem. Każdy chyba zrobi lekko kwaśną minkę… W twoim, Bajer, wieku, chorować na świnkę?! Wydało się trudno, jak racja to racja… Tekst ten to maleńka jest Improwizacja.]
  6. Otóż to. Grunt to krytykować konstruktywnie :) Pozdrawiam.
  7. przed bramą niebios banalnie pewną z wyrytym "świadom" na kluczu stoję łapię klamkę - zwyczajnie zimna - pcham ciągnę nic i zamek nie klika mija mnie dziecko kobieta człowiek przekręca spust naciska wchodzi "nie twoja furtka" słyszę ach tak nie moja oczywiście prawie zapomniałem myśl myśl życzenie omijam przeszkodę królestwo czarną dziurę nie moja ta furtka prawie zapomniałem
  8. Dlaczego mam wrażenie, że gwałcisz język polski?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...