żyła z dwoma jak z jednym
stos scheda w mnie płonie
grzech
nie potrafiła wybrać
bryły zdarzeń
biją o wdowią kotę
pośród iskier zarysowując łeb
to nielinijny znak
widny w mej twarzy gestach
w gołoborzach paprochów pod powiekami
zamknięty kwadrat nieleczalnych myśli
efemerydalne miłostki
zatrzaskują się raz po raz
zrywa czasem przed świtem
moje ciało świecące
kolejna nadzieja
by umierać jak teraz na niskim łuku dnia
bardzo później jesieni
nie mogę nic spostrzec
i nie dlatego że dni nocne ciemno białe
wziąłeś mnie na orbitę
rozbierasz kwazarem myśli
ścigając po nagim ciele
wsuń dłoń lepkość
przez ciebie
nie potrafisz wybrać