Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Enchant

Użytkownicy
  • Postów

    379
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    4

Odpowiedzi opublikowane przez Enchant

  1. Obróć się i spójrz na mnie. Patrz wysoko, nie unikaj konfrontacji. Jestem twoim lękiem. Hipnotyzuję cię, więżę spojrzenie – i już cię nie ma. Jest tylko wir, nieskończone wirowanie, a w nim ty, mała, bezbronna, zagubiona. Znasz doskonale uczucie spadania. Za każdym razem upadasz inaczej. Czasem tylko brodzisz we mnie, ale teraz, czuję to każdym centymetrem, teraz spadasz głęboko. Właśnie opuszkami swoich drżących palców zdarłaś ze mnie cienką warstewkę drwiny – twoją ostatnią obronę. Pozwoliłaś sforsować bramę – jesteś otwarta i można w ciebie wkraczać. Boisz się, że one to zrobią, wkroczą, a następnie opanują cię i na twoich zgliszczach zbudują miasto. Trzęsiesz się żałośnie, ale wciąż nie opuszczasz wzroku. Naiwnie sądzisz, że wygrasz tę nierówną walkę. Odchodziłaś przecież i wracałaś z dumnie podniesionym czołem, bez cienia strachu, z zaciśniętymi pięściami na własnej świadomości. Jednak one w końcu wracały, one zawsze wracają. Kulą się na małej powierzchni, one też się boją swojego nieistnienia, boją się że ty je zgładzisz. Uśmiechem, surowym zaprzeczeniem i wiarą. Ale – nie zrobisz tego. Jesteś słaba.

     

    Pomyśl, czym ty właściwie jesteś? Utkana z miraży żałosna wydmuszka, w której ledwo pobrzmiewa hymn dawnej siebie. Tracisz ją. Stopniowo, coraz bardziej. Nadal nie opuszczasz wzroku. Próbujesz być silna i na swój sposób faktycznie jesteś. Ale to patrzenie cię zabija, toniesz. Próbujesz we mnie dostrzec odłamek światła i chwycić go. Na próżno – jest poza zasięgiem.

    Jesteśmy więc: ty i one, a ja pomiędzy wami. Dzielę was cieniutką, lecz nieprzekraczalną, póki co taflą, która jednak grozi rychłym stłuczeniem. Nie dopuść, płaczesz, miotasz się w swoim spadaniu, ale nikt cię nie słyszy, nie słyszy cię nikt, kto mógłby pomóc.

    Cierpliwości. Jeszcze jeden krok, jeszcze jedna łza, a może dziesięć kroków i tyle samo łez, lub jeszcze kroki i łzy przemnożone przez ilość twojego cierpienia, a tafla pęknie. I przemiesza się tłum ich z tobą, i zatracicie się w sobie nawzajem. Utracisz bramę, swoje dziedzińce i pozwolisz im zbudować na sobie miasto. Jeszcze tylko chwila. Jeszcze.

     

  2. I owszem :). Historia oparta jest na lokalnej legendzie, tylko dodam. Legenda głosi, że wojewoda wraz z synami, ileś lat temu we wsi niedaleko ode mnie, szedł co jakiś czas z synami zabijać. Nie pamiętam szczegółów, utkwiło mi tylko w pamięci, że prawdopodobnie przed wyjściem matka kreśliła na ich czołach znak krzyza. Mogła nie wiedzieć, czym się zajmują, ale w połączeniu ze świadomością, historia robi się jeszcze bardziej creepy.

    Dzięki za bycie.

  3. biblia to moja ulubiona książka

    znam jej wersety na pamięć

    szczególnie lubuję się w dekalogu

    w nim jest wszystko to co być powinno

    zawieszone na szyi i wyryte na czołach

     

    dekalog to mój hymn

    śpiewam go jak wstaję

    i jak kładę się spać

    w poprawionej wersji

     

    dlatego też

    nigdy nie wychodzę z domu

    bez błogosławieństwa

    kreślą mi krzyżyk na czole

    i uświęcają topór

    a gdy zabijam

    zmawiam cztery zdrowaśki

    po jednej

    dla każdej

    odrąbanej

    kończyny

     

     

  4. 3 godziny temu, puszczyk napisał:

    Towarzyszko z piekielnych czeluści.

    Rzecz się błąka pomiędzy prozą, a poezją, ale z pewnością nie jest to zarzut dla tego tekstu.

