Nie pytaj o drogę, bo już nie zabłądzisz,
nie śmiej się tak, jakbyś nigdy nie zapłakał.
Łapiąc haust powietrza w czterech porach roku,
z marzeniami idziesz przez wyboje życia.
A one jak płatki spadają nad ranem,
zimowym powiewem chłodu styczniowego.
Stąpając po śniegu - świeżutkim posypem,
ślady zostawiwszy, nie zgubisz się zimą.
Gdy wiosną wędrujesz, słońce drogowskazem,
tropów nie zostawiasz, lecz możesz na trawie.
Ugięte, zmiażdżone pod stopą przechodnia,
podniosą się dumnie, ty będziesz w oddali
za latem podążał, w sierpniowym upale.
Leciutkie, drgające przebłyski powietrza,
pokierują wzrokiem, gdy w spiekocie czoła,
poczujesz, że lato w jesień już przechodzi.
Zmierzch jesieni życia dotyka twych dłoni,
nie pora na uśmiech, oddychasz nostalgią,
czas goni, nie czeka nim marzenia ziścisz,
inni zaganiani- ty wiesz, że odchodzisz.
23 stycznia 2018r.
Wiersz zainspirowany wizytą w hospicjum Santa Galla.