Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'zaginięcie' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o portalu
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 2 wyniki

  1. Rozdział czwarty - Widmo przeszłości. No to znowu mam dla was troszkę czasu, z czego bardzo się cieszę, bo nazbierało się pełno różnych rzeczy do opowiadania. Niestety są one głównie negatywne. Może jak zacznę od pozytywów, bo to jest łatwiejsze. Co prawda pozytywny był tylko jeden moment z poniedziałkowego poranka, lecz chyba to lepsze niż nic. Poniedziałek, dwudziestego szóstego września. Dzisiaj strasznie lało. Przez całą drogę do szkoły główkowałam nad tym, jak przejdę drogę z auta do budynku, tak by nie zachorować. Oczywiście nie mogłam podzielić się tymi myślami z mamą. W ogóle żyję w jakimś dziwnym odrętwieniu. Aż dotąd nie odważyłam się zapytać o tę całą sprawę z Pauliną. Wyciągnęłam lekcje z rozmowy przy pamiętnym śniadaniu i już nie inicjuję żadnych poważnych rozmów z rodzicielką. Niepoważnych w sumie też nie. Na szczęście na parkingu w tym samym momencie pojawiła się pani Kasia. Odetchnęłam z ulgą, gdyż po pierwsze miała parasol, a po drugie nie musiałam iść do szatni i klasy z mamą. Zresztą rodzicielka ruszyła pierwsza ku budynkowi, zostawiając mnie i moją nauczycielkę wspomagającą na parkingu. Pani Kasia pomogła mi w szatni, a następnie zostawiła mnie w jeszcze pustej sali lekcyjnej. Mama jest nauczycielką ,więc przybywa do szkoły sporo przed uczniami, a ja razem z nią. Nie przeszkadza mi to jednak i dziś chłonęłam atmosferę cichej, szarej polskiej szkoły z postpunkiem na słuchawkach. Z racji też, że ostatnio też przeniosłam się, dla swojego pokoju do ostatniej ławki pod ścianą to prawie zasnęłam opierając się o ową ścianę. Obudził mnie czyjś dotyk na ramieniu. Kiedy uchyliłam powieki, ujrzałam Tomka. Zdjęłam słuchawki z głowy. - Cześć Tome... to znaczy dzień dobry panu. - Hej, mam tu coś dla ciebie. – Z reklamówki którą miał przy sobie wyjął grubą książkę z rysunkiem mózgu na okładce. -Jak na początek powinno wystarczyć. Wolałem przyjść wcześniej, bo pani Kasia i Dagmara są przeczulone na punkcie faworyzowania uczniów. - Puścił mi oczko. Już chciałam coś dodać, gdy nagle zadzwoniła jego komórka. – Wybacz, żona dzwoni. Do zobaczenia na drugiej lekcji. - Fizjoterapeuta uśmiechnął się do mnie, po czym pośpiesznie wyszedł z sali. Natomiast ja aż do czasu, gdy cała klasa się zebrała, pochłaniałam pożyczoną książkę. Aż czułam, że się uśmiecham! Na przerwie również odkrywałam nową wiedzę. Na szkolnej rehabilitacji wręcz co chwile bombardowałam Tomka nowo zdobytymi informacjami. Widać było, że jest ze mnie dumny. Jeśli mam być szczera to również cieszyło mnie to, że Dagmara nic nie rozumiała z naszej rozmowy. Być może to niezbyt szlachetne, ale czułam się po prostu lepsza i mądrzejsza od niej. Popołudnie, tego samego dnia. Bardzo szybko uporałam się z pracą domową. Miałam ku temu sporą motywację w postaci czekającej książki. Tak się zaczytałam, że nawet nie przeszkadzały mi