Zmarznięte dłonie...
Kończy się dzień
granatem skłębionych chmur
Chłód nadchodzącej jesieni
obmywa dłonie zmarznięte
Noc w szeleście
upadających liści kusi ...
Głębia świata
poza światem...
Żyć tu i teraz
czy odlecieć w nieznane
przekraczając tajemnicę otchłani...
Stalowy rumak
Czarny anioł przybywa
skrzydłami dotykając kamieni
grają dźwiękiem łańcuchów
Korony drzew w pokłonie
Huraganowy podmuch
rozrywa przestrzeń
Wir rozdaje bilety
biały atrament
na czarnym piórze...
Zamykam oczy...
Fałszywy świat
doskonałość obłudy...
Nie chcę tak trwać
by gnić od środka...
Bilet ostatni...
Skrzydła anioła...
Deszcz zmyje zapach
zniszczonych marzeń...
LRD