Wśród istnień z kryształu i bieli,
Stopami wybuchów zdeptanych.
Złączonych – w jedności zniszczenia,
Rozdartych, rozbitych, złamanych,
Bez formy już żadnej i kształtu,
Połysku, koloru, barwności,
Bez linii, sylwetki i bryły,
Bez piękna – i użyteczności,
Na przekór szkarłatom i czerni,
Pomrukom i gromom, i grzmotom,
I w gruzy zmienionym – pałacom,
Płomieniom – oraz samolotom
Na stosie kanciastych odłamków
Wciąż cała, choć krucha i mała,
Jak sama bezbronność jest krucha,
Filiżanka jedyna – została.
A w niej niczym krople żałoby
Popiołu szarego trzy ziarna,
To jedną stworzyła potrójność
Z tęsknotą i żalem – nostalgia…