Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'proza niepewna' .
-
Historia Psa Belli (moja pierwsza powieść) Po Krótce O Belli Bella to pies, który lubi psocić. Nieraz już mieliśmy z nią jakiś kłopot. Czasami potrafi wyprowadzić z równowagi całą rodzinę, naszych kolegów, znajomych, a nawet ludzi nam obcych. Gdyby miała ona problem jedynie z posłuchem, byłoby o wiele lepiej, ale bez przesady! Nie jest to przecież niebezpieczne stworzenie, chociaż rzeczywiście potrafi narozrabiać, zniechęcając przy tym nieświadomie do siebie. Winniśmy ją zrozumieć! Każdy kiedyś może zaszaleć. Prawda, lecz ten labrador przyprawia niekiedy wszystkich dookoła o zawroty głowy! Ów pupil ma krótką, biszkoptową sierść, klapnięte uszy oraz brązowe oczy, jednakże wcale nie puste! Cała moja rodzina, kiedy im się przygląda, mówi, że widzi w nich coś więcej, niż tylko czarną plamę. Bella należy do psów dużych, chociaż nazywamy ją pieszczotliwie malutką. Każdy właściciel kochający swojego zwierzaka uważa, iż jest wyjątkowy. Tak patrzymy na naszą suczkę również my. Jeżeli ów wstęp jeno zanudza kogoś na śmierć, oczywiście nie musi go czytać. Co najmniej trzy razy powtórzyłem fakt! Cóż dokładnie? Tłumaczenie tego będzie moim zdaniem zbyteczne, zaś przedmowę powinienem zakończyć właśnie tutaj. Reszty dowiecie się później. Wprowadzenie Się Belli W średniej wielkości mieście Otwocku, na małej działce, w niedużym piętrowym domu, mieszkała rodzina, składająca się z czterech członków. Po jednej stronie rósł nieduży lasek, w którym rosły przeważnie sosny oraz dęby, a prócz niego była już jeno ulica oraz kilka innych posesji. Mieli starego psa o imieniu Kinga, do którego byli bardzo przywiązani. Mało się razem bawili, ale mimo wszystko darzyli go miłością. Pewnego dnia ich pupil źle się poczuł. Kiedy zauważyła to osoba, będąca matką dwóch dzieci, natychmiast wezwała weterynarza. Niestety po około półgodzinie biedne zwierzątko zmarło. W końcu miało już swoje lata. Smutni z tego powodu domownicy zaczęli rozważać kupno nowego czworonożnego kompana, jednak przeciwny temu był tata Bartek. Miał krótkie, czarne włosy, inteligentny zarys twarzy, zielone oczy i lekką nadwagę. Uznał, że wychowanie szczeniaka to zbyt trudne zadanie dla dziatek, zatem temat został zamknięty. Dopiero po roku Janek, Tomek i Mama Ewa zaczęli ponownie prosić o pozwolenie na psa. W końcu ojciec ustąpił, więc mogły zacząć wymyślać dlań imiona, aby nie musieć łamać nad tym sobie głów, kiedy już go zobaczą. Gdy nadszedł upragniony dzień, wszakże wiedzieli, iż będzie to labrador. Dzieci oczywiście przebywały wtedy w szkole. Po Bellę pojechali rodzice. Wkrótce znaleźli się pod hodowlą. Byli zniecierpliwieni oraz podekscytowani. Pierwszy raz mieli zobaczyć przedstawiciela owej rasy. Poszli ścieżką usypaną z kamieni aż pod odpowiedni budynek – dosyć duży. W końcu musiały się tam pomieścić wszystkie rzeczy, niezbędne do wykonywania zawodu i pieski. Pod ścianą stał pewien człowiek, który rzekł – jeden egzemplarz za czterysta pięćdziesiąt złotych. Możecie wybrać szczeniaka, jakiego tylko chcecie! Pani Ewa podeszła do tego pana. Miała średniej długości jasne włosy i niebieskie oczy. Była szczupłą, niską kobietą. Poprosimy suczkę – rzekła. Pokaż nam proszę wszystkie, jakie masz. Hodowca, spełniając tę zachciankę powiedział – dokonajcie zatem ostatecznej decyzji, bo jak zapewne wiecie, nie będzie już odwrotu. Pragnę dodać, że nawet jeśli wasz pupilek będzie często chodził na randki, pamiętajcie co powiem tu i teraz. Żadnej sterylizacji! To wpłynęłoby na zwierzaka niesamowicie źle! Czy moją winą jest, iż po dokonaniu ów zabiegu psy zaczynają zachowywać się nienaturalnie? Widzicie te niewinne stworzenia?! Chcielibyście choćby jednemu z nich zniszczyć życie takim okrucieństwem?! Zapadła cisza. Nikt przez zgoła dziesięć minut nie wymówił ani słowa, ponieważ przemowa, która miała przed chwilą miejsce, zamurowała wszystkich, znajdujących się w pobliżu. Wkrótce pani Ewa postanowiła wreszcie dokonać wyboru. Rzekła – poprosimy tamtą o jasnym futerku. Jest taka piękna i słodziutka! Tomek i Janek pewno będą szczęśliwi! Hodowca, usłyszawszy co mówiła, wyjął z kojca ów śliczne szczenię, a następnie podał je kobiecie. Zadowoleni? – zapytał. Mam nadzieję – odpowiedział pan Bartosz. Tak więc państwo pożegnało się z człowiekiem, który sprzedał im Bellę, a następnie zapakowało pieska do samochodu i zabrało go ze sobą tam, gdzie mieszkało. Kiedy byli już na miejscu, oboje wysiedli. Wszakże biszkopcik, bo tak również suczka była nazywana, nie wiedziała, cóż takiego się tu dzieje, zatem pani Ewa musiała jej pomóc. Po wejściu do domu piesek zauważył talerz z jedzeniem. Oczywiście wszystko w mig zostało wyczyszczone. Nikt nie zamierzał karmić szczeniaczka stresując się, że umrze z głody, dlatego jeden członek rodziny zrobił to wcześniej. Gdy młodszy syn Janek wrócił ze szkoły, zjadł szybko jak wicher obiad i zaczął głaskać Bellę oraz podkładać jej pod pysk zabawki, aby się nie nudziła, jednak ona nadal odczuwała niepokój. Miał krótkie, blondwłosy, niebieskie oczy i inteligentny zarys twarzy. Był energiczny i szczupły, Pewno myślała sobie – tamten osobnik gdzieś mnie oddał! Co mam teraz począć? Przenieśli mię