gdy w czerwcowe popołudnie
deszczu strugi płyną z nieba
w starą cembrowaną studnię
kropla deszczu z gradem świszcząc
się obciera
w taki dzień dla innych mokry
po podwórzu biegam boso
do utraty tchu - upadam
w perłach pluchy jestem cała
jakby w sosie
łąki aromatem siana
kapuśniaczek zwiewnie kuszą
rytmem mżawki krążą trzmiele
o promienie skrzydła ptaków
słońce proszą
dżdżą pogodę senną pluchę
kosmyk lata wypogodzi
z horyzontem płowej linii
suszę stopy mokrą suknię
wiatrem chłodzę
25 czerwca 2002r.