szeroko otwarte drzwi do pokoju. Dopiero gdy kątem oka zauważyłam przechodzącego korytarzem Oskara to humor mi się zważył. Dalej męczyła mnie sprawa Pauliny. Czułam potrzebę przedyskutowania tematu, a z rodzicami nie było sensu rozmawiać. - Oskar! - Zawołałam, mając nadzieję, że jeszcze go złapię. Odłożyłam książkę i usiadłam na łóżku jak człowiek. - Co jest? - Zapytał zdziwiony brat, wchodząc do mojego królestwa. Rzadko kiedy w końcu zaczynałam z nim rozmowę. - Musimy pogadać. - Starałam się być stanowcza. - Czy mama odzywała się ostatnio do Pauliny Andrzejewskiej? - Skąd wiesz? - Oskar aż zbladł, gdy wypowiadał te słowa. - Skąd wiem? - Rozkręcałam się już na dobre. - A stąd wiem, bo przyszła do mnie na rehabilitację! Co prawda ona mnie nie widziała, bo byłam na końcu korytarza a ona tuż pod drzwiami, ale słyszałam jak gadała przez fona i wynikało z tego, że nasza matka nie daje jej spokoju, a jednocześnie nie chce jej wyjaśnić, o co chodzi. Szukała więc mnie. Tylko jakiś durny telefon sprawił, że wyszła, zanim mnie zauważyła. Oskar usiadł ciężko obok mnie. - No bo widzisz... Mama ubzdurała sobie, że Paulina odpowie za śmierć Pawła. - Zawsze mi się wydawało, że wini nas. - Odparłam zdziwiona. - No bo tak jest. Wydaje mi się, że ona wini dosłownie wszystkich. - Ale dlaczego? Przecież Paweł dobrowolnie wszedł do wody! - Jej to powiedz. Ona jest zdania, że ty nie powinnaś usilnie namawiać wtedy Pawła na pójście z nami nad wodę, do mnie ma pretensje, że go nie pilnowałem a do Pauliny za to, że weszła z nim w ten zakład. Teraz mama chce, by ona odpowiedziała za to, że narażała go na niebezpieczeństwo. - Ale to nie ma sensu! Mieli wtedy po osiem lat! Paulina nie mogła wiedzieć jak to się skończy. - Ja to wiem, ty to wiesz, Paulina to wie, ale mama nie dopuszcza do siebie rzeczywistości. Nie wiem jakim cudem, ale zdobyła numer Pauli. Zadzwoniła do niej i powiedziała, że odpowie za krzywdę wyrządzoną Pawłowi. Następnie mama zakończyła rozmowę i Paulina próbowała się do mamy dobić, ale nasza rodzicielka celowo nie odbierała, więc pewnie dlatego postanowiła dobić się do ciebie. Nie wiem jakim cudem dowiedziała się gdzie ćwiczysz. Mam już dość tego tematu na dzisiaj. - Na potwierdzenie swoich słów wstał i skierował się do wyjścia. - A-ale... - dla mnie temat nie był skończony i próbowałam go zatrzymać, lecz brat totalnie mnie zignorował i wyszedł. Do końca dnia zostałam z natłokiem myśli. Wtorek, dwudziesty siódmy września. Jakby było mi mało wczorajszych wrażeń po rozmowie z Oskarem, to już od rana szykowała się kolejna. Tym razem z Tomkiem! Jeszcze przed lekcjami weszłam na messengera i zobaczyłam wiadomość od fizjoterapeuty. Napisał wprost, żebym była pół godziny szybciej niż zwykle, bo chce ze mną pogadać. Wtedy wpadłam w zupełnie odrętwienie, a myśli mi kotłowały. Byłam prawie pewna, że chce gadać o Paulinie, w końcu też ją wtedy widział! Do końca dnia nie mogłam się na niczym skupić. W dodatku na każdej przerwie Dagmara gapiła się we mnie jak sroka w gnat, to jeszcze bardziej