gdzieś, lecz gdzie? – Dlatego była trochę smutna i zaniepokojona. Kiedy przybył starszy synek Tomek, również prędko spożył danie, a następnie zainteresował się szczenięciem. Miał ciemne włosy, oczy koloru morskiego i inteligentny zarys twarzy. Wyglądał na wychudzonego. Zobaczył, jak jego mama dała psu ryż z warzywami, z mięsem oraz z jajkiem. Nagle w domu zapanował bardzo wesoły nastrój. Bracia byli przeszczęśliwi! Ów labrador strasznie im się podobał i z zachowania, i z wyglądu. Leżeli przy posłaniu suczki aż do późnego wieczora. Wkrótce Janek powiedział biszkopcikowi – nadaję Ci imię Bella. Chwilę później on i Tomek zaczęli odrabiać lekcje, następnie poszli się myć, aż w końcu położyli się spać. Drugi Dzień Z Bellą Pierwsza wstała mama dwóch synków. Postanowiła przyprowadzić Bellę do pokoju Tomka, aby go obudziła, gdyż musiał już wstawać. Suczka szurając łapami, wykonała swoje zadanie, ale potem… Zaczęła nań skakać z radości jak oszalała! On ją głaskał, lecz bał się, że naskakując na niego zrobi mu krzywdę. Pani Ewa próbowała uspokoić pupila. Wkrótce dała radę. Syn jej powiedział – od lat nie dotykałem żadnego psa. To właśnie dzięki niej przemogłem się i przestałem panicznie bać się ich! Wczoraj był mój pierwszy raz! W dodatku ona jest piękna, słodziutka oraz kochana! Szczeniaczek zbiegł po drewnianych schodach na dół, skręcił w prawo. Dreptał swoimi krótkimi nóżkami, aż wreszcie dotarł do stołu. Bella skręciła w lewo, a tam ujrzała wiklinową misę pełną cebul. Wzięła sobie jedną, poszła na dywan leżący w salonie i zaczęła ją jeść. Kiedy przyszła tutaj mama ze swoim starszym synkiem, zauważyła, że łakoma suczka coś je. Niestety musiała ją skarcić. Wtem suczka podeszła pod drzwi od sieni, zaczęła nań skakać i przy tym skomleć. Dla domowników było jasne, iż ona po prostu jeszcze tęskni za swym dawnym domem – hodowlą. Kiedy obudził się młodszy, zawołał mamę, zatem pobiegła doń na górę, zabierając ze sobą biszkopcika, który dopiero co narozrabiał. Bella wbiegła jak szalona do jego pokoju i rozpoczęła skakanie. Wszakże nie mogła go dosięgnąć, gdyż była jeszcze zbyt mała, aby zdobyć łóżko. Gdy wstał, obiektem jej zainteresowań stał się właśnie on. Pani Ewa usiłowała ją uspokoić. W krótce się udało. Janek i Tomek musieli właśnie wychodzić, a ich rodzicielka – nakarmić psa, który oczywiście popędził tam, gdzie zostawił swoją cebulę. Kiedy kobieta zeszła na dół, zastała oblizującego się szczeniaczka. Wiedziała bowiem, co przeskrobała, lecz poranną porcję ryżu z warzywami, mięsem i jajkiem oczywiście dostała. O około godzinie trzynastej popołudniu, mama postanowiła pójść po swojego młodszego syna z Bellą do szkoły. Wiedziała, iż sprawi mu w ten sposób przyjemność. Założyła więc pieskowi czerwoną obrożę i tego samego koloru smycz, aby nie narozrabiała. Wszak ciężko przewidzieć wszystko, co się może wydarzyć. Kiedy matka otworzyła drzwi frontowe, rączka wysunęła jej się z ręki, a suczka, która właśnie poczuła się wolna, pobiegła na trawnik, który był przed domem i… Zaminowała oraz podlała jego fragment! Pani Ewa nie potrafiła ukryć swojej złości. Postanowiła również lekko klepnąć czworonożnego rozrabiakę, aby ją ukarać. Gdy wreszcie udało jej się wyjść po Janka razem z pupilem, zauważyła, iż przyniesie to jeszcze jedną korzyść. Biszkopcik miał teraz szansę, by móc zapoznać się z nieznanym dla niej wcześniej otoczeniem, obwąchując je. Przyjemne było bowiem przyglądanie się radosnemu zwierzaczkowi. Nagle do szczeniaczka podszedł jakiś chłopiec, który spytał – Czy mógłbym go pogłaskać? Strasznie mi się podoba. – Co wywołało szczery uśmiech u właścicielki. Oczywiście – odpowiedziała. Ona jest łagodna i lubi dzieci – dodała. Malec uśmiechnąwszy się, zaczął dotykać Bellę. Merdała ogonem, zatem była doń przyjaźnie nastawiona. Wkrótce kobieta powiedziała – muszę już iść. Zaraz mój synek będzie miał pretensję, gdyż istnieje ryzyko, że się po niego spóźnię. – Rozpogodzone dziecko odparło – rozumiem. Pa piesku! – Zawołało i poszło do swego domu, a pani Ewa ruszyła dalej. Kiedy dotarła, Janek właśnie wybiegł ze szkoły i zawołał. – Mamusiu, przyprowadziłaś naszego biszkopcika! – Od razu zrobił się bardzo wesoły i wszyscy razem przeszli się kawałeczek, aż dotarli w odpowiednie miejsce. Synek nie spodziewał się, że zobaczy na fragmencie trawnika dzieło ich pupila. Jego maciora rzekła – teraz winnam pójść po twojego brata. Oczywiście zabiorę ze sobą szczeniaczka, który zdaje się być najgrzeczniejszą suczką pod Słońcem – zażartowała. Wiedziała, iż prawda wygląda inaczej. Gdy doszła, Tomek miał akurat lekcję wychowania fizycznego, co doskonale wiedziała, ponieważ dobrze znała jego plan, a w dodatku przed wyjściem upewniła się. Po głośnych krzykach domyśliła się, że klasa jej starszego syna wyszła na boisko. Kiedy udała się w odpowiednią stronę, ujrzała dosyć dużą grupę dzieci biegnącą w stronę Belli. Wszyscy byli zauroczeni ich labradorem. Pani Ewa spytała nauczycielkę – gdzie przebywa mój syn? – Ona odpowiedziała – powiedziałam mu, że jesteś, gdyż Cię zauważyłam i pozwoliłam się przebrać. Dzięki temu szybciej go zabierzesz. – Po około minucie zjawił się jej chłopiec. Wydawał się zmęczony, zatem prędko wyruszył ze swoją mamą do