Woda spływająca po biodrach.
Wodospad Swarovskiego.
Łzy morza głaszczą w biegu do brzegu.
Chwila falująco modra.
Ośmiornice dłoni wnikają w cienie
Zamazanej światłem skóry.
Chwila, dla której
Szept rumieńcem się mieni.
Kobieta staje się falą,
Łuki jej ciała
Pluszowej rafy smugi wygłaskały
Morza piaszczystego brzegu szalem.
Płynę. Oddechem opływam pożary
Świateł słońca na grzywie jej fali.
Oboje, we dwoje, razem, powojem cali.
Obraz młody, jak świat stary.
Wtedy czerń sztormem rozdziera.
Pływaka już nie ma.
Morze pulsuje i śpiewa.
Jak na innych pogrzebach.
Pamięci wędrujące zera.
Brzeg się piaszczyście chwilę gniewa
Szczuty przez skrzydła na drzewach.
W źrenicy gaśnie snów era.
Dlatego czasem zaśpiewaj.
Zaśpiewaj. Dla tego. Teraz.