Godzinami błąkam się po mieście, niczym liść
Posuwany wiatrem na chodniku, tam gdzie serce mnie zawieje;
Jestem chory na bycie.
"Oby ktoś mnie zaczepił, okradł, kości złamał."
Znów czuje się jak ten Stach...
Jak cię spotkam, najlepiej będzie jak pobije,
Może i mnie zabije?
Skonam szczęśliwy, jakby widząc własne dziecko.
I nawet bym nie wierzgał.
Lecz w szkole, koło ludzi, myśli biorą wolne.
W głowie jest cisza, w sercu sielanka (zazwyczaj).
Tylko ręce się palą, ale do roboty.
Jak mordował, tak teraz jej widok ukoi.
Gdy jestem z moją babcią,
Robię jakby Mozart grał — w duszy harmonia brzmi.
Ból mogę z serca zrzucić i wten rozbrzmiewa Grieg.
Jest dla mnie, jak egejski Syn dla Kretyńczyków.
Głównie pocieszy, lecz i zasmuci czy wnerwi.
Chyba bardziej miłuje mnie niż ja siebie sam,
A już na pewno bardziej niż własną osobę.
...To wten czym sobie zasłużyłem, gdy tak cierpię?