domu. Późnym wieczorem, gdy domownicy mogli już odpocząć, suczka znalazła się w kuchni, położyła się, a następnie mordkę ułożyła na podłodze. Tomek, zauważywszy to podbiegł doń mówiąc – Monio! Muszę przytulić – Kiedy zrobił, co zamierzał, szczeniaczek postanowił zmienić miejsce wypoczynku. Znalazła je prędko. Gdzie? Pod stołem! Mama powiedziała jej starszemu synkowi – zostaw ją, proszę. Ona również przeżyła dzień pełen wrażeń – Dziecię usłuchało i rzekło – masz rację, powinna kiedyś znaleźć chwilę dla siebie, tak jak my. Szalona Zabawa Minęły dwa dni. W sobotę dzieci miały wolne od zajęć lekcyjnych, jak to bowiem zawsze, z pewnymi wyjątkami tego dnia się zdarza. Mogły więc pobawić się ze swoim pupilkiem. Przyszły więc pod posłanie biszkopcika i… Nie było jej! Bracia zastanawiali się chwilę, cóż takiego się wydarzyło. Wkrótce drzwi frontowe otworzyła ich mama, która właśnie wróciła do domu. Wpuszczając ją powiedziała – Bellusia ma czerwoną szyję. Podejrzewam, że zawiniła obroża. Przecież ona jest właśnie w tym kolorze. Jej futro się od niej zabarwiło! – Chwilę po przemowie pani Ewy, przez wrota wbiegła suczka. Pan Bartosz wyszedł na dwór i zobaczył coś, co go trochę zdenerwowało. Przy wejściu do domu leżał niebieski worek foliowy, a przy nim cała sterta śmieci, którą ktoś lub coś musiało wysypać. Nietrudno było się domyślić, czyja to była sprawka. Mężczyzna poczerwieniał ze złości, złapał biednego szczeniaczka za obrożę i… Zamknął labradora w sieni, jakby skradła jakiś drogi kryształ! W dodatku krzyknął doń – niedobry pies! Jak tak można?! – Reszta domowników osłupiała. Dzieci zaczęły rozpaczliwie prosić, aby wypuścił Bellę, ale on rzekł – suczka zachowała się niegrzecznie i musi ponieść karę! Spójrzcie prawdzie w oczy! Postąpilibyście tak samo albo podobnie, gdybyście właśnie wy musieli poń później posprzątać! Po około półgodzinie biszkopcik został wypuszczony z ciasnego pomieszczenia. Bracia natychmiast do niej podeszli z zabawkami i zaczęli je rzucać, aby one je złapała w pysk. Labradory potrzebują dużo ruchu i bardzo lubią się bawić, dlatego odkąd w ich domu pojawił się ów pupil, raczej nie było czasu na nudę. Niestety istniał pewien problem. Zwierzątko lubiło gryźć wszystko, co popadnie. W pewnej chwili czworonóg zaczął ruszać swoim noskiem, a następnie podreptał za stół, który stał w jadalni i wrócił z… Z cebulą w pysku! Kiedy Pan Bartosz zauważył, że Bella zaczęła gryźć ostre warzywo powiedział – chodź tutaj! Oddać to! – Pozostali członkowie rodziny znów znieruchomieli. Suczka ani myślała wypluć swoją zdobycz, więc schowała się z nią pod bujanym fotelem, wykonanym z drewna. Wszak nie był on duży, ale taki szczeniak jak ona, mógł wykorzystać go, do ukrycia się. Gdy mężczyzna ją złapał, było już za późno. Po cebuli nie zostało ni okruszka. Tata Janka i Tomka postanowił wymierzyć sprawiedliwość. Biedny piesek dostał od niego kilka klapsów gazetą, a następnie zaciągnął labradora za obrożę do sieni. Dzieci zrobiły się smutne. Mama powiedziała – jak mogłeś ją tak potraktować?! Ona jest żywym stworzeniem! Powiedz, co byś zrobił, gdyby to Ciebie ktoś czymś pobił, a później zamknął w ciasnym pomieszczeniu, niczym mordercę w więzieniu?! Przemyśl swoje postępowanie! – Wszyscy zamarli, zaś Bella zaczęła skomleć. Kobieta ją wypuściła. Jej mąż rzekł – dlaczego?! Ma uświadomić sobie, że źle zrobiła! – Ów zdanie wywołało oburzenie u dziatek. Teraz suczka miała prawo czuć się, jakby była w zakładzie karnym. Wieczorem bracia postanowili zrobić coś, żeby pocieszyć szczenię. Obaj podeszli do posłania, w którym suczka właśnie odpoczywała i położyli obok niej kilka pluszowych zabawek oraz nieduży kocyk. Biszkopcik pewno pomyślał – pragną się ze mną zadawać, lecz nie mam ochoty. Ich ojciec z nich mnie obił i zaprowadził w jakieś smutne miejsce. Cóż, wybaczam mu, a mam zamiar korzystać z każdej okazji, by uszczęśliwić mych właścicieli. – Nagle czworonożna przyjaciółka rodziny wstała, chwyciła zielonego gumowego ananasa i podała go chłopcom. Uśmiechnęli się, gdyż lubili spędzać czas ze swoim pupilem. Rzucali jej na zmianę różne gryzaki. Nagle Janek sięgnął po coś trochę innego – kulkę przywiązaną do metrowego sznurka – i rozpoczął siłowanie się z Bellą. Wszakże im dłużej zabawa trwała, tym pies bardziej szalał. Wkrótce labrador zaczął biegać, gdzie popadnie. Pani Ewa rzekła – brawo, zrobiliście z niej zwariowaną suczkę. – Bracia bardzo się uśmiali, gdyż było z czego. Ich zwierzaczek zachowywał się, jakby coś go opętało. Chwilę później jednak przestał, ułożył się w swoim mięciutkim posłaniu i zasnął. Pierwsza Akcja Obronna Następnego ranka, dzieci postanowiły wyjść ze szczeniaczkiem na podwórko. Tylko uważajcie! – Zawołała mama chłopców – to jeszcze maluch! – Tomek rzekł – spokojnie, nie ma się o co martwić. Obronimy ją, jeśli zajdzie taka potrzeba. Kiedy bracia wyszli już z domu, zauważyli swego ojca, który ich zapytał – dlaczego wypuściliście labradora? Zaraz znowu zabrudzi trawnik! – Będziemy ją mieć pod kontrolą – powiedział Janek, a następnie wziął piłeczkę tenisową i podał suczce, aby mogła zapoznać się z nowa poznanym przez nią przedmiotem do zabawy. Nagle biszkopcik wywęszył kogoś pachnącego alkoholem i zaniepokoił się, gdyż