strzeliste palmy mierzą w galaktyki gwiazd
korony płoną zachodami słońca
na zarzut o skąpą fotosyntezę
oferują foto - okiem rzuca świat
sława sięga bruku
w tle tańczy umęczony Elvis
pięć minut nadchodzi raptownie
jak trzęsienie ziemi
odchodzi z wyciem kojota
na wzgórzu afiszowych marzeń
odległość mierzy się czasem
prawdziwy Wild Wild West
pamiętam o tym gdy
gniję na autostradzie
tłocząc mojej dżungli krew
delfiny w tej sekundzie
kręcą gratisowe salta
surferzy odziani endorfiną
wracają do marzeń o fali
basenowe wille puszczają
białą kreską oko
do kolejki chętnych na
sfabrykowany sen
darowany przedpłatą
z namiotem pod mostem
jesienią tasmańska Santa Ana
zamiata spopielone anioły
upadłe od podciętych skrzydeł
trzymam rękę na pulsie
w betonowej arterii
musiałam przelać
wiele krwi by ją dziś
kochać