    Raczej można się zastanawiać skąd forma fascynacji tematem :)

    No cóż, ujmę to tak, nie wchodząc w szczegóły: jak się obcuje z taką czy inną formą przemocy, temat ten naturalnie staje się bliski. Dodaj do tego solidarność jajników i wynik jest oczywisty :)

  5. 12 godzin temu, jan_komułzykant napisał:

    miałem na myśli to, że "gwałt" ma różne formy, nie tylko seksualne i byłem pewny, ze o to bardziej chodzi w Twoim wierszu niż o ten dosłowny gwałt. No cóż nadinterpretacja czasem to pozytyw :)

    Pozdrawiam.

    A! Rozumiem. W tym sensie "wydymanie". Ale też wiesz: akurat tego nigdy za mało, wciąż dzieje się bardzo źle na świecie, no i w naszym kraju wciąż kwitnie kultura gwałtu, rozpowszechniane są straszne, strasznie szkodliwe opinie na temat, co "ofiara sądzi" nie spytawszy o to przedtem samej ofiary.  Dzięki, że wpadłeś. 

     

    10 godzin temu, Luule napisał:

    @Enchant do mnie przemawia, taki jaki jest i pasuje, że taki 'nadbudowany', choć i wg mnie są momenty dla lekkiej korekty. Ale tak czy inaczej to taki wiersz, w którym ważniejszy jest dla mnie smak potrawy od designu- czyli w czym go podano. Bo wywołuje emocje i porusza problem - to jego atrybut. A w tym wypadku ta forma wydaje mi się czystsza niż usilne włożenie tego w skondensowany wiersz. Nie zamotałam mam nadzieję, a nie mogę jakoś sprecyzować. Dla mnie w punkt. Pada tu kilka dobrych słów. Tu dla mnie najlepiej ubrana myśl:

    Do tego zaznaczenie kwestii ubrań, bóg nie lubi samobójców, opinia publiczna..wiersz patrzy szerzej. dzięki

    To ja dziękuję. Nie wyobrażam sobie wciskać tego wiersza w gorset zwięzłej formy, mam wrażenie że ona obdziera z emocji. Cieszę się, że taka forma przypadła do gustu. 

    Pozdrawiam :) 

  6. @puszczyk Ty tutaj? Milutko. Gwałty i przemoc domowa to moje tematy, zawsze mam wiele do powiedzenia, stąd ten wylew. A takie parszywe czasy, swoją drogą, inspirują, żeby iść w tym kierunku. Właśnie, w stronę prozy poetyckiej, ale przyznaję szczerze, że mi leży taka forma przydługawego wiersza bardziej niż przerabianie to w zdania.

    W dniu 16.04.2020 o 00:06, jan_komułzykant napisał:

    absolutnie nie czepiam się, bo wiersz bardzo mi się podoba. Po prostu mówię prawdę, jak odbieram. Trochę wstyd mi jednak, że też zostałem w pewnym sensie wy...many, jak większość i ktoś (Ty) to zauważył. Ale nie mam Ci za złe, za to uświadomienie, którego jestem i tak w pełni  świadomy. Przeciwnie, lubię prawdę, bez ogródek. Powiem więcej - Twój wiersz jest trochę niedoceniony. Nie chcę nic sugerować, nie zmieniaj. To Twój wiersz.

    Pozdrawiam.

    wybacz, ale trochę nie rozumiem, co masz na myśli. 

  7. 4 godziny temu, Grynszpani napisał:

    Pomimo swetra dla babci, uwagę przykuwa jednak koronkowa bielizna, to częsty mit, którym posługują się sprawcy kolejnego gwałtu na ofierze tzw. powszechna opinia, upatrująca w nich rzekomych przyczyn tego, co się stało.

    "Co tego dnia miałaś na sobie" - to słynna wystawa ubrań, które miały na sobie ofiary.

    https://stronakobiet.pl/co-tego-dnia-mialas-na-sobie-ta-wystawa-pokazuje-ze-stroj-nie-moze-byc-usprawiedliwieniem-gwaltu/ar/12864884

     

    Pzdr.

