Za dnia rozum żyje.
Tworzy, buduje, wzrasta, rozwija
Potężne budowle, mosty, kopalnie.
Wprowadza wciąż nowe.
Weseli się sukcesami.
Rozwija swą potęgę po bezkres
Poszerzając wciąż nowe granice
Pręży się dumnie.
Okiełznał te ziemie.
Gdy się obudzi długo i ciężko pracuje
Aż do późnego zmroku na swój dorobek.
Wypracował swój los.
Wieczorem zapada w sen.
A kiedy śni o nowym dniu i marzeniach,
Ustępuje panującemu w nocy stworzeniu.
Przejmuje władzę.
Nocą ożywa instynkt.
Wraz z księżycem podąża cyklicznie,
Walczy o przetrwanie w swym świecie.
Nie poddaje się.
Smuci się porażką.
Nie ustaje w tej odwiecznej walce
O to co od zawsze było dobre i znane.
Ze śmierci nowe życie.
Broni nocą swych praw.
By łańcuch stworzenia trwał wiecznie
Zjada się wzajemnie i odradza ponownie.
Beznamiętnie od dawna.
Lecz i księżyc zachodzi.
Wycieńczony zwierz chowa się w lesie
Przed człowiekiem za dnia polującym.
Jednak jest coś jeszcze.
Jest ten moment krótki.
Kiedy noc ustanie i zanim dzień wzejdzie,
Gdy nie jest już ciemno i nie jest jasno.
Wtedy kiedy jest świt.
Czas chwilowej harmonii.
Można usłyszeć spadającą krople rosy
I zobaczyć własne w niej odbicie
Przepełnione spokojem.
Całkowita nastaje cisza.
Usłyszysz wtedy szept najdelikatniejszy,
Głos duszy niczym teraz nie stłumiony.
Wszystko zamarłe w bezruchu.
Wyjęty z ram czasu.
Nieuchwytny okres budzący cykl od nowa,
Że trwać nie może dłużej niż teraz.
Tak krótko żyję.