Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'utwór' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o portalu
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 3 wyniki

  1. W pewnej miejscowości znajduje się niewielka klinika. A w niej poczekalnia, w której przesiaduje wielu jak co dzień. Niebieskawo białe ściany słyszały już wiele. Zielonkawa wykładzina czuła smak podeszew rozmaitych. Plastikowe krzesła przymocowane śrubami z lewej i prawej przyjmowały wiele ciepła od wszelakich gości. Korytarz jest zapełniony ludem, każdy ma sprawę ważną, co drugi ma ważniejszą. I wnet wychodzi lekarz ze swego gabinetu, stary mężczyzna z siwą brodą, z okularami ze srebrną ramą na nosie, która nie wiadomo czy połyskuje bardziej światłami korytarza, od jego jego łysiny, Posuwa on się powoli wzdłuż korytarza. Ktoś wstał i zaczął coś krzyczeć w stronę mędrca, Kobieta, która siedzi najbliżej gabinetu wstaje i pada przed lekarzem, aby ten natychmiast zajął się sprawą, niczym nie przejęty lekarz miną staruszkę i kontynuował swą drogę, można było usłyszeć w tle szepty "jak to tak można", do dziś nie wiadomo czy owe komentarze były kierowane w stronę staruszki czy bogu winnego lekarza. Staną on jednak przed wejściem do pokoju dla pracowników, obrócił się przodem do większości zgromadzonych w poczekalni osób i rzekł: "Wybiła godzina mej przerwy, wrócę niedługo". Po czym skierował się w stronę drzwi otworzył je i wnet go nie było. Ponownie nastał chór szeptów, lecz ten samoświadomy braku sukcesu w swej sprawie zamilkł, rozumiejąc że prędko nie wróci. Pewien człowiek nie wielkiej postury szturchną mężczyznę zaczytanego w gazetę który siedział obok niego. Ten obraca głowę w jego stronę, człek do niego mówi: "ci lekarze wcale nie zwracają na nas uwagi, siedzą w tych swoich gabinetach, myśląc że my ludzie mamy na to wszystko czas" Mężczyzna coś mrukną pod nosem i powrócił do swej lektury. W zupełnie innej części poczekalni stoi dwóch przyjaciół, a raczej starych przyjaciół. Nie widzieli się od lat. Rozmawiają od ponad kwadransu, nie zważywszy na to co się w okół nich dzieje. Rozmawiają o rodzinie, pracy i też oczywiście o pieniądzach, Pierwszy mówi do drugiego "Wiesz, my słudzy pana. Pracujemy dniami i nocami i zarabiamy marne grosze. A ci, bogacze wielcy, oddają się obcym kultom, Pchają się do łóżka z czymkolwiek zechcą. Jak się na takiego popatrzy to już nawet nie człowiek! Grzechu nigdy u nich końca nie widać a sodoma dawno spalona!" Powiedział z widocznymi emocjami na twarzy. Towarzysz jego stary odpowiedział mu "Ci to szczerze zarobili swój majątek. A nie, żyją na tych samych pieniądzach tych samych durni od stuleci. Jak ci co się zowią się pasterzami ludu. Pierwsi do osądu innych, lecz sami smakują się w bogactwach, rządząc się swym własnym prawem! Sodoma dalej stoi i jest w śród nas!". I wnet obydwoje zrozumieli, że nie są tacy sami jak byli przed laty. Kłótnia się pomiędzy nimi rozpętała. Nagle pewien młody chłopak próbował ich rozdzielić mówiąc "spokojnie panowie, obydwoje jesteście manipulowani przez burżuazję!" Lecz ci i reszta korytarza (w raz z nim samym) go nie słuchała. Pewne małżeństwo, po cichu słuchające tego przedstawienia, spojrzało na siebie mąż zerkną na zegarek i powiedział do żony "chodźmy stąd, źle dla nas się to może skończyć", para wstała i zaczęła się kierować ku wyjściu. Żona dodała "a mówiłam abyśmy poszli do prywatnego lekarza", "Miałaś racje, kochanie" odpowiedział mąż, Kobieta podpierająca ścianę przy oknie recepcjonistki, zbliżyła się do owego okna i zaczęła narzekać biednej pracowniczce, "cóż to ma być za chaos!" "Ileż mamy tutaj na lekarza czekać!", mądra sekretarka zasłoniła okno roletą. Kobieta ta teraz stała się utrapieniem tych, którym za przebywanie w tym karnawale nie płacą, Dobrze zbudowany facet siedzący na ławce patrzy przed siebie i mówi "Kiedy byłem w wojsku, nigdy do takich ekscesów nie dochodziło" Młoda pani siedząca obok odpowiedziała mu "to czemu pan w wojsku teraz nie jest?" były wojskowy chciał jej odpowiedzieć, lecz przypominając sobie o swym nowym, innym życiu stwierdził