stała na stacji w gorącu piekielnym
a ze mnie pot spływał
czerwone poliki jak cegła rozgrzana
- z pieca martenowskiego Dziewczyna
po tak długich miesiącach
po tak strasznej rozłące
dyszałem sapałem w upale a
domniemana Panna figlarnie
wzrokiem za mną wodziła
- z pierwszego wytłaczania Oliwa
jakie oczy masz modre
jakże usta gorące!
aż tak zagięła na mnie parol
że choćby i przyszło tysiąc wierszokletów
i każdy napisałby o niej tysiąc epitetów
- to nie drgnąłby! – tej żądzy Ciężar
nagle – gwizd!
nagle – świst!
para – buch!
nagi – brzuch!
najpierw powoli – jak żółw ociężale
ruszyła na mnie niby ospale
szarpnęła za kołnierz i ciągnie z mozołem
i kręci się wierci na krześle pod stołem
i ciągle przyspiesza i coraz prędzej
i dudni i stuka łomoce i pędzi
………………………………………………………………………………………………………………………….
Ona
Lubię kiedy omdlewa w objęciu
Kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu
Lubię to – i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
Wyczerpany, zmęczony leżysz nieprzytomnie
- Tym razem zapłacę przelewem