Zwierzaczek nie wiedział, cóż czynić. Wtem Pani Ewa wyszła do synów i spytała – czemu Bella biegnie w stronę furtki? Obiecaliście ją pilnować! Zawsze jakaś osoba przechodząca obok działki, może napaść na psa! – Czworonóg rozmyślał, co robić. Wtedy usłyszał pewien dziwny odgłos, który wydawał owczarek niemiecki, przebywający w pobliżu. Szczeniaczek spojrzał, ażeby odkryć, w jakim celu wydaje ów odgłos. Labrador zobaczył, że za pomocą tego dźwięku, biegnąc zarazem w stronę uciekającego człowieka, odstraszał go. Suczka postanowiła zrobić to samo. Uważała, iż powinna odpędzić dziwnie pachnący obiekt. Nagle zaczęła wydawać z siebie zduszony pysk. Przechodzień nie wpadł w panikę, ale uciekł, by nikt nie zauważył, że jest nietrzeźwy Bracia podbiegli do pupila. Janek zawołał – umiesz szczekać! Możesz teraz bronić naszej działki! – Wszakże dopiero zaczyna – wtrąciła pani Ewa – wkrótce jednak będzie potrafiła pilnować. Cała rodzina zaczęła wtedy głaskać swojego czworonoga i mu gratulować. Zwierzak pomyślał – Kiedy nazywają mię dobrym psem, są ze mnie dumni oraz zadowoleni! Nauczyłam się czegoś nowego! Cieszę się, że rozpoznałam, cóż takiego oznacza ów odgłos. Nowe Zabawy Minęły zgoła cztery tygodnie od chwili, w której labrador pierwszy raz postawił łapę w domu swoich właścicieli. Szczeniak urósł o parę centymetrów, ale nadal był nieduży, a poza tym chyba nic się nie zmieniło. Tomek i Janek, znudzeni monotonią życia, postanowili wprowadzić jednak kilka zmian. – Zaczęli ganiać się z pupilem, wychodzić z nim czasem na dwór oraz wymyślać nowe zabawy. Pewnego dnia, kiedy uciekali przed Bellą, coś im przyszło do ich głów. Niestety nie był to ani trochę mądry pomysł. Młodszy syn pani Ewy rzekł – biegnie za mną! Ratuj! Zaraz mnie zagryzie! – Starszy odparł – Wtedy zacznie mię ścigać! Przykro mi, lecz musisz poradzić sobie samemu. – Przez chwilę obaj mieli wątpliwości, co zrobić. Pan Bartosz powiedział – tylko nie pozwólcie sobą rządzić! Później będziecie mieli problem! Ona przestanie was słuchać! – Bracia zignorowali swego tatę i ponowili próbę ucieczki przed pupilem. Tomek wdrapał się na kanapę, znajdującą się w gabinecie. Bella pognała za nim, a on zaczął doń mówić – labradorek! – Tak właśnie powstała nowa, niewłaściwa zabawa. Minęła godzina, zaś chłopcy znów odczuli potrzebę wymyślenia czegoś nowego. Biszkopcik właśnie leżał w kuchni z otwartymi oczyma. Janek poszedł do salonu i przybrał pozycję leżącą. Kiedy suczka to zauważyła, zaczęła iść ku niemu, a gdy doń dotarła, próbowała gryźć jego buty. On nie chciał ich stracić, zatem się podniósł. Spodobała się taka forma rozrywki również Tomkowi, więc zrobił wszystko, co przedtem jego brat. Pani Ewa rzekła – nie róbcie tak! W ten sposób dajecie jej znać, iż może wami rządzić! – Pan Bartosz przytaknął swojej żonie i dodał – takie zabawy są niebezpieczne i jest szansa, że się źle skończą dla nas wszystkich! Lekko zmieszane dzieci poszły więc zająć się swoimi sprawami. Wieczorem, gdy bracia ponownie przyszli pobawić się z psem, ona ich zaskoczyła i zaczęła ganiać. Obaj postanowili wejść na jeden fotel mając nadzieję, iż da im spokój. Niestety szczeniak nie odpuścił. Przyszedł tam, gdzie ukryli się przed nim bracia i rozpoczął gryzienie kapci, które były jedyną rzeczą, jaką chłopcy mogli się obronić. Janek, kiedy suczka właśnie go atakowała, zawołał – Belluniu! Nagle do salonu wszedł tata. Był niezadowolony i poddenerwowany, ponieważ jego synowie ponownie okazywali swemu pupilowi uległość. Natychmiast przestańcie! – Rzekł. – Jeśli będziecie bawić się w coś takiego ze zwierzątkiem, uzna siebie za waszego przywódcę! – To powiedziawszy, wypuścił biszkopcika z domu, a następnie podszedł ku dzieciom i dodał – bardzo chciałbym, abyście przestali tak się zachowywać, bo w ten sposób rozjuszacie ją! Nie pozwolę, byście stali się jej podwładnymi! Czy mogę spokojnie spać dzisiejszej nocy? Tomek odpowiedział – Oczywiście, że możesz, gdyż postaramy się wymyślić inne zabawy. Mam nadzieję – odparł ojciec – od tego zależą relacje między wami, a Belką. Następnego dnia o godzinie dziewiątej rano, chłopcy znów postanowili spędzić trochę czasu z psem. Zeszli doń po schodach, zaś ona już nań przy posłaniu dole czekała. Bracia musieli coś wymyśleć, aby ominąć szczeniaka. Janek uznał, iż najlepiej zrobią, kiedy się rozpędzą i prędko zdobędą oparcie kanapy. Gdy jednak ów czynu dokonali, suczka pobiegła za nimi i weszła na fotel. Przyglądał się temu Pan Bartosz i rzekł – Wiedziałem, że tak się stanie! Gdzie przed nią będziecie uciekać, tam ona się dostanie – Po skończeniu wypowiedzi, wziął gazetę z pułki umieszczonej nad kominkiem, zwinął w ją rulon i trzy razy dał biszkopcikowi porządnego klapsa. Pierwszy Uznany Spacer W południe pani Ewa uznała, że Belli przydałoby się trochę ruchu, zatem oznajmiła reszcie – mam zamiar zabrać pupila na spacer. To będzie dlań coś nowego, więc należy się odpowiednio przygotować. Kupiłam jej nową obrożę oraz smycz, gdyż od tamtego ekwipunku miała czerwoną sierść w okolicach szyi. Chciałabym zadać wam tylko jedno pytanie. Kto idzie ze mną? – Zgłosiła się cała czwórka. Wszakże dzieci pragnęły się przejść jeno dlatego, iż byłe ciekawe, jak ich szczeniaczek da sobie radę