aby dłużej nie mówić. Ktoś zakaszlał w tle, po chwili przemyśleń odezwał się starszy człowiek "ma pan rację, za moich czasów jak byłem w milicji, trzymaliśmy wszystko w kupie, dawniej tak nie było" policjant, siedzący obok, tylko popatrzył się krzywo i skrzywił twarz. "jak było tak dobrze to pokarz nam teraz, ile z tego to było twoja sprawka. Przynieś nam lekarza!" ktoś zakrzykną z tyłu sali, żartem, chociaż jednak serio. Starzec nie wytrzymał, wstał i zaczął kląć w stronę tłumu. "ja ci kurwa dam gówniarzu! Nie męczyłem się tyle za młodu żeby teraz ci kurwa coś udowadniać!", dziecko w wózku matki która stała cicho się przebudziło i zaczęło płakać. Bojąc się wpadnięcia w szpony konfliktu wyszła z dzieckiem z budynku. A tłum wielki i szary, zdawałoby się że wieczne rosnący znów rozpoczął szumieć wieloma cichymi głosami. Nowy rozpoczęty konflikt przerwał ten który płoną w koncie sali. Jeden z przyjaciół staną po stronie starca, a drugi, w duszy przodków staną po stronie nieznanego człeka. Policjant którzy do tej pory się nie udzielał, wstał i próbował zapanować nad sytuacją, lecz mu się nie powiodło. Ta sama pani która już zdążyła zatruć czas połowie sali teraz podeszła do mężczyzny oczytanego w gazetę i zaczęła do niego narzekać "ależ co się z tymi ludźmi teraz dzieje!", mężczyzna pomarszczył brwi i powiedział "nie wytrzymam", złożył gazetę w rulon i trzasną kobietę w głowę, za nim ta zrozumiała co się wydarzyło, mężczyzna zdążył odejść. Lecz była to iskra która finalnie rozpaliła ogień. Ludzie na sali rozpoczęli się przekomarzać a nawet bić, walki nie widać było końca. Lekarz nie nadchodził, wszyscy różni, jednoczy ich tylko przeziębienie, lecz jednocześnie tacy sami. K.P 30.04.2025
  2. Jestem młody, chociaż już znużony życiem. Moje istnienie przepełnione bywa ciągle tym samym. Wszystko wokół mnie ma kolor szarej kostki oraz czarnych dróg. Pewnego dnia obudziłem się do rytmicznego dźwięku marszu który wybrzmiewał obok mego mieszkania. Wstałem więc z mego ciasnego łoża i przechodząc po starej spłowiałej wykładzinie doszedłem do okiennicy. Wyglądając za okno ujrzałem niepoliczalną grupę ludzi maszerujących w szeregach w stronę centrum miasta. Nosili oni różne, nowsze oraz starsze mundury w różnych kolorach. Od pruskiego błękitu, żółtego, brązowego aż do kruczej czerni. Niektórzy z nich trzymali w rękach strzelby, kije, czy sierpy oraz inne narzędzia służące w rolnictwie. A pewna grupa ludzi machała flagami różnych kolorów, często lecz nie zawsze z różnorakimi czarnymi symbolami na środku. Większość z nich z daleka jednak wydawała się być czysto, niebieska, czerwona, zielona lub czarna. Dopiero kiedy kolumna się zbliżyła do mego położenia mogę stwierdzić istnienie owych symboli. Na przodzie każdej mniejszej grupy maszerujących trzymają banery, niestety z wysokości mego mieszkania nie mogę odczytać ani jednego hasła. Widząc że w końcu coś się dzieję, oraz fakt tego że nic nie mam do stracenia. Pobiegłem ubrać się oraz zszedłem na ulicę aby dołączyć do tłumu. I tak też kolejny krąg rozpoczął swój bieg. Ludzie idą by walczyć o swe idee na ulicę. Zadanie to wydaje się być jakże banalne. Ot, przebić się przez małą grupę niezłomnej policji oraz wymierzyć sprawiedliwość dla tych którzy na nią zasługują. Jednak po paru dniach nowy rząd ustalony przez lud natrafił na swoich największych wrogów. Wspomniane przed chwilą społeczeństwo. Jak ostatnim razem udało się członków starego rządu zamknąć w więzieniach. Tym razem nie obyło się od malowania domu prezydenta na krwistą czerwień. Mijały więc miesiące, wraz z nowym tygodniem pojawiała się nowa, kolejny raz prawa władza. A problemem jakim staje się wówczas stara czołówka kraju, rozpływa się w powietrzu, praktycznie sama z siebie. Raz z kolorem oraz kierunkiem w cyklu życia drzew tak zmienia się nastawienie coraz to nowszych ludzi. Raz krzyczących tak a potem nie. Podziwiając to co się wokoło mnie dzieję, czasem mam chwilę pomyśleć, o sprawach ważnych i ważniejszych. Wspomniałem przed chwilą o sprawiedliwości. Więc też o niej napisze jako iż słowo to straciło jakiekolwiek znaczenie