Śmierci ucieknę wierszem - niech wie, 
	wcale cię nie zapytam - czy chcesz?
 
	Stoję w kolejce na progu - od dawna,
 
	teraz tak blisko - mówią...   nieporadna. 
	 
	Widzę cię z daleka - wzrok robaczy, 
	musisz zagryźć do końca - krew zobaczyć. 
	Nie ufasz sile życia - zmurszała, 
	zmęczona, wystraszona - sama została. 
	 
	Zdrętwiałe ręce - jak czucie niebytu, 
	tchnienie przykrótkie - droga ad libitum. 
	Zegar jakby przez mgłę - wskazania chowa, 
	obserwujesz, słuchasz - drętwy niemowa. 
	 
 
	Nic nie możesz zrobić - już zapisane,
 
	jak stare kino - oglądane przez ścianę. 
	Kilka kroków więcej - brakuje oddechu,
 
	patrzą, nie widzą - bierz i zaksięguj. 
	 
 
	Co dalej, nie wiem - godzina zero, 
	zapiszą inni, obcy - w pamięci zmielą. 
	I tekst w marmurze - przysłoni mgiełka, 
	a życie biegnie - ptak tren wyćwierka.
 
	 
	Wena jedyna - nad grobem stanie, 
	smutek w jej sercu - zrobi znów zamieć. 
	Zagra Boskie preludium - przybrane płaczem,
 
	nie dane mi było - już nie zobaczę. 
	 
	 
	"My nie umrzemy nigdy(...), umiera tylko czas. Przeklęty czas(...)." - Algernon Charles Swinburne.