Moneta żywego złota
Chowa się za las dębowy
Wyschły dawno polne błota
Wschodzi książę poborowy
Czy lepsze złoto od srebra?
Pomyślałem gdzieś po drodze
I nagle całkiem jak z cebra
Deszcz spuścił fantazji wodze
Kaptur płaszcza wiosennego
Nie nasunął się na głowę
Czytasz wnet z uśmiechu mego
Przyjmujesz go jak ust mowę
Odbierasz mi całą ochronę
Kaptur i płaszcz - a woda i deszcz
Obrały już naszą stronę
Wiem, choć marny ze mnie wieszcz
Jednakże po to jestem tu
Znów na szlaku mym pielgrzymim
By przez posłańców Twoich stu
Tchnięty, być na wieki przy Nim
Uniesiony przez Anioły
Przed oblicze przechwalebne
Ponad ziemskich kar mozoły
Ja, stworzenie Mu potrzebne