w na stałych nas czasach. Momentami mogę zauważyć na ulicach pojedynki. Tych którzy w jednej ręce trzymają złoty krzyż a w drugiej ostrze oraz po odwrotnej stronie można by powiedzieć że tych samych ludzi. Jedyną różnicą jest fakt iż ci mają zawsze jedną rękę wolną i walczą aby w końcu pozbyć się drugiej strony, czyli z resztą to co robią ich przeciwnicy. Chociaż ich bitwy są w pełni na marne. Ponieważ nie ważne która strona wygra, koniec w końcu wszyscy z nich, w zależności od źródła istnienia będą palić się na wieki lub spadać w nicość. Na ulicach często przebywają społeczności które starają się namówić ludzi na obalenie wszystkich rządów i wprowadzenie totalnej anarchii. Co też mnie szokuje, ponieważ nie może być większego chaosu oraz bezprawia jakie panuję teraz w naszym kraju. Rewolucyjne idee zawładnęły każdą dziedziną życia. I przynoszą fascynujące efekty. Ci którzy są wielcy, dominujący nad resztą, można by było stwierdzić bogowie na ziemi. Walczą o to aby umrzeć poprzez zgniecenie ciała swą własną wielkością. A ci słabi, mali, larwy społeczeństwa które tarzają się w swym własnym śluzie, domagają się bycia zdeptanym przez obuwie. W partii której celem według nich jest usunięcie chwastów społeczeństwa. Po dokonaniu właśnie tego, drugi najważniejszy człowiek w tej społeczności, przywódca lokalnej bojówki. Po uzyskaniu życia pełnego bogactw oraz wielbienia ze strony jego armii, położył się w swych łożach aby zasmakować trochę rozkoszy. Właśnie w tym momencie jego największy przyjaciel wtargną do jego mieszkania i zakończył jego żywot długim nożem. Po tym akcie on i jego rodzina została określona jako wrogowie stanu. A wszystkie taśmy filmowe zawierające jego przemowy zostały spalone wraz z książkami które zagrażały reżimowi. Patrząc na wschód kraju, żył tam kiedyś pewien rewolucjonista którego celem było likwidacja klas wyższych. Co udało mu się dokonać z łatwością. Jednak po pewnej nocy u władzy obudził się oraz zdał sobie sprawę że sam teraz należy to tych których zwalczał. Uciekł więc on na zachód. Lecz jego los był już przesądzony, zmarł tak jak prowadził swe życie. Ciosem czekanem w tył głowy. Jest to wieczne tango bez jakiekolwiek celu oraz honoru. Lecz jednak nie każdy kto walczy o swoje w można by powiedzieć sposób rewolucyjny jest zły. Ci którzy zamknięci są za siatami najzimniejszych obozów, Kurdowie, Afganie. Wykrwawiają się w cieniu. Bez jakiekolwiek zauważenia. Ponieważ ci co tak naprawdę cierpią są nie widoczni. Zasłania ich widok tych których uznaje się za cierpiących. Lecz jednak oni budzą się co ranka w wielkich pałacach oraz myją się w złotych wannach. Ponoć to ja nie ty, my nie wy jesteśmy zgorszeni. Chociaż w tym systemie jestem dla was właśnie obcy, a wy dla mnie. W pewnym momencie żar znikną. Kraj został pozbawiony większości jego mieszkańców. Nie ma w nim już miłości, wiedzy, przyjaźni. Wiele dzielnic które dawniej tętniły życiem, teraz to nierozpoznawalny gruz. Z którego pewnego dnia wyszedł młody chłopak. I patrząc na swe szare życie stwierdził, że pora na rewolucje. I tak wszystko rozpocznie się po raz kolejny. Tak już zostać musi jeśli chcemy być obojętni na to co nas z pozoru nie dotyczy. Lecz nadzieja nie umrze, bo jeśli to się stanie. To nie będziemy się różnić niczym od psów i kotów, przerażonych każdym dźwiękiem wiatru szumiącego po za domem. Kamil. P 06.01.2023
  3. Stwór – czyni Wąską ścieżką przez ogródek idzie sobie krasnoludek. - Dokąd idziesz, mój malutki? - Idę do swej krasnoludki. Okno z przymrużeniem oka patrzy na ogromne kałuże. Niebo zasnute szarością oddaje deszcz w dobre ręce. Urok piękna podpełza cicho Rytmiczne, jak upadłe liście, pląsa przy wiatru etiudzie. pisarka łapie chwilę w strofy. Widzi krasnala, mysz i kota zawinięte w opary snu cukierkowych niespodzianek i wahań niesfornej baśni. Z opieszałego cudu, wynurza się historia: Trzech z rycin dla wystraszonych Dzieci. Oglądają dobro utkane ze zła parzącej szaty Dejaniry, zatykającej ból unicestwienia Słychać ciche - wąską ścieżką… wyryte przez talent. J. A.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...