    Mimo tego, ode mnie oczywiście głos.

    i właśnie dlatego wspomniałam o babcinym swetrze. Ten wers nie mówi nic innego, niż: "nieważne co masz na sobie, jeśli będzie chciał, spróbuje Cię tak czy siak zgwałcić.". Widziałam tę wystawę i w sumie dlatego wspomniałam te ubrania: dlatego też koronkowa bielizna jest wymieniona obok swetra. Dziękuję za głos i komentarz.

    4 godziny temu, jan_komułzykant napisał:

    tu chyba jednak nie o ten gwałt i koronki chodzi. Pierwsza część wiersza rzeczywiście koronkowa robota, potem coś się rozmydla, ale to tylko moje wrażenie. Niemniej wiersz wart poczytania.

    Pozdrawiam.

    Rozumiem, jednak nie wyobrażam sobie go w skróconej wersji: to jeden z tych nielicznych przypadków, gdy powiedziałam tyle, ile chciałam powiedzieć i każde cięcie byłoby ucięciem mojego przekazu. Co do wartości artystycznej: cóż, wciąż się uczę, więc tym chętniej przyjmę jpod rozwagę jakieś sugestie. Fajnie, że wpadłeś. 

  8. Ma pani w oczach głęboki smutek

    jakby skumulowaną energię podświata

    A co znaczą te dłonie,

    co rusz uciekające z kolan

    na miękkie zagłębienia kocich futer?

    Milczę. Na ustach osiada cynizm;

    zwidują mi się obrazy, oto:

    ja-oni pod kadłubami tramwajów

    ja-oni na nadwiślańskich mostach

    ja-oni gnijący w pościeli

    ja-oni na torach metra

    ja-oni w objęciach praskich bram

    ja-oni w stygnących szybko wannach

     

    nasze odejścia są bezbolesne

    nasze odejścia są ciche

     

    Milczę.

  9. w tchórzliwy sen niewidomej

    śnię

    o sterylnej bieli dzwoneczku nad głową

    i kroplówce w której życie sączy się z wolna

    kropla po kropli

    chcę złapać ten sen urzeczywistnić

    wtedy

    budzi mnie krew krzepnąca na dłoniach

     

    aniele boży stróżu mój

    ty obok teraz stój i powiedz

    powiedz mi dokąd iść

    gdy wszystkie znane drogi prowadzą donikąd

    powiedz mi jak nie zginąć

    skoro stare ścieżki potraciły drogowskazy

     

    czemu milczysz przecież

    jesteś taki mądry

    bezskrzydły głuchy aniele

    mój stróżu

     
     
  10. Zgubiłam się. I nie odnajdą mnie niczyje ramiona. Kiedy w nocnych przebudzeniach widzę żółty wrzask nieba, milczę. Łzy nie spływają mi po twarzy, rezygnują z wędrówki już na samym jej początku. Jestem ich morderczynią. Potem wychodzę szukać siebie na szlakach pochowanych w mroku. I gubię się jeszcze bardziej.

    Nie wiem kiedy dokładnie przepadłam, ale w tym parku, epokę temu, już byłam zgubiona. Szłam po omacku, czepiając się przypadkowych ścieżek. Aż dotarłam na skraj. Należało wybrać.

    W tym nigdy nie byłam dobra. W wyborach. Skręciłam więc w pierwszą lewą, myśląc, że wszystko jedno, dokąd powiodą mnie stopy. Gdzie jest twoja dłoń, aniele, kiedy jej tak potrzebuję? 

    Już nie pamiętasz, pyta, ofiarowując mi najpiękniejsze ze spojrzeń. Odtrąciłaś ją. Ale ja ci przypomnę. I ty się odnajdziesz.

     

    Był raz sobie pisklak. Uwił gniazdo z wspomnień i nadziei. Spał w nim. Oddychał. Mówił, że nie opuści, póki ktoś go z tego gniazda nie wypchnie, udowadniając swoim rzeczowym, spokojnym wywodem, że tak nie można. Że to nie jest życie. Tylko czy to stworzenie rozumie, czym ono w ogóle jest?

    Znam tego ptaka. Prowadzę obserwacje. A raczej obserwację, jedną, długą. Dwudziestoletnią.

    Ptaszek, jak to pisklęta, był niesamodzielny. Nie opuszczał swojego gniazda, bo nie umiał. Ktoś na zewnątrz powiedział mu, że istnieje słońce. On nie uwierzył. Znał przecież tylko promienie, które dostawały się przez wąskie prześwity w ciasno splecionych gałęziach.