mnie dołowało i wkurzało! Nie miałam jednak siły, by zwrócić jej uwagę. Tata przyjął bardzo spokojnie to, że zajęcia zaczynam pół godziny wcześniej. Przynajmniej on tu był opanowany. Na miejscu drzwi do gabinetu były już szeroko otwarte. To jeszcze bardziej mnie przeraziło. Ojciec ulotnił się szybko jak zawsze. Usiadłam na granatowej kozetce. Tomek przykucnął przede mną, uprzednio zamykając drzwi. - Blado wyglądasz. – Za to on wyglądał na przejętego. - Wszystko w porządku? - Chciałeś poważnie ze mną porozmawiać, więc jestem. – Chciałam mieć to już wszystko za sobą. Nie zdążył odpowiedzieć, bo do drzwi rozległo się pukanie. Wstał i pobiegł do nich jak oparzony. Za drzwiami stała około trzydziestoletnia, brązowooka kształtna blondynka z loczkami. Ubrana w garsonkę we wzór w pepitkę trzymała w rękach tacę, na której stały dwa kubki z parującą zawartością. Chyba to była jego żona, bo przywitał ją buziakiem w policzek, a po cichej wymianie paru zdań takim samym gestem ją pożegnał. Aż czuć było od nich miłość! Czy mogliby tak się nie obściskiwać, kiedy ja jestem w stresie?! To tylko wydłużało moment odczekiwania! W końcu zamknął za nią drzwi, po czym podał mi jeden kubek. W środku była moja ulubiona czarna herbata z cytryną. Tyle dobrego. - To o czym chciałeś ze mną rozmawiać? - Chciałam jak najszybciej mieć to za sobą. Mężczyzna wziął głęboki oddech pomiędzy jednym a drugim łykiem swojej herbaty. - Pamiętasz tę dziewczynę, którą widzieliśmy na korytarzu tydzień temu? - Tak, to Paulina... - Byłam śmiertelnie przerażona. - Znasz ją? - Powiedzmy... - zamilkłam, nie byłam w stanie nic wyjaśnić. Po dłuższej chwili niezręcznej ciszy Tomek się odezwał. - Ostatnio była bardzo nachalna. Przychodziła tutaj już parę razy. W recepcji budynku domagała się rozmowy z tobą. Parę razy też złapała mnie na parkingu. Widać, że zależy jej na tym, by się z tobą zobaczyć. Nie planowałam tego, ale nagle wybuchłam płaczem niczym fontanna. Łzy dosłownie ciekły mi policzkach. - Przepraszam... Ja naprawdę nie wiedziałam! Zrozumiem, jeśli nie zechcesz już mieć ze mną więcej zajęć! Naprawdę przepraszam! - Nina, o czym ty mówisz? Nie zrezygnuję z naszych zajęć, tylko po prostu chcę wiedzieć, o co tu chodzi. Tego też nie planowałam, ale nagle zwierzyłam się Tomkowi ze wszystkiego. Z tego, że miałam brata bliźniaka, który zginął tragicznie. Z tego, że moja mama obwinia mnie i Oskara za śmierć Pawła i w naszym domu z tego powodu jest przeraźliwie cicho. No i o tym, że moja rodzicielka teraz zaczęła obwiniać Paulinę i z tego powodu dziewczyna szuka kontaktu. Tomek wysłuchał mnie z uwagą. W trakcie mojej spowiedzi chyba nawet chciał mnie przytulić. Wstał jakby z tym zamiarem, ale w środku gestu wycofał się i wrócił do poprzedniej przykucniętej pozycji. Kiedy skończyłam gadać, podał mi chusteczki. - Według mnie powinnaś z nią pogadać. Jeżeli jest tak jak mówi twój brat, to Paulina też nie zasługuje, by żyć w takiej niepewności. Wszystkim dobrze ta rozmowa zrobi, tego jestem pewny. - Ale ja się boję! - Wychlipałam. - Wiem, więc