Wszystko tak się zmienia,
Czasem bez przyczyny,
Lecz częściej istnienie
Zmieniają zwykłe czyny.
Ot, psiaka weźmiesz,
Przytulisz do serca
I czujesz jak pustki brzemię
Wypełnia ciepło, a więcej
Prawdy w liźnięciu językiem
Niż w eonach nocy nieprzespanych
Zdobionych bólem i bezgłośnym krzykiem.
Tak patrzy na mnie
Jak Ty, we Wrocławiu, w barze z obiadem.
Anioł kładzie dłoń na mojej ranie.
Płaczę, bo nie czuję bólu nagle.
Widzę go, ciężar nadal nie spadł,
Smutek przygniata sens świata,
Ale ból ten bystry psiak ukradł
I rozszarpał, jakby był ze szmaty.
Kochana moja, jedyna dziewczyno,
Miłość do ciebie ma chwilę wytchnienia,
Bo Tomo mi zesłał ktoś z góry, tej w Niebie.
Teraz przynajmniej bez tego całego cierpienia
Czekam na koniec dnia. Choć nic to nie zmienia,
To teraz jesteśmy szczęśliwi, i ona j ja.