i z tego powodu spodziewali się wrażeń. Wiedzieli bowiem, że jest skłonna do wybryków. Kiedy rodzina znalazła się za furtką, biszkopcik nagle mocno szarpnął. Pan Bartosz, który ją trzymał, puścił smycz, ponieważ nie przygotował się na coś takiego. Labrador podbiegł ku sąsiedniej bramie i zaczął skakać. Chwilę później zza budynku, znajdującym się za tą bramą, wyłonił się czarny kot z kilkoma małymi i białymi cętkami, rozsypanymi po brzuchu. Właściciele Belli musieli błyskawicznie zareagować. Pani Ewa zawołała – niechaj ktoś złapie smycz i czym prędzej zabierze stąd naszego pupilka! Mężu, tyś tu najsilniejszy, dlatego spełnisz mą prośbę najlepiej. – Bracia przypatrując się tej sytuacji pomyśleli – rzeczywiście warto było pójść! Mężczyzna natychmiast zrobił, co mu doradziła jego żona. Wszak dopiero wyszli z domu, ale już zrobili się zmęczeni. Nagle mama Tomka i Janka rzekła – słuchajcie! Doskonale wiem, iż jesteście wyczerpani, lecz nie wolno się poddawać z takiego powodu! Szczeniak bardziej przywiąże się do nas, kiedy będziemy go wyprowadzali. Słyszałam, że psy najbardziej kochają tych, którzy wychodzą z nimi na spacery. – Pozostała trójka przyznała jej rację i zgodziła się dokończyć, co wszyscy zaczęli. Wszakże ona również opadała z sił. Po trzydziestu dwóch minutach Bella miała pierwszy raz przejść przez pasy dla pieszych. Gdy cała czwórka wreszcie nań weszła wraz z biszkopcikiem, ona zaczęła biec za pierwszym samochodem jaki ujrzała. Właściciele byli przerażeni, gdyż ich zwierzak właśnie igrał ze śmiercią. Nieoczekiwanie, labrador zszedł z ulicy i pobiegł ulicą, leżącą prostopadle do tej, przy której mieszkali. Pan Bartosz powiedział – przykro mi. Teraz winniśmy ją gonić. Jeśli jej nie złapiemy, jest szansa, że odejdzie w świat. – Dzieci wybuchły głośnym płaczem. Kiedy rodzina wyruszyła w pogoń, niesforna suczka właśnie doń wracała. Pani Ewa nalegała, aby zwierzak został bez kary, ponieważ bała się, że ponownie ucieknie. Mężczyzna był jednak innego zdania – Moim zdaniem należy się psu reprymenda! Powinniśmy dać mu uświadomić, iż źle zrobił – rzekł. Gdy po dwudziestu minutach odnaleźli i rozpoznali szczeniaka. Obeszło się bez klapsów. Właśnie wtedy rodzina jednogłośnie zadecydowała o powrocie. Na szczęście Bella nie narozrabiała już więcej podczas ów krótkiej drogi. Przemoc Minęło już bowiem sześć miesięcy od chwili, w której biszkopcik zawitał do rodziny Tomka, Janka, Pana Bartosza i Pani Ewy. Sporo się zmieniło od zakończenia pierwszego uznanego spaceru. – Szczeniaczek coraz częściej pozwalał sobie na wszelkiego rodzaju wybryki, miał dużo więcej zabawek, przestał tęsknić za hodowlą oraz oczywiście bardzo urósł. Właściciele uważali, iż nadeszła pora, aby oduczyć psa złych nawyków. Pewnego chłodnego, ale słonecznego dnia, o godzinie ósmej rano, dzieci postanowiły pobawić się z pupilem poza domem. Przez około czterdzieści minut kopali jej piłkę, a gdy nie chciała oddać, ganiali ją, chociaż czasami to ona ścigała ich. Kiedy jednak im się znudziło, ustalili, że Bella jest przestępcą i muszą zwierzaczka przywiązać za pomocą smyczy do plastikowego kija tak, żeby nie uciekła, co nie podobało się suczce, która pewno myślała – Było miło, ale już nie jest! Dlaczego zaczęli mnie dręczyć. Zrobiło mi się przykro – Labrador skomlał. Bracia się z tego śmiali. Nagle nadeszła Pani Ewa i powiedziała – Czemu męczycie biedaka?! Pomyślcie, jak wy byście się czuli, gdyby ktoś was podobnie potraktował! – Janek odparł – obiecuję, iż od teraz będziemy się z nią inaczej bawić. – Tomek oswobodził pupila i rzekł – Wybacz mamo, ale sądziłem, że to dobry pomysł. – Obaj dali szczeniaczkowi w ramach przeprosin po smaczku, a następnie wszyscy wrócili do domu. O godzinie czternastej trzydzieści sześć, chłopcy ponownie postanowili zająć się swoim zwierzątkiem, lecz tym razem w budynku. Rzucali jej różne zabawki, głaskali oraz siłowali się za pomocą kulki na sznurku. Kiedy Bella była już wystarczająco rozjuszona, wzięła kapcie Pana Bartosza, leżące obok sieni i podała je dzieciom. Gdy mężczyzna zauważył, co zrobiła, odłożył papucie, wziął pogrzebacz, dał psu kilka mocnych klapsów i zamknął w sieni. Bracia posmutnieli. Następnego ranka, chłopcy ponownie postanowili zabrać swojego pupila i z nim wyjść za drzwi. Bawili się ładnie przez zgoła czterdzieści dwie minuty. Wkrótce dom opuściła Pani Ewa, by popatrzeć, jak synowie zajmowali się biszkopcikiem. Nagle labrador szarpnął Tomka za prawą nogawkę, co go bardzo wściekło. Postanowił ukarać biedne zwierzątko. W tym celu wziął kostkę dużą brukową ze sterty i rzucił nią w szczenię. Jego mama była z tego powodu niezadowolona. Podeszła do młodego człowieka, który zdawało się, iż żałował, że sam wymierzył sprawiedliwość. Rzekła doń – Nie wolno tak traktować psa! Sprawiłeś jej duży ból! Biedaczkowi pęka teraz serce! Proszą ją przeprosić. – Bella wyglądała, jakby nie miała pojęcia, cóż się stało oraz co złego zrobiła, że dostała lanie. Winowajca poszedł po duży kawałek mięsa, a następnie dał go suczce, zaś ona mu wybaczyła. Zapłakany chłopiec obiecywał, że więcej nie powtórzy czegoś podobnego, a następnie wszyscy wrócili z podwórka do domu. Królowa Bella Nazajutrz Tomek pragnął coś wymyślić, aby