    Mógłby wypaść. Niech wypadnie.

     

    Wypadł więc. Nie popychany przez nikogo, wyjrzał. I ujrzał. Słońce, które dotychczas znał jedynie z opowieści, muskało mu pióra ciepłymi pocałunkami. Wiatr szeptał obietnice. Był szczęśliwy...

    Był. A raczej mu się wydawało. Obietnice potrafią ranić silniej od zapowiedzi rychłych nieszczęść. Mają bardzo ostre krawędzie.

    …był szczęśliwy. I żył. Nareszcie żył. Ale świat poza gniazdem to nie tylko słońce i wiatr. To także burze, śnieg, deszcze i wichry. Pisklę, na swoich chwiejnych, niedorosłych nóżkach, przemierzało tę dziwną krainę beztrosko. Zbyt wcześnie wypadło z gniazda, żeby rozumieć.

    Jestem nim. Tym ptakiem. Kocham go i nienawidzę. Brzydzę się jego piór, pozlepianych lepką, cuchnącą strachem krwią. Kocham jego łepek i wzrok, w którym za ołowiem chmur drga spazmatycznie nadzieja. Kocham za to, że wyfrunął. I nienawidzę go za to, że wrócił.

    Wrócił. Cały drżący, w błocie i deszczu, z odmarzającymi koniuszkami skrzydeł. Z niepokojem w oczach.

    Wiem. Ale mógł zostać, aż do przemiany odmrożeń w skorupę. Zamieszkałby w niej.

    Nie mógł. Zgniłby pod nią i dobrze o tym wiesz.

    Tak. Widzę go teraz wyraźnie, trzymam w dłoniach. Głaszczę skrzydła i patrzę w oczy z jakąś tęsknotą, która rozdziera nas oboje. Chyba muszę go wypuścić, zanim umrze na moich oczach. Nie chcę tego. Przecież kocham tego pisklaka.

    Kochasz. I nienawidzisz.

    Tak. Ale zadbam. Byś, maleńki, nie musiał już więcej rozdzierać swoich piór i bym nie musiała patrzeć, jak potem zlepia je krew. Pobłogosławię cię pocałunkiem, mój drogi, pocałunkiem, którego najwyraźniej oszczędził nam anioł stróż. Tylko nie umieraj. Bądź. 

     

    Będzie. Tak samo jak moje wyciągnięte dłonie i zawieszone w próżni pocałunki. Nie widzisz ich, bo twoje ścieżki spowija mgła. Spójrz wyżej, ponad żółty, agresywny wrzask wiecznie żywej nocy. Światełko. Jest tam. Idź do niego. Powoli. Nie będę cię oszukiwał, dojście tam potrwa raczej długo. Ale to droga w jedynie słusznym kierunku. Najwłaściwszym.

    Remedium na ścieżki, które nieopatrznie obrałaś. No już, cichutko. Podaj mi rękę, a wyprowadzę cię z mgły i chaosu wrzaskliwych świateł.

    I razem, wspólnie, jakoś - rozpoczniemy mozolną wędrówkę w stronę światła.

     

     

  11. @rumianek nie wiem, czy jest co rozwijać, bo w głowie mam tylko szkic - wtedy i wciąż. 

    W sumie racja, że trochę nieodowiedziane i wynika to z braku jakichś umiejętności i pomysłu bardziej niż że celowy zabieg. 

    Możliwe, że kiedyś rozwine. W jakichś bardziej sprzyjających okolicznościach do pisania, bo teraz jest bardzo niestabilne, krucho. 

    A pisać będę. Chyba juz tak długo w tym siedzę, że nie wyobrażam sobie zarzucić na zawsze :) 

     

    Pozdrawiam

     

  12. @offline___________________  ciekawa interpretacja. Ja w sumie pisząc, nie miałam konkretnego zamysłu. Jednak to, co piszesz o medytacji… to mi się bardzo nie  zgadza, bo u mnie patrzenie z boku, obserwacja, jest wyrazem nie tyle stoicyzmu co odmawianiem sobie prawa do życia, w pewnym sensie. Do "bycia w". 

    A cała historia z krwinką… dla mnie, jak to czytam, to jest opis życia - gdzie zawsze dążymy do jakiegoś wyraźnego celu, ale nie zawsze zdążamy do niego dojść.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...