Co niedzielę obiad, koło czwartej
przychodzą mama i ciocia na kawę i ciastko.
Jej modlitwy towarzyszyły mi od urodzenia
w każdym momencie życia:
żebym był zdrowy, żeby operacja się udała,
żebym zdał maturę, spotkał dobrą kobietę,
żeby była praca, a Bóg wybaczył grzechy ciała.
Na jej przykładzie
wiedziałem, czym jest miłość zwana Storge,
do której swój list napisał Oskar Miłosz.
Przyglądałem się jej zdziwiony,
bo była urzeczywistnieniem tego,
co przeczytałem w „Dzienniczku” św. Faustyny, w Ewangeliach i listach.
Słuchałem z zadowoleniem.
Nie mogąc przypisać jej tej samej świadomości,
musiałem uznać, że działa w natchnieniu.
Wśród niepowodzeń, wątpliwości i smutków wieku klęski,
obciążony schizofrenią i alkoholizmem,
staram się pamiętać jej słowa zachęty:
„Jeszcze kogoś spotkasz, ufaj”,
żeby spełniło się, że co ludzie, którzy stworzyli Boga i wszechświat,
nazywają instynktem i instynktem samozachowawczym,
my znamy jako Słońce Pamięci.