pocieszyć pupila. Zawołał Janka i poprosił o pomoc. Wszakże członkowie rodziny często nazywali swoje zwierzątko królową, zatem chłopcy pomyśleli, iż mogliby traktować biszkopcika, jakby była władczynią psów. Wieczorem, kiedy rodzice wybrali się na dłuższe zakupy, braci przyszli do posłania suczka i zaczęli kłaść jej przy posłaniu preparowane kości. Labrador obudziwszy się wyszedł z azylu i wziął jeden z ów przysmaków, oczywiście największy, gdyż jest łakomczuchem. Po chwili zawołali szczeniaka do salonu, gdzie rozpoczęli szykowanie warunków pod koronację. Kiedy suczka zjawiła się w salonie, bracia wołali – niech żyje Bella! – Ona nie wiedziała, co się dzieje – nie rozumiem tych dzieci – zapewne pomyślała – kładą dookoła mnie moje zabawki oraz dają mi smakołyki. Dziwne rzeczy oni bowiem wymyślają. – Wtedy położyła się na dywanie i zaczęła korzystać z wygód, zapewnianych przez chłopców. Chwilę później Janek położył biszkopcikowi na głowie gumową obręcz jako koronę, jednakże pupil ją natychmiast z niej zrzucił. Tomek uznał, że wypadałoby spróbować jeszcze raz, ale się mylił. Było to dla zwierzątka niewygodne. Działalność braci dopiero się rozkręcała. Lada moment ustalili, że będą jej przynosić miski z jedzeniem, a nawet z wodą. Labrador pewno pomyślał – co dobre, łatwo dostępne! Dlaczego jednak nie mogli robić tak zawsze? Wszakże nie podoba mi się, iż zamęczają mnie na śmierć, ale jest z czego się cieszyć! Podsuwają pod nos, czego potrzebuję oraz głaszczą! Chwila! Chyba ja rządzę nimi! – Wszakże dzieci nie zdawały sobie sprawy z tego, że ich pupil zaczyna uważać się za przywódcę. Wtem rodzice wrócili do domu. Pani Ewa zobaczyła, cóż takiego chłopcy robią Belli i rzekła – Przestańcie!!! Pokazujecie szczeniaczkowi w ten sposób uległość! – Tomek odparł – Przepraszam. To był mój pomysł. Chciałem ją pocieszyć i sprawić, ażeby zapomniała o tym, jaką krzywdę jam jej wczoraj wyrządził. – Mama odrzekła – ona Ci zapewne wybaczyła, gdyż takie są psy, przebaczają! – Janek powiedział – możemy się z nią inaczej pobawić! Przecież istnieją inne metody, aby uszczęśliwić biszkopcika! Moim zdaniem znakomicie sprawdzi się zwykłe siłowanie, rzucanie piłek i gryzaków oraz głaskanie! – Jego starszy brat odpowiedział – właściwie masz rację. Okazywaniem czułości oraz zapewnianiem labradorowi rozrywki pokażę, że nie jestem dlań wrogiem, a przyjacielem. – Pan Bartosz, który przysłuchiwał się rozmowie, podszedł i wtrącił – najważniejsze, iż zrozumieliście swój błąd. Jeszcze zdołacie wszystko naprawić, jeżeli pokażecie, kto tu rządzi i przekonacie ją do siebie! – Tomek rzekł – od teraz postaramy się dobrze współżyć z naszym zwierzaczkiem. – Po minucie, bracia zaczęli bawić się ze szczeniaczkiem, jak zgoła obiecali. Wkrótce Pani Ewa zawołała – Widzicie? Takie atrakcje rzeczywiście najbardziej podobają się pupilowi! – Wszak Bella była zmęczona, lecz zadowolona. Pierwsza Randka Belli Gdy Bella miała już pełne dziewięć miesięcy, zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Suczka pozostawiała za sobą niekiedy niewielkie kropki krwi, czyli miesiączkowała. Kiedy mama chłopców zauważała jakąkolwiek plamkę, natychmiast szła ku pralni, by nabyć ścierkę, namaczała ją wodą w łazience, a następnie ścierała pozostawione przez pupila czerwone ślady. Pan Bartosz nie raz mawiał – należy psa wysterylizować, aby nie brudził. – Pani Ewa zawsze odpowiadała – bardzo zły pomysł! Pamiętasz, co powiedział hodowca, podczas kupowania labradora? Nie wolno nam jej poddać temu zabiegowi, gdyż mogłoby to rzutować na zachowanie naszego zwierzaczka! Ba, prócz tego istnieje ryzyko, że bolałoby biszkopcika aż po zgon! – Mężczyzna odparł – jak uważasz, ale ja radziłbym mimo wszystko zabrać pupila do weterynarza i poprosić o dokonanie czynu, dzięki któremu byt w tym domu będzie nieco wygodniejszy. Dzieci uważały, że nie powinno się Belli robić żadnej operacji, kiedy nie jest ona potrzebna, ponieważ nie uratowałaby suczce żywota, a jeno by go zepsuła. Sądziły również, iż mogłaby poń nie mieć ochoty na zabawę, jednakże te argumenty były zbyt słabe, ażeby przekonać nimi ojca. Następnego ranka bracia postanowili pójść razem z czworonóg za drzwi. Gdy tylko wyszli z domu, ich labrador zaczął węszyć. Nagle pobiegł w kierunku furtki. Chłopcy byli przekonani, że zwierzaczek zamierza bronić posesji. Niestety nie mieli racji. Przy bramie stał duży, ciemnobrązowy pies. Oboje rozpoczęli rozmowę, wpierw się obwąchując. Janek podszedł do biszkopcika i powiedział – nie ma ślubu! – Dla Tomek również zrozumiał, co się dzieje. Pan Bartosz zobaczył przez okno, cóż takiego kombinuje Bella, zatem wyszedł po nią, a skoro się nie słuchała, zaciągnął ją do azylu, ciągnąc za obrożę i postanowił ponownie porozmawiać z żoną o sterylizacji. Nic z tego – rzekła – nigdy się nie zgodzę! Czy ty chciałbyś, aby tobie ktoś pragnął to zrobić wbrew twej woli? Pewno nie! Zrozum! Ona może się bardzo zmienić po zabiegu i nie być już tolerancyjną, sympatyczną i chcącą się bawić suczką! – Jej mąż odparł – Posłuchaj mnie! Gdybyśmy się zdecydowali, nie musiałabyś poń ścierać plam krwi, zaś my nie musielibyśmy ich przeskakiwać! Zastanów się! Myślę, iż jako rozsądna kobieta się zgodzisz. – Nagle do domu wrócili