tym bardziej powinnaś zakończyć ten cały cyrk, żebyś się nie katowała. To nie będzie łatwe, ale masz moje wsparcie. Obiecaj, że chociaż to przemyślisz, dobrze? Pokiwałam głową. Chociaż to mogłam mu obiecać. Dochodząc do siebie, popijałam herbatę. Kiedy skończyłam byłam już na tyle uspokojona, by zacząć ćwiczenia. Gdy wróciłam do domu, coś mi kazało sprawdzić folder „inne” w messengerze. Przeczucie mnie nie myliło i było tam pełno wiadomości od Pauliny. Tak się zestresowałam, że na chwilę zapomniałam o danej Tomkowi obietnicy i szykowałam się do usunięcia niechcianych próśb o spotkanie. Jednak nagle przyszła wiadomość od Tomka, która brzmiała tak: „Jak się czujesz? Pamiętaj, tylko od ciebie zależy jak to wszystko się skończy. Jesteś dzielna i wierzę w ciebie. Powodzenia!” Nagle zrobiło mi się głupio. Chciałam tak stchórzyć i go zawieść! Może nie czułam się na tyle pewnie by jej odpisać, ale zrezygnowałam z kasowania wiadomości. Odpiszę jej. Tylko nie wiem kiedy. Uff, to wszystko z tego tygodnia. W sumie jest jakaś nadzieja. Może wszystko będzie dobrze?
  2. Rozdział trzeci - Zalążki nowych znajomości. W tym tygodniu działo się niestety sporo. Całe szczęście że dotyczy to tylko pierwszych dwóch dni,chyba nie wytrzymałabym psychicznie gdyby takie akcje toczyły się aż do dzisiaj! No i znowu pisałam każdego dnia po trochę dzięki czemu wszystko to brzmi logicznie oraz składnie. Czy chociaż na pewno? Czy w tych wydarzeniach możemy szukać jakiegokolwiek sensu? W każdym razie ja tu popijam czarną herbatę,a wy czytajcie. Poniedziałek,dziewiętnastego września. To wszystko co czułam dzisiejszego poranka można szybko streścić słowem: Stres. Jego kumulacja nastąpiła dość wcześnie,bo pomiędzy pierwszą a drugą lekcją. Była jeszcze przerwa. Siedziałam na długiej ławce pod ścianą. Ta część korytarza nie jest jakaś szalenie popularna,może dlatego że tu się kończy. Co prawda dzikusy mi tu nie biegały,lecz nie oznacza że byłam tam sama. Obok mnie siedziała Dagmara. Na drugim końcu ławki tkwiła pani Kasia. Ta ostatnia była pochłonięta czytaniem jakiś papierów. Obie z Dagą czekałyśmy na rehabilitację która miała zacząć się lada chwila w drzwiach naprzeciwko. Niby sama się zdecydowałam się tam pójść. Niby byłam pewna że podejdę do tego dorośle i spokojnie. A guzik prawda! W środku trzęsłam się cała niczym galaretka. By zająć myśli czytałam książkę „Bransoletka” Ewy Nowak. Dobre,polskie i mało znane młodzieżówki to życie! Żadne tam popularne amerykańskie grafomańskie bezguścia które czyta co druga nudna nastolatka. Ja przynajmniej mam wartościowe lektury! Niestety pomimo tego faktu byłam zbyt zestresowana by czytać. Spastyczność tak mi wzrosła że zastanawiałam jak dojdę do salki rehabilitacyjnej. Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Aż podskoczyłam. Nie ma to jak niewygaszony odruch moro. - Przepraszam... - Dagmara była zdecydowanie spłoszona moim podskokiem,bo to ona go wywołała. Już chciałam zacisnąć zęby i powiedzieć by się odwaliła. Zamiast książki mogłam sobie posłuchać ruskiego post-punku na słuchawkach! A nie,ta buda zabrania używania telefonów nawet na przerwach. Przeszło mi przez myśl że ostatnio byłam dla córeczki dyrektora niemiła. Z jej punktu widzenia być może bez powodu. Postanowiłam teraz to naprawić dla czystości własnego sumienia. - Nie ma sprawy. – Zastanawiałam się czy mój uśmiech wyglądał sztucznie. - Po prostu się zaczytałam. - A co czytasz? - Koleżanka zaciekawiła się moją lekturą. -„Bransoletkę” Ewy Nowak. - Zamilkłam. W końcu przekazałam informację. Mój mózg myśli zadaniowo. Dopiero po chwili wymownego milczenia domyśliłam się że Daga oczekuje krótkiego streszczenia. - To o dziewczynie która jest olewana przez matkę i jednocześnie obiektem chamskich żartów ojca. Przez przypadek wyjeżdża na warsztaty teatralne które zmieniają jej podejście do życia. - Brzmi super. – Dziewczyna faktycznie wyglądała na zainteresowaną książką. - Pożyczysz mi? - Nie. - Aha, spoko. – Odparła zdziwiona i może trochę zawiedziona. Dopiero wtedy zauważyłam że popełniłam nietakt. - W sensie nie mogę ci pożyczyć bo ja tą książkę wypożyczyłam z biblioteki,ale jak ją oddam to będziesz mogła sobie wypożyczyć. - Aaa,okej. Bardzo chętnie. Wszystko jest lepsze niż ćwiczenia z tym durniem Kaliszem. - Dagmara! Proszę się wyrażać z szacunkiem o pracownikach szkoły! -Zabrzmiała nieco groźnie nasza nauczycielka wspomagająca. Jak widać nie była tak pochłonięta czytaniem dokumentów jak myślałyśmy. No i jednak nie zawsze jest milutka. Pozytywne zaskoczenie. - Dlaczego go nie lubisz? - Zdążyłam zadać pytanie Dagmarze,lecz tuż po wypowiedzeniu ostatniego słowa na korytarzu rozniósł się nieprzyjemny dźwięk dzwonka. Dosłownie sekundę potem nadszedł Kalisz. Chciałam na niego spojrzeć,ale odwagi wystarczyło mi jedynie na szybkie zerknięcie. Szybko wbiłam wzrok w podłogę. Czułam się jakbym obcowała z duchem Pawła. Fizjoterapeuta szybko otworzył drzwi kluczem. Pani Kasia pomogła mi wstać i na sztywnych nogach weszłam do salki. Ciekawe czy ten cały Kalisz pomyślał że zawszę tak chodzę? Po wprowadzeniu mnie do środka nauczycielka uradowana opuściła pomieszczenie. Najwyraźniej cieszyła się z wolnego. Ten Kalisz to ma już u mnie plusa. Najwyraźniej zauważył że jestem zestresowana i chwilowo zajął się Dagmarą. Tyle wystarczyło bym wzięła parę głębokich wdechów. Spastyczność trochę puściła. Kiedy podszedł do mnie postanowiłam być odważna. W końcu teraz będziemy mówić o moim ulubionym temacie! Spojrzałam mu prosto w oczy. - Nina Piotrowicz. Mam osiemnaście lat. Mózgowe porażenie czterokończynowe spastyczne z przewagą kończyn dolnych. Wcześniak z dwudziestego szóstego tygodnia ciąży. Nie wiadomo co wywołało przedwczesny poród. Chodzę przy kulach, ścianach i meblach. W wzroku fizjoterapeuty ujrzałam to co lubię widzieć u jego koleżanek i kolegów po fachu. - Świadomość że mają do czynienia z pacjentką która wie dużo o swojej niepełnosprawności,więc i kitu nie da mi się wcisnąć. Kalisz podziękował za informacje,a potem zobaczył jak chodzę z kulami oraz prowadzona za