Nocy ogromną muszlę – z gładkiej porcelany,
Ciężkie chmury opuchłe śniegu zapowiedzią,
Pomników brąz błyszczący – pospołu ze śniedzią
I obraz jeszcze schnący, komuś obiecany
Starych murów piaskowiec szary i kremowy,
Smukłe wieże kościelne – w niebo skierowane,
Dziecięcej biblioteki – kolorowe ściany,
Dębów zimowo nagie – choć potężne – głowy
Bierze czerwień gorąca – w swe władanie twarde,
Nienasyconą paszczą skwapliwie pochłania,
By złączyć w jeden bezkształt – materię i formę,
Linię, figurę, bryłę, wyrazy i zdania.
Gdy zaś rankiem zmęczona łakomstwem swym zaśnie,
Okruch złocisty żaru – gdzieś pod pyłem zgaśnie…