bracia i wiedząc, co się tutaj dzieje, postanowili zacząć działać. Błagamy Cię tato, nie rób tego – powiedział Tomek – Pragniesz patrzeć na cierpiącego psa? Mamy nadzieję, iż nie! – Ojciec mimo wszystko zostawał przy swoich racjach. Janek zaczął wołać – o my nieszczęśni! Ach, biedna Bella! Będzie ją bolało I stanie się obojętna! Błagam! Powiedz, że żartujesz, a dążysz do wysterylizowania naszego czworonoga! Toż to odmieniłoby jej szczęśliwe życie, w byt pełen zmartwień! Proszę, przemyśl, co zamierzasz! – Ów wypowiedź została wysłuchana. Pan Bartosz zdecydował, iż prześpi się z tą decyzją. Urodziny Belli Trzydziestego marca, kiedy pupil ów rodziny żył już rok, Pani Ewa zaproponowała braciom, aby wyprawili psu urodziny, jednak ich tata twierdził, iż nie powinni, gdyż ten pomysł wydał mu się dziecinny. Czworonóg był tedy wszakże duży, prawie dorosły, ale nadal lubił się bawić. Mama rzekła do chłopców – Słuchajcie skarby! Bella ma dzisiaj swój dzień, dlatego bardzo bym was prosiła, żebyście się nią porządnie zajęli. – Janek odparł – Możesz na nas polegać! Potrafimy biszkopcikowi zapewnić rozrywkę! – dodał Tomek – Będziemy ją głaskać, bawić się oraz wymyślimy coś specjalnego. Pan Bartosz wtrącił – ja osobiście uważam, że nie winno się zwierzęciu urządzać przyjęcia, ponieważ jest niemyślącym stworzeniem – jego żona powiedziała – ona też to przecież umie. Jeżeli ktoś robi coś gorzej, nie znaczy, iż nie nadaje się do tego zupełnie. – Młodszy syn przyznał jej rację. Gdy rodzice pojechali zrobić większe zakupy, bracia zabrali się za zadanie. Labrador przebywał wówczas poza domem, dlatego musieli ją wpuścić. Ucieszyła się bowiem, kiedy otworzyli dlań drzwi wejściowe. Nagle chłopcy wzięli po jednej dużej, białej, preparowanej kości i podali pupilowi mówiąc – wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Bellusiu! Nie rozumiała zgoła, co doń mówią, ale poczuła się szczęśliwa, gdyż dostała przysmaki. Pewno pomyślała – Moi właściciele dali mi ogromną przekąskę! Sądzę, że zaraz się ze mną pobawią, zatem odłożę zapasy na później. – Uczyniwszy to biszkopcik popędził ku dzieciom, by jej zapewnili przeróżne atrakcje. Zaczęli się z nią siłować kulką, przyczepioną do sznurka, głaskać, rzucać gryzaki, ażeby je łapała, a następnie ponownie przynosiła braciom. Nagle Janek rozpoczął układać w salonie tort ze smaczków i pokazał go czworonogowi. Biszkopcik natychmiast poszedł jeść, gdy zauważył górkę, ułożoną z preparowanych kości. Był bardzo szczęśliwy. Kiedy dorośli wrócili, Pani Ewa podeszła do swoich synów i powiedziała – gratuluję poprawnie wykonanego zadania! Jeśli tak dalej będzie wyglądało nasze życie z psem, niewątpliwie pozostanie dla nas wiernym towarzyszem. Tomek Czesze Bellę Gdy Bella miała już półtora roku, była inna, niźli przedtem. Nie podgryzała, nie wchodziła na fotele, nie skakała, szczekała głosem dorosłego psa i nie uciekała podczas spacerów. Jednakże, pozostał jeszcze do rozwiązania jeden bardzo ważny problem. Labradora nikt nie pielęgnował. Pewnego dnia pani Ewa rzekła – pójdę wyczesać biszkopcika, gdyż zaistniała wyższa konieczność – ja mógłbym tego dokonać – odparł Tomek – jedyne co dlań robię, poza zabawą, głaskaniem to karmienie, dlatego uważam, iż winienem zaangażować się w ów obowiązek. – Jesteś pewien? – zapytała go mama – jeżeli się tym zajmiesz, suczka zapamięta, że właśnie ty ją pielęgnujesz, a kiedy się rozmyślisz i zapragniesz wycofania, sprawisz jej zawód. – Chciałbym poświęcić pupilowi więcej czasu i bardziej o nią dbać – ciągnął starszy z braci – Pragnę nawiązać ze zwierzaczkiem bliższe relacje. – Dobrze – odpowiedziała matka – w ten sposób krztynę mi pomożesz. – Wtedy właśnie oboje spojrzeli na merdającą ogonem Bellę. Domyślili się, iż potrzebowała szczotkowania. Pan Bartosz zawołał – Wiele mają dzieci w owych czasach roboty! Edukacja wygląda fatalnie! Dużo siedzenia, mało robienia! Wkrótce zabraknie chwil, które można by poświęcić labradorowi. – Racja! – Odrzekła jego żona – skoro jednak syn się zdecydował, niechaj czyni, co doń należy! Tomek poszedł do sieni, a następnie wziął odpowiedni przyrząd. Chociaż stary – poręczny. Nagle zaczął mówić – twa obroża jest śliczna, ze względu na wzory i ładną odcień czerwieni. Tyś, wszakże od niej piękniejsza, Bellusiu! Teraz rozpoczynamy czesanie! – Biszkopcik nie był przyzwyczajony, więc uciekał przed właścicielem, trzymającym w prawej dłoni szczotkę. Chłopiec rzekł – nie bój się, piesku! Dostaniesz w nagrodę kilka smaczków, ale ważniejsze, ażebyś nie cierpiała z powodu sfilcowanego futerka. – W końcu mimo trudności, pupil został wyczesany. Gdy pani Ewa zobaczyła wtedy suczkę, powiedziała – Ty robisz to lepiej niż ja! Rzeczywiście powinieneś ją pielęgnować. Powiedz jeno, jak się tobie poddawała – z początku stawiała opór, lecz później zachowywała się, jakby polubiła ów zabieg – odpowiedział Tomek. Jego mama się ucieszyła – winszuję Ci, synu – ciągnęła – wyjaw tylko, w jaki sposób postanowiłeś namówić zwierzaczka? – On zamiast się wysłowić, poszedł do sieni, a tedy dał jej pięć różnych smaczków. Nagle zaczął mówić – obiecałem czworonogowi przekąskę, ale prócz tego starałem się szczotkować delikatnie. Sterylizacja Kiedy Bella miała dwa lata i trzy