Posypało, zmięło w wodę po zimowej kawalkadzie,
cztery damy dziś w popłochu, przyczajone na obrzeżach.
Każda, każdej da popalić, zima z wiosną się rozgrzewa,
trwa sielanka w kalendarzu - jesień z latem trochę rzadziej.
Ja ci śniegu przysposobię, w maju myśli pozamrażam,
ty mi w lutym słońca pożycz, nartorolki zaś przywdzieję.
Każda, każdej w twarz napluje - pory roku czy złodzieje?
Ot, pytanie kaznodziei, popatrz... o pogodę wrzawa.
A gdy straty zbierzem w kupę i rachunki wystawimy,
urzędasy mówią - nie ma... bo w budżecie istna pustka.
Każda, każdej błąd wytyka, a kołderka znów przykrótka,
niech doradzi przeznaczenie, wysiać wiosną oziminy?
Na pogodę winę zrzucić, jakże łatwo - chata z kraja,
człowiek słucha, głuchną uszy, a to wina przecież jego.
Każda, każdej w oczy patrzy, pogłupieli nic dziwnego...
... niech się zeżrą i przetrawią, dziwactw mamy co niemiara.
Trzeba może spiąć morałem, całe roczne widowisko,
wiosna, lato, jesień, zima, mroźna w ciepłej pohukuje.
Każda, każdej moc zabiera, zrozpaczone i ponure,
człecze wtedy mrok poczujesz... jak nie zmienisz poetycko.
"Na wiosnę, między szybami donice,
w jesieni wódka z dereni,
zimą podściółka z mchu,
dach, kapiszon ochronny,
ściany jak rękawice,
próg - dozgonny,
tak... to tu.
Tu chcę się schronić, tu chcę ocaleć,
ten dom - myśli sobie - to Boży palec. - Kazimierz Wierzyński.