Litania do kamerdynera ceni
Księciu zakonów, śmierci i sztyletów
To jest noc poświęcenia krwi gorącej
Lecz dla cieni nagich, a nie Koheletów
Piszących o łzie tej w oczy patrzącej
Wierzących w morał nocnych amuletów
Spłynie obłędu łza po policzku niewiary
I wytryśnie źródło miłości tej przeklętej
Lecz nie boję się Boże twej srogiej kary
Prawość boi się tej zawiłości niepojętej
To szatańska lira przywołuje moje dary
A rosnę wśród ściernisk gdzie dróg brak
Oddaję siłę życiową demonom w obronę
Wokół jednak pomylonych tłumy pokrak
I w ich rzygowinach przeklętych dziś tonę
A uspokaja mnie tu tylko heroinowy mak
Ale dar, który tobie przez życie niosłem
Moja wrząca jak grzech w żyłach krew
Jest czarnej duszy mojej cichym posłem
Który niesie pełne dzbany a w nich czerw
Dziś staję się ofiarnym i gorzkim osłem
Weź, póki wrze we mnie cholera i złość
Bierz, póki mam jeszcze chęć i nadzieję
Niech spłonie w twojej mocy ta swiętość
A kogut niech milion razy dzisiaj zapieje
Me oddanie udowodni darów wierność