miesiące, znowu pojawił się problem, z rozsiewaniem przez biszkopcika niewielkich plamek krwi. Relacje domowników z psem były wówczas pierwszorzędne. – ciężko wyobrazić sobie lepsze współżycie z pupilem – rzekła pani Ewa – nic już więcej nie jesteśmy w stanie zmienić, co nieodpowiednie bądź uciążliwe. Nagle do rozmowy włączył się pan Bartosz i wtrącił – można, a nawet trzeba zmienić jeszcze jedną rzecz. Należy zwierzaka wysterylizować, gdyż zapewni nam to choćby dwie korzyści. Labrador przestanie brudzić oraz randkować, przykładowo z tamtym dużym, chudym, ciemnobrązowym samcem – zły pomysł – odparła jego żona. – Skutki uboczne będą nieodwracalne i kto wie, jak szkodliwe! – Przesadzasz, złotko – odrzekł jej mąż – nie będziesz musiała poń ścierać w kółko tych śladów, które za sobą czasami zostawia! Powtarzam po raz kolejny, iż jestem absolutnie pewien, że jako porządna kobieta, zmienisz zdanie. Podczas drążenia tego tematu, dzieci bawiły się z Bellą. Nagle jednak musiały przerwać i przystąpić do obrony czworonoga. – Nie zgadzamy się na sterylizację biszkopcika! – Krzyknął Janek – pamiętasz, cóż takiego mówił hodowca? Mama nam opowiadała, więc wiemy! – Każdy ma prawo popełniać błędy – wtrącił tata – pomylił się! Taki zabieg jeszcze nikomu nie zaszkodził! Nie musimy się o nic martwić! Skontaktuję się z weterynarzem, ustalimy termin, poczekamy, zawiozę pupila, on jej zrobi operację, zadzwoni, abyśmy przyjechali, zaś potem ją odbierzemy! – Pan Bartosz wbrew woli reszty członków rodziny, wykonał zamierzony przez niego telefon, a gdy się dodzwonił, wyszedł z domu. Kiedy wrócił, powiedział – słuchajcie! Pies zostanie wysterylizowany już jutro w południe! Gdy pozostali to usłyszeli, zaczęli głośno i boleśnie płakać. Przed pójściem spać, Tomek zapytał mamę – czy możemy coś uczynić, ażeby Bella nie przeszła przez zabieg – Niestety nie – odrzekła – wizyta została zamówiona, a taty nie powstrzymamy – chyba mam pomysł – zawołał Janek – odwołamy weterynarza! – Matka załkała i – nic z tego! Chociaż… Chwileczkę… Jeżeli wstaniemy naprawdę bardzo rano i zadzwonimy z taką prośbą, być może damy radę! – Wtem wszyscy, łudząc się dobrą nadzieją, podążyli do swoich łóżek. Nazajutrz o świcie, pani Ewa podreptała po telefon i wykręciła odpowiedni numer. Gdy bracia się obudzili, przekazała im smutną wiadomość – nasze trudy są daremne! Ojciec mnie przyłapał i powiedział, iż on pragnie, abyśmy ją zabrali na operację. Sądzi, że to zabieg nieszkodliwy, a mi… Skończyły się argumenty! Nie ma rady! Musimy poddać suczkę sterylizacji! – Mama wyglądała, jakby była bezradną, najnieszczęśliwszą osobą w świecie. – Ciężko wam pewno, lecz się nie załamujmy! Po trzech godzinach, rodzina zawiozła Bellę we wskazane miejsce, gdzie czekał nań weterynarz. Samochód prowadził Pan Bartosz. Kiedy dotarli, z ciężkim sercem zostawili pupila w odpowiednim budynku. Pracownik rzekł – wiem, na co się zdecydowaliście i szczerze współczuję. Mam nadzieję, iż zdajecie sobie sprawę z tego, co robicie. Sposępniała rodzina postanowiła wrócić do domu i przygotować się przed odbieraniem labradora. Gdy przyjechali o odpowiedniej porze, by wziąć biszkopcika, zastali go śpiącego, ubranego w granatowy kaftan, chroniący przed urazami, zaś chwilę później, dłużej bowiem nie zwlekając, zawieźli, gdzie mieszkali. Kiedy suczka się obudziła, jeno jadła oraz piła, a prócz tego spała. Minął tydzień. Bella już wróciła do zdrowia, ale… Nie zachowywała się jak przedtem. To już nie było zwierzątko, które chętnie się bawiło z dziećmi i przebaczało domownikom popełnione przez nich błędy. Teraz pupil postępował inaczej. Pan Bartosz powiedział – przepraszam. Nie wiedziałem, że takie będą skutki sterylizacji. – Pani Ewa odrzekła – może jeszcze powróci do poprzedniego stanu. – Po minie kobiety pozostali członkowie rodziny stwierdzili, iż jeno łudzi się nadzieją. Następnego ranka, gdy bracia postanowili pobawić się ze swoją czworonożną przyjaciółką, nie okazywała entuzjazmu. Tomek postanowił pogłaskać labradora, jednakże, kiedy ją jedynie lekko dotknął, ona nań zawarczała. Jego tata rzekł do żony i synów – wybaczcie! Tego się nie spodziewałem! Już chyba nigdy nie będzie psem takim, jak przed operacją – cóż mieli począć bracia i ich matka? Mimo wszystko nie mogli jej oddać, ponieważ i tak ją kochali. Niestety, Bella nigdy więcej nie zaczęła interesować się dziećmi oraz panem Bartoszem. Wyglądało, jakby przestała tę trójkę kochać. Wszakże nie odwróciła się od pani Ewy, czego pozostali nie znosili. To koniec – ciągnął Janek – straciliśmy NASZEGO biszkopcika! Dlaczego wymyślałem krzywdzące zabawy? – Naprawdę bardzo żałuję, że rzuciłem w nią cegłą! – Wtrącił Tomek. – Ja zaś, iż nieustannie ją biłem pogrzebaczem bądź gazetą. – Tata dodał – może po zabiegu przestała nas nagle lubić, gdyż sprawialiśmy biedakowi ból? Jedno jest pewne! Labradora, który przebaczał, nie ma! ZAWINIŁEM!!! PODDAŁEM SUCZKĘ STERYLIZACJI, CO SZCZERZE, CHCIAŁBYM COFNĄĆ! – Nie da się – powiedziała jego żona. Hodowca ostrzegał. Cóż, jeśli się postaramy, prawdopodobnie przywrócimy czworonoga do dawnego stanu. Najważniejsze, to zrozumieć swój błąd!
-
- literatura dziecięca
- proza
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami: