budzę
ciszę
powoli odgarniam sen
jeszcze ciepły
twoim dotykiem,
splątany z pościelą
za oknem dzień wstaje beze mnie
powoli odrzuca szaromglistą pierzynę
zagląda do środka
tylko czajnik gwiżdże na wszystko
w kuchni unosi się aromat kawy
miękki i zbyt blisko skóry
oplata mnie
jakby chciał być twoimi
dłońmi - bezczelny -
rozbudza mnie czulej niż
powinien
moja filiżanka - kapryśna arystokratka -
gardzi mlekiem,
pragnie śmietanki
do towarzystwa żąda podstawki
chce delikatnego gestu
który trwałby dłużej niż chwila
a budzik choć
uciszony
nadal ponagla sekundy
i popycha mnie
czas wyjść na scenę dnia