rękę. Podprowadził mnie do drabinek. Trzeba powiedzieć że nie jest taki najgorszy. Dobiera ćwiczenia pod pacjenta,analizuje każdy jego krok i ruch. Na pewno nie robi niczego na odwal się. Po wytłumaczeniu ostatniego z ćwiczeń,pod koniec zajęć odezwał się na trochę inny,lecz spokrewniony temat. - Wiem, że tu są małe możliwości. Na zajęciach poza szkołą zrobimy więcej. No i przepraszam za wtedy. Przez moment czułam że Dagmara wbiła w nas wzrok. A może mi się zdawało? Po chwili zabrzmiał dzwonek. Pani Kasia nas odebrała. Nie zauważyłam żadnych zmian w zachowaniu koleżanki. Może faktycznie mi się wydawało z tym rzekomym wpatrywaniem w nas? Już nawet nie sprawdzałam czy tata zapisał mnie do Kalisza,bo już byłam tego praktycznie pewna. Wtorek,dwudziestego września. To dziś miałam pierwsze zajęcia z Kaliszem poza szkołą. Nadal jego obecność sprawia, że czuję się nieswojo,tak jakbym była jakimś medium. Przynajmniej mogę na niego patrzeć, nie bez skojarzeń z Pawłem lecz przynajmniej już aż tak nie uciekam wzrokiem. Zajęcia zaczynam o osiemnastej a kończę o dwudziestej,czyli mam wykupione po dwie godziny terapii w każdy wtorek i czwartek. Mama nadal się do mnie nie odzywa. Z tatą całą drogę spędziliśmy w milczeniu,bo atmosfera w domu wszystkich nas wykańcza. Nie jechaliśmy jednak długo gdyż po dziesięciu minutach jazdy byliśmy już pod piętrowym budynkiem z dużymi szklanymi drzwiami. Kalisz przyjmował oczywiście na parterze. W całej reszcie budynku pomieszczenia wynajmują ludzie o przeróżnych profesjach. Nie musieliśmy długo czekać. Ledwo tata zawiesił moją kurtkę na wieszaku,a Kalisz już zaprosił mnie do gabinetu. Tata szybko się ulotnił ponieważ jechał jeszcze na zakupy. Gabinet Kalisza jest imponujący. Wielkości porządnej sali lekcyjnej. Granatowa wykładzina,białe ściany. Zero bzdurnych rysunków,czy to dziecięcych czy informacyjnych. Sprzęty,w tym duża kozetka sterowana na pilota na której siedziałam utrzymane są w kolorystyce biało-granatowej. Sala jest duża więc,mieści się tam i kozetka jak i mata do ćwiczeń, drabinki, bieżnia,tor chodu z poręczami, piłki do ćwiczeń i wiele innych rzeczy. Ponownie sprawdził jak chodzę,tym razem jednak nagrywał z tego filmiki. Po chwili usadził mnie na kozetce. - Wiesz... chciałem cię przeprosić. – zaczął. - To przeze mnie zemdlałaś. Czuję się winny. Teraz to mi zaczęło być głupio. Przecież to jest MOJA wina. Nie on jest winny temu że dostał od losu takie rysy twarzy! To ja mogłam pohamować się z reakcją. - To nie pana wina! - Zaprzeczyłam szybko. - To... to było głupie z mojej strony. Nie powinnam tak reagować. Po prostu bardzo mi pan kogoś przypomina. - Daj spokój,nie możesz kontrolować reakcji organizmu w takim stopniu by nie mdleć. I co ty na to by mówić mi po imieniu? Oczywiście tylko tutaj,bo wiadomo szkoła rządzi się swoimi prawami. - Puścił mi oczko. Po tym geście nie wiedzieć czemu trochę mi ulżyło i ochoczo zgodziłam się na propozycję fizjoterapeuty. Przecież bycie na „ty” z moimi fizjo to dla mnie nic nowego. - Nina. - Wystawiłam ku niemu