Do wszystkiego się człowiek jak kat przyzwyczai. Do największego głodu, smutku, znoju, trwogi, osamotnienia, lęku i bólu, co pali. Świt, ni żaden Tezeusz, powrotu nie zrobi. Kiedyś plecak w użytku, dzisiaj kurzach spływa. W swoim kojcu leży pies, tylko je oraz śpi. Życie, same cierpienia — roboty Syzyfa. Życie żadna arkadia, krzyż nie Ilion — nie znikł. Kwiat wieku wita nagle, nie jak zgon Seneki. Niszczy oraz ratuje jednocześnie życie. Co potem następuje?... nie znam tyle męki. A może z dłutem życie inaczej planuje? Człowiek — tonący okręt, od dna odbije jak Polska. Spostrzegam, głupi ja, światło w tym mule.
Jakieś rady, co do poprawy? Byłbym bardzo wdzięczny. Dopiero zaczynam.