To ciało smagane kolejną dekadą
Szkaradnie się zmięło, od biedy założę
Nie sposób wyplenić – na stałe przywarło
Doń siódme nieszczęście, ja – dziecko strapione
Oczyszczam się krzykiem, przeżywam na wylot
Pękają fastrygi w rytm pieśni wisielczej
Wracają wspomnienia, jak dobrze się żyło…
Choć z wierzchu wciąż rdzawa, jaśnieje mi wnętrze