rękę. - Tomek. -Uścisnął mi dłoń. - A mogę zapytać kogo ci przypominam? Znowu odruch moro. Nie,na to pytanie nie chciałam odpowiadać za żadne skarby. - Wolałabym nie. - Uciekłam wzrokiem w podłogę. - Jasne,pogadamy o czymś innym. Chodźmy jednak ćwiczyć bo szkoda czasu. Zawsze można ćwiczyć i rozmawiać jednocześnie. Oczywiście,jeśli się skupisz. Przytaknęłam. Chętnie ruszyłam ku sprzętom. Kiedy tak ćwiczyłam dowiedziałam się wielu rzeczy o Tomku. Jest dokładnie dziesięć lat ode mnie starszy. Ma żonę,która jest księgową i pracuje w tym samym budynku co jej mąż. Fizjoterapeuta mieszka w tej wiosce od urodzenia. W tamtym momencie chciałam zapytać czy to możliwe by moja mama mogła nie znać ich rodziny,ale nagle te pytanie wydało mi się zbyt głupie by je zadać. Gadaliśmy o wcześniakach oraz metodach rehabilitacji. Szybko znaleźliśmy wspólny język. Rozmowa toczyła się płynnie,ja w tym czasie z chodzenia przeszłam w leżenie na kozetce. Tomek rozciągał mi mięśnie. Po zakończonym rozciąganiu wstałam. - A może pożyczyć ci jakieś książki o mózgu? Widzę,że interesujesz się tematem. -Rzucił mimochodem mój rozmówca. - Naprawdę?! -Po raz pierwszy od przyjazdu do tej wsi poczułam coś w rodzaju szczęścia. – Naprawdę mógłbyś?! - Jasne. Fajnie mieć kogoś z kim mogę pogadać na takie tematy. - Wyglądał na szczerze zadowolonego. Nie powiem,zrobiło mi się miło. Nastał kres moich zajęć jak i koniec pracy Tomka na dziś. Zaproponował że poczeka ze mną przed gabinetem. Szybko posprzątał salę i wyszliśmy. Na korytarzu pomógł mi nałożyć kurtkę. Czekaliśmy na mojego tatę. Nagle drzwi do budynku otworzyły się z hukiem. Wychyliłam się na moim krześle trochę do przodu. Miałam nadzieję że to był tata. Jednak była to kobieta w długim płaszczu. Na oko dość młoda. Zadzwonił jej telefon. - Tak, mamo szukam ich! Nie,nie odpuszczę bo ta stara baba nie odpuszcza! Dręczy mnie,a potem nie chce niczego wyjaśnić! Jak nie z nią, to z jej córeczką sobie pogadam! Powinna mieć tu rehabilitację. Zamarłam! Przecież to była Paulina! Po głosie trudno było ją rozpoznać,ale nawet z tej odległości ją poznałam jej twarz,oczywiście gdy się przyjrzałam. Dziewczyna zakończyła rozmowę po czym komórka rozbrzmiała na nowo. Tym razem rozmowa była krótsza,cichsza a Paulina tuż po niej wyszła raptownie z budynku. Przez ten cały czas zastanawiałam się co moja matka znów zrobiła! Czyżby chciała zemścić się na Paulinie?! Chyba musiałam wyglądać jak żywy trup,bo Tomek pytał parę razy jak się czuję. Chciałam go szybko zbyć,lecz się nie dał. W końcu poprosiłam o szklankę wody. Woda uspokoiła mnie na tyle,że gdy tata w końcu po mnie przyjechał wyglądałam całkiem normalnie. Tomek odprowadził mnie aż do auta i ciągle wyglądał na zatroskanego. Nie pamiętam drogi do domu ani tego jak dotarłam do łóżka. Wiem tyle że od razu zasnęłam. Obudziłam się teraz,w środku nocy i zebrało mi się na porządkowane wspomnień. Uff, no to na tyle... Chyba niejedna czarna herbata mi się przyda